Romeo Jozak i Ireneusz Mamrot. Z pozoru dwa różne światy, temperamenty, warunki, w jakich pracują. Łączy ich jedno – przyszli, by zastąpić idoli trybun i obaj przez pierwsze miesiące wciąż mierzyli się z porównaniami do poprzedników – czytamy w Przeglądzie Sportowym.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Mamy środek tygodnia, ale to nie przeszkadza cieszyć się “Ligowym weekendem”. Tematem głównym oczywiście mecz Legii z Jagiellonią, zapowiadane jako starcie trenerów z dwóch różnych światów.
Jozak uczy się zarządzania dorosłymi zawodnikami właśnie w zespole mistrza Polski. I choć było mnóstwo obaw, czy to nie jest zbyt duże ryzyko, to dziś właściciel klubu, Dariusz Mioduski, na pewno nie żałuje wrześniowego zagrania va banque. Podobnie jak Kulesza, który również zaryzykował, sprowadzając w miejsce barwnego Probierza człowieka z zupełnie innym temperamentem. Widać jednak, że i Mamrto się zmienia, robi postępy nie tylko jako trener. Przed przyjściem do Jagiellonii niemal w ogóle nie mówił po angielsku. Po siedmiu miesiącach pracy sporą część odpraw prowadzi w tym języku. Nie miał wyjścia, bo w jego drużynie jest aż 12 obcokrajowców. – Tak naprawdę przeciwnicy, jakich miały Jaga i Legia w tym roku nie byli wymagający. Wtorkowy mecz pokaże czy oba zespoły są na podobnym poziomie – uważa Marek Citko, były piłkarz obu klubów.
Na następnej stronie kontynuacja wątku tego meczu. Tym razem o tekst o bardzo dobrym początku rundy w wykonaniu Jagi.
Mamrot podkreśla, że udane wejście w rundę sprawia, iż do stolicy wyjechali bez żadnej presji. – Nie drżymy o miejsce w czołowej ósemce. Ten cel osiągnęliśmy, walczymy dalej, lecz teraz stawka nie sparaliżuje nas, jak mogłoby się to stać, gdybyśmy balansowali na granicy grupy mistrzowskiej i spadkowej (…) “Niedocenieni” – tak się czuliśmy po pierwszych dwóch spotkaniach. Owszem, nie były wybitne w naszym wykonaniu, lecz graliśmy przyzwoicie. A tu opinie, że Piast zagrał słabiej, że identycznie Cracovia. Niedawno wpadła mi w ręce przedsezonowa sonda. W kontekście walki “o coś” tylko kilka osób wymieniło Jagiellonię. Jasne, dziś niczego nie można przesądzać. Nie ukrywam jednak, że kiedy spojrzę na tabelę, to w te mroźne dni robi się trochę cieplej.
Obok przeczytamy o sądnych dniach Nenada Bjelicy w Lechu.
W niedzielny wieczór gościem programu Liga+Extra w stacji Canal+ był prezes klubu, Karol Klimczak. Jednym z punktów był “pomidor”, czyli zabawa, w której można pytanie odpowiedzieć tylko “tak” lub “nie”. Raz można skorzystać z tytułowego pomidora. I szef Lecha zrobił to, kiedy padło pytanie: “Czy brak mistrzotwa Polski będzie równoznaczny z zakończeniem misji przez Nenada Bjelicę?” To pokazuje jak gorący zrobił się stołek pod szkoleniowcem. W klubowych gabinetach nie rozprawia się już o rozliczeniu na koniec rozgrywek, tylko teraz (…) Co zrobi Kolejorz, jeśli za tydzień zarząd uzna, że misja Bjelicy dobiegła końca? (…) Przygotowane są dwa warianty. Pierwszy jest taki, że zespół przejmuje Piotr Stokowiec (…) Według drugiej opcji przyjdzie trener tymczasowy, których poprowadzi lechitów do końca rozgrywek, a potem pojawi się szkoleniowiec spoza Polski.
Poniżej tekst o powrocie Marcina Robaka do Poznania.
Następnie duży tekst o Michale Heliku.
Nie pójdziesz na sektor fanatyków? – dopytywał ojciec. Bał się o syna, który jeszcze uczył się w gimnazjum. Nie chciał, by przebywał obok kibiców, którzy nie są dobrze odbierani. – Oczywiście, że nie – odpowiadał z uśmiechem Michał. Ale chęć przeżycia czegoś wyjątkowego była zbyt silna. Kilkanaście lat temu na stadionie Ruchu Chorzów nie było elektronicznych wejść. Panowie przy kasach stali z dziurkaczami, a między bramami były przejścia, które pozwalały znaleźć się w dowolnym miejscu na stadionie. Droga na “młyn” była otwarta i Helik z kilkoma kolegami regularnie z niej korzystał. Nie przejmowali się, że są młodsi i niżsi od wszystkich wokół. Chcieli tam być, śpiewać z fanami i wspierać swój ukochany klub.
