25 bramek straconych w tym sezonie przez Jagiellonię Białystok plasuje ją w gronie najskuteczniejszych defensyw w naszej ekstraklasie. Białostoczanie są pod tym względem gorsi jedynie od Lecha Poznań. Zajmują drugie miejsce, ex aequo z Arką Gdynia, z którą przegrali nadspodziewanie wysoko (1:4), pogarszając sobie ten i tak bardzo korzystny bilans. To był jednak wypadek przy pracy. Generalnie defensywa “Jagi” prezentuje się niesamowicie solidnie. Mamy wrażenie, że w bramce Dumy Podlasia mógłby stanąć nawet Zenek Martyniuk, a i tak nie miałby zbyt wiele do roboty.
Nie wierzycie? No to spójrzcie na przykład Mariusza Pawełka, który jest w tej rundzie praktycznie bezrobotny. Legitymuje się obecnie 80-procentową skutecznością obronionych strzałów, ale rywale nie stwarzają sobie zbyt wielu okazji, aby choć spróbować go pokonać. W siedmiu meczach, które do tej pory rozegrał, przeciwnicy uderzali na bramkę zaledwie 15 razy (za ekstrastats.pl). Trzy próby okazały się skuteczne. To tylko nieco ponad dwa groźniejsze uderzenia na mecz. Oczywiście grzechem byłoby umniejszać w tym miejscu dokonania Pawełka. Trudno było spodziewać się, że to akurat ten bramkarz będzie pierwszym wyborem w drużynie lidera naszej ligi. Jasne, wydatnie pomogła mu kontuzja Mariana Kelemena. Słowak ma w tym sezonie sporego pecha. Podczas zimowych przygotowań doznał urazu dłoni, a później naderwał mięsień międzyżebrowy, z którym ma kłopoty od dawna. Jednak tak jak grzechem byłoby nie doceniać obecnej “jedynki”, tak trzeba również zwrócić uwagę na obronę, który praktycznie nie dopuszcza do oddawania groźnych strzałów.
To nie przypadek, że Pawełek nie zaliczył w ciągu siedmiu rozegranych przez siebie meczów żadnej fantastycznej, wymagającej interwencji. A przynajmniej takiej sobie nie przypominamy. Powodem jest oczywiście niesamowicie szczelna defensywa. Jagiellonia straciła w 2018 roku zaledwie jedną bramkę – w starciu z Lechią Gdańsk. Poza tym nie dała się pokonać napastnikom Piasta Gliwice, Cracovii, Legii Warszawa i Wisły Kraków.
Niewątpliwym sukcesem Ireneusza Mamrota jest odbudowanie mającego wcześniej kłopoty pozasportowe Łukasza Burligi. Jagiellonia już za czasów Michała Probierza miała spore problemy z obsadą prawej obrony. Jeszcze nie tak dawno zdarzało się przecież, że grali tam chimeryczny Ziggy Gordon czy przesunięty z konieczności Rafał Grzyb. Epizody na tej pozycji zaliczał nawet Przemysław Frankowski. Brakowało przede wszystkim zawodników z jakością. Tę miał zagwarantować Jakub Wójcicki, tyle że w obliczu renesansu formy byłego obrońcy Wisły Kraków, perspektywy na regularne występy znacznie się od niego oddalają. A przecież przez swoją uniwersalność miał dać Mamrotowi mnóstwo nowych możliwości.
Wójcicki wydawał się sensownym transferem, jednak pozyskanie tego zawodnika i jednoczesna sprzedaż Tomasika całościowo nie wyglądała na podniesienie jakości w drużynie. No i właśnie, dochodzimy do przykładu Tomasika, którego odejście okazało się dla Jagiellonii praktycznie bezbolesne, a przecież jeszcze niedawno uchodził za najlepszego lewego obrońcę w lidze. Świetnie zastępuje go bowiem Guilherme. W środku pola rządzą Runje i Mitrović, który na dobre posadził na ławce Gutiego – przez dłuższy czas przecież podstawowego defensora. Oczywiście nie musimy dodawać, jak wielką rolę odgrywa w tej układance także defensywny pomocnik Taras Romańczuk. Rozliczył to ostatnio Michał Sadomski.
Tym sposobem drużyna Ireneusza Mamrota, oprócz feralnego meczu z Arką, jeszcze tylko cztery razy straciła więcej niż dwie bramki w jednym meczu. Działo się tak w starciach z Sandecją, Koroną, Lechią i Górnikiem. Mało. Bardzo mało.
Szczelność defensywy “Jagi” robi wrażenie. Trudno tu już cokolwiek ulepszyć, można tylko szlifować, aby nie obrać złego kursu. Zresztą, ta drużyna świetnie funkcjonuje także w ofensywie. Pod względem skuteczności ogląda plecy Legii, ale zajmuje drugie miejsce, razem z Koroną. Jak widać, trenerowi udało się znaleźć tak potrzebną każdej drużynie równowagę. To nie jest drużyna, która wygrywa szczęśliwie. To nie jest drużyna, która ogranicza się do murowania bramki. To też nie jest drużyna bezmyślnie rzucająca się na rywala. To jest drużyna zbalansowana, która wydaje się gotowa do ponownej walki o mistrzowski tytuł. Oczywiście, nie ma co pompować balonika, zostało jeszcze sporo kolejek, podczas których – jak to w naszej nieprzewidywalnej ekstraklasie, będącej często na bakier z logiką – wydarzyć się może jeszcze tak naprawdę wszystko. Jaga na tę walkę wydaje się jednak gotowa.
Fot. FotoPyk