Reklama

Wrócił prawdziwy Carlitos! Reszta dwa poziomy niżej

redakcja

Autor:redakcja

09 marca 2018, 23:43 • 3 min czytania 38 komentarzy

Przy Reymonta uniknięto nerwowej atmosfery, która na pewno zapanowałaby w razie kolejnego niepowodzenia. To w zasadzie zasługa jednego człowieka. Carlitos po strzeleniu pierwszego gola znów zaczął grać na poziomie, do którego nas przyzwyczaił jesienią, a w drugiej połowie wręcz bawił się na boisku. Koledzy oraz rywale byli dla niego tłem.

Wrócił prawdziwy Carlitos! Reszta dwa poziomy niżej

Fajnie jest w życiu dawać prezenty, ale akurat boisko należy do wyjątków, gdy nie jest to mile widziane. Tymczasem już na samym początku jedni i drudzy próbowali się obdarować. Najpierw Zoran Arsenić drewnianą interwencją stworzył sytuację dla Igorsa Tarasovsa, a później tenże Tarasovs skiksował i przed szansą stanął Jesus Imaz. Nie po raz pierwszy i ostatni tego dnia zawiódł w kluczowym momencie, ze skutecznością hiszpański skrzydłowy był wyjątkowo na bakier.

Dziwny to był mecz. W środku pola obu drużyn często mieliśmy lej po bombie, przez co atakujący rywale nie mogli narzekać na brak przestrzeni przed polem karnym. Cóż jednak z tego, skoro nie potrafili dobrze rozegrać akcji, a gdy już nawet to się udało, zawodziło wykończenie. Nawet bezsensowne wyjście Juliana Cuesty poza pole karne pozostawało bez konsekwencji, bo Arkadiusz Piech ledwo zdołał kopnąć piłkę, nie było mowy o sile i precyzji.

Dość długo wydawało się, że groźniejszy jest Śląsk. Na papierze nie było jednak po tym śladu. Ale wracamy do tematu prezentów. Tim Rieder swoim zachowaniem z 20. minuty sprawił, że na miejscu szefów klubu wysłalibyśmy go na jakieś testy na inteligencję. Facet przy dośrodkowaniu ze stałego fragmentu w ostatniej chwili wchodzi wystawionym łokciem przed Zorana Arsenicia, co oczywiście kończy się zagraniem ręką. Co Niemiec miał na myśli? Jak chciał to rozwiązać? Chętnie byśmy poznali jego wersję. W każdym razie – Daniel Stefański po analizie VAR (Piech powiedziałby: śmieszny VAR) słusznie podyktował rzut karny.

Reklama

Rieder zawalił jednym fatalnym momentem, za to Tarasovs “grał swoje”, czyli kilka razy kopał się po czole lub drzemał. Carlitosa przy drugiej bramce krył tak przebiegle, że na ulicy uciekłaby mu nawet emerytka chodząca o lasce. Gdyby Imaz zrobił swoje, po błędach Łotysza miałby dwa gole. I niewiele zmienia tu fakt, że to Tarasovs wyrównał na 1:1. No dobra, zmienia tyle, że dajemy mu notę 3, zamiast 2. Premierowy występ w tym sezonie (jesień stracona z powodu kontuzji) zaliczył Kamil Dankowski i też dołożył podarek dla Wisły, niefortunnie interweniując po akcji Tomasza Cywki, co sprawiło, że hiszpański as “Białej Gwiazdy” musiał już tylko dostawić stopę.

Wisłę – oczywiście poza krążącym w innej galaktyce Carlitosem – na dobrą sprawę też trudno jednoznacznie pochwalić. Z  pozostałych piłkarzy ofensywnych nikt nie spisał się na miarę oczekiwań. Zastanawia nas Nikola Mitrović. Facet umiejętności ma niezłe, fajnie potrafi znaleźć luki, gdy podaje do kolegów. Serb jest jednak tak wolny i jednostajny w poruszaniu się, że bardziej widzielibyśmy go w futsalowym turnieju zakładów mleczarskich niż w mimo wszystko zawodowej lidze, gdzie pewne parametry fizyczne obowiązują wszystkich. Dopiero po jego zmianie i wprowadzeniu Tibora Halilovicia, Wisła zdominowała środek pola i zaczęło się lepsze granie. Wychodzi na to, że z wyjściowego składu oprócz Carlitosa wyróżniał się jeszcze bardzo aktywny Maciej Sadlok i to w zasadzie tyle.

Krakowianie dzięki temu zwycięstwu znów są w dość komfortowym położeniu w kontekście zachowania miejsca w grupie mistrzowskiej. Śląsk w tym roku jeszcze nie wygrał, a dla trenera Tadeusza Pawłowskiego to już osiemnasty z rzędu mecz bez kompletu punktów. Jak tak dalej pójdzie, Termalica i Sandecja będą mieć wiernego towarzysza w “walce o spadek”.

[event_results 426428]

Fot. Jakub Gruca/400mm.pl

Reklama

Najnowsze

Komentarze

38 komentarzy

Loading...