Obok artykuł o Arkadiuszu Recy, który swego czasu był bliski przenosin do Cracovii.
Pierwszy kontakt krakowskiego klubu z lewym obrońcą lub skrzydłowym Nafciarzy miał miejsce latem 2016 roku. Wisła była wówczas opromieniona awansem do Ekstraklasy, a Recha uchodził za jednego z głównych architektów tego sukcesu – w sezonie 2015/16 strzelił w I lidze 12 goli i miał 4 asysty. Mimo atrakcyjnej oferty dla płockiego klubu (mówiło się o 300 tys. zł) zawodnik zdecydował się zostać. Podobnie było tej zimy.
Adam Owen może uczyć się na własnych błędach, bo ostatnio popełnich ich sporo.
Trener Lechii znalazł się w trudnej sytuacji. Tak naprawdę stoi pod ścianą i czeka na wyrok. Ma szczęście, że kierownictwo gdańskiego klubu nie sugerowało się ostatnimi wynikami biało-zielonych. W przeciwnym razie, dziś drużynę prowadziłby ktoś inny. Adam Owen w swojej pracy z biało-zielonymi popełnił kilka grzechów, które sprawiły, że jego zespół walczy o utrzymanie, zamiast bić się o pierwszą ósemkę.
Na kolejnej stronie tekst o Kamilu Mazku, który wraca do żywych.
– Kilka miesięcy temu był moment, że chciałem prosić o zmianę klubu, bo czułem, że tracę czas. Teraz jest inaczej. Wiem, że u nowego trenera znowu mogę powalczyć o miejsce w składzie – zapowiada Kamil Mazek. Mariusz Lewandowski docenia jego aktualną formę. Niewykluczone, że we wtorkowym spotkaniu z Sandecją pojawi się w wyjściowej jedenastce. Po raz pierwszy od maja ubiegłego roku.
Obok przeczytamy też o najgorszej serii Sandecji od 5 lat, a także Romanie Gergelu, który najlepiej gra zawsze na początku kadencji nowych trenerów.
Dalej przeczytamy o Igorze Angulo, który ma właśnie najdłuższą przerwę strzelecką odkąd trafił do Zabrza.
Wiosną inaczej podchodzą też do Angulo rywale. – Dokładnie przeanalizowano system zabrzan. Wiadomo, że Hiszpan to bardzo szybki zawodnik, który dobrze gra z kontry, kiedy otrzymuje prostopadłe piłki oraz potrafi współpracować z Rafałem Kurzawą. To “czytanka Pana Janka”, czyli rzeczy, które widać jak na dłoni. Dlatego rywale cofają się, a przy stałych fragmentach jeden pilnuje Igora z przodu, drugi z tyłu. Jest mu trudniej niż w poprzedniej rundzie – ocenia Marek Kostrzewa.
Obrona Wisły jest w rozsypce. W meczu z Koroną będzie musiała poradzić sobie bez czterech stoperów.
Bardziej prawdopodobne jest jednak to, że do składu na prawą obronę wskoczy Matej Palčič, pozyskany w zimie Słoweniec, a na środek obrony zostanie przesunięty Jakub Bartkowski, który jeszcze nie grał na tej pozycji w lidze, ale w sparingach był na niej testowany. Możliwe jest też przesunięcie Macieja Sadloka z lewej obrony na środek. Wtedy Bartkowski zagrałby jako lewy obrońca. Niezależnie od wybranego wariantu obrona Wisły, która w trzech pierwszych meczach zagrała w tym samym zestawieniu, tym razem będzie eksperymentalna.
Do formy wrócił też Jakub Czerwiński z Piasta.
– Sam poprosiłem Legię o zgodę na wypożyczenie. W Warszawie niczego mi nie brakowało, ale potrzebuję cieszyć się graniem w piłkę, a siedzieć to lubię, tyle że u siebie w domu – mówił „PS” stoper po przeprowadzce do Gliwic. Błyskawicznie wywalczył miejsce w podstawowym składzie. W premierze ligowej dyrygowana przez niego obrona spisywała się bardzo przeciętnie, stąd wynik 0:2 z Jagiellonią. W dwóch kolejnych meczach Czerwiński i spółka zagrali tak, że rywale nie zdołali ani razu pokonać gliwickiego bramkarza. W niedzielę, w meczu z Wisłą Kraków (0:0), środkowy obrońca był najlepszym zawodnikiem na boisku. Wygrał 75 procent pojedynków z rywalami, zanotował 9 przechwytów, wybił piłkę z linii bramkowej po strzale Jesusa Imaza.
Wychodzimy też poza Ekstraklasę i zaglądamy do Anglii. Przeczytamy chociażby o fali krytyki, jaka spadła na Arsenal po przegranym finale Pucharu Ligi Angielskiej.
Niedzielny finał na Wembley był najgorszym w 131-letniej historii Arsenalu. W żadnym innych rozgrywkach nie przegrali w decydującym meczu tak wysoko i nie zaprezentowali się tak słabo. Napięcia dało się odczuć również po Wengerze. Francuz najpierw starł się z Guardiolą, sugerując faul Agüero na Mustafim przy pierwszym golu, a potem z sędziami. Kiedy pod koniec meczu ruszył z pretensjami do arbitra, dlaczego doliczył tak mało czasu, ten odparł mu ironicznie, nawiązując brutalnie do gry Arsenalu: „Ale po co ci te dodatkowe minuty?”
Mamy też felieton Dariusza Dziekanowskiego.
Najpierw dwa słowa o Legii. Widać po jej grze, że trener Romeo Jozak ma autorski pomysł i konsekwentnie go realizuje. W kolejnym spotkaniu widzimy te same elementy – sporo gry z pierwszej piłki, większość podań posyłanych do przodu, mało akcji rozgrywanych wszerz boiska. Poza oczywiście momentami, kiedy jest to konieczne – kiedy trzeba poczekać cierpliwie, aż w ustawieniu rywala pojawi się jakaś luka (…) Niepokoi mnie nieco jedynie postawa Michała Pazdana. Mamy przecież do czynienia z reprezentantem Polski, a na razie nie widać, żeby stoper kadry Adama Nawałki był w najwyższej formie. Niepokojące jest to, że Pazdan najwięcej energii traci na naprawianie własnych błędów. Jest to trochę na zasadzie: potknąłem się, ale robię wszystko, żeby nie upaść. Potem jego ofiarne interwencje są eksponowane i chwalone, ale niewielu zauważa, że są one efektem jego własnych pomyłek.
SUPER EXPRESS
Jednym z ważniejszych tematów w dzisiejszym wydaniu jego mecz Legii z Jagiellonią. Otrzymujemy zatem rozmowę z Martinem Pospisilem.
– Kto w Legii jest najgroźniejszy? Bo w Jadze wiadomo – nowy Vassiljev, jak nazywają pana w Białymstoku.
– Słyszałem, że kibice porównują mnie z Vassiljevem. To bardzo miłe, bo Kostia był prawdziwym wodzem drużyny, ale ja jestem Pospisil i gram po swojemu. Co do Legii, to na każdej pozycji ma klasowych zawodników. Nie można się skupić na pilnowaniu jednego czy dwóch. Trzeba cały czas być czujnym. Ale my nie patrzymy na rywali. Koncentrujemy się na sobie. Bo jak dobrze zagramy, to przeciwnicy będą mieli problem.
Obok – tekst zapowiadający KSW 42 o Mamedzie Chalidowie, wzmianka o zatrzymanym bramkarzu Górnika Zabrze, a także o wyjazdowej serii Lecha.
Koszmarna seria została właśnie przedłużona do dziesięciu meczów bez wygranej. To niejedyna zła informacja. Strzelecka posucha na obcych boiskach urosła już do 478 min. – Bardzo trudno nam strzelić bramkę na wyjeździe. Zasłużenie przegraliśmy – tłumaczył się Bjelica po spotkaniu z Koroną.
Na następnej stronie podsumowanie igrzysk w Pjongczangu w formie alfabetu.
RZECZPOSPOLITA
Krótka rozmowa z Michałem Probierzem między innymi o jego roli skandalisty.
– Kazał pan wyłączyć ogrzewanie murawy przed meczem z Legią czy nie?
– Oczywiście, że tak. Tak samo jak kazałem wyłączyć klimatyzację w autokarze, którym jedziemy teraz do Płocka na mecz z Wisłą. To niesamowita historia, że jakiś anonim napisał coś na Twitterze, a nas zaczynają sprawdzać, nękać. Do klubu dzwonili przedstawiciele Ekstraklasy SA, żeby się dowiedzieć, czy faktycznie wyłączyliśmy podgrzewanie boiska, jakieś pisma przyszły… paranoja. Można napisać nawet największą bzdurę w sieci, ale jeśli okrasi się ją nazwiskiem Probierz, zostanie uznana za prawdę objawioną.
– Nie jest tak, że zapracował pan na taką opinię?
– Oczywiście, że tak. Jestem winny wszystkiemu, co złe w polskiej piłce.
Obok tekst o polskiej wyprawie na K2 oraz Denisie Urubko, który samodzielnie atakował szczyt.
GAZETA WYBORCZA
Całość działu sportowego poświęcona sportom zimowym. Mamy tekst o Rosjanach, którzy znów chcieliby gościć najlepszych biatlonistów świata czy też rozmowę z Ewą Białkowską o wynikach polskich panczenistów w Pjongczangu. Stronę dalej znajdziemy z kolei artykuł o tym, kto dominuje w zimowych dyscyplinach.
Fot. 400mm.pl