Bayern już nie zapiera tchu w piersiach, jak za Pepa Guardioli, ale dzięki wyeksponowaniu dawnych atutów i tak jest o krok od ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Bawarski gigant w pierwszym meczu nie dał szans Besiktasowi i wygrał aż 5:0. Dwa gole i asystę miał Robert Lewandowski – czytamy w Przeglądzie Sportowym
Przegląd Sportowy
Liga Mistrzów to główny temat dzisiejszego wydania gazety. Głównym bohaterem – Robert Lewandowski.
[Heynckes] do Rodrigueza dotarł na tyle, że dziś możliwość wykupienia go z Realu Madryt za trochę ponad czterdzieści milionów euro jest traktowana jako kolejny transferowy majstersztyk Bawarczyków. Müller znów pokazuje największe atuty. Robben i Ribery spisują się na tyle dobrze, że dziś zwolenników natychmiastowego rozstania z nimi jest znacznie mniej, niż jeszcze jesienią. Pomoc ustabilizowało przesunięcie do niej z obrony Javiego Martineza i wykrzesanie potencjału z Arturo Vidala, szatnię uspokoiło doświadczenie i sprawiedliwość dobrego dziadka Juppa, a sztab, który z nim przyszedł, sprawił, że cały zespół wygląda obecnie na dobrze przygotowany fizycznie. Wreszcie Ulreich, który miał być najsłabszym punktem Bawarczyków, gra na tyle dobrze, że niewykluczone, iż pojedzie na mundial do Rosji.
Obok czytamy podsumowanie drugiego wczorajszego spotkania, czyli Chelsea – Barcelona.
W końcówce, kiedy brakowało sił, a Chelsea chciała zadać kolejny cios, mecz stał się bardziej otwarty. W przypadku Barcelony prawdziwe okazało się zdanie, że do dziewięciu razy sztuka, bo tyle spotkań musiał czekać Messi na pierwszą bramkę przeciwko londyńczykom. Przed polem karnym piłki nie przejął Andreas Christensen, co wykorzystał Andres Iniesta. Hiszpan wbiegł w pole karne, wystawił piłkę Messiemu, a ten już się nie pomylił.
Przeczytamy także zapowiedzi dwóch dzisiejszych spotkań Champions League. Sevilla już wyszła z kryzysu i może napsuć krwi faworytom.
Dzisiaj wszystko wskazuje na to, że kryzys został już zażegnany, chociaż trzeba pamiętać, że Sevilla jest dość chimeryczną drużyną: potrafiła wyeliminować z Pucharu Króla Atletico Madryt, by niedługo potem przegrać w lidze 1:5 z Eibarem… Zespół ze stolicy Andaluzji nie gra jeszcze tak, jak życzyłby tego sobie włoski szkoleniowiec (jego zdaniem piłkarze mają problemy z wykorzystywaniem sytuacji i w związku z tym strzelają mało goli), ale efekty jego pracy zaczynają być widoczne. Pod jego wodzą znacznie lepiej spisuje się Luis Muriel, a przede wszystkim Pablo Sarabia, który w ostatnich sześciu meczach uzbierał 5 bramek i 3 asysty.
Obok czytamy o Romie, która ma idealną szansę na awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów.
Mimo wielokrotnego uczestniczenia w rozgrywkach Champions League jedynie w sezonie 2006/07 udało jej się dotrzeć choćby do ćwierćfinału. Teraz giallorossi stoją przed doskonałą szansą do wyrównania swojego największego osiągnięcia. Przeciwnik jednak – choć na pozór wydawałoby się inaczej – nie należy do grona tych, którzy łatwo się poddają. W tym sezonie Szachtar wyeliminował liderujące w Serie A Napoli, pokonał Manchester City, natomiast osiem lat temu w tej samej fazie rozgrywek w dwumeczu rozgromił 6:2 właśnie Romę.
Na kolejnych stronach czytamy między innymi o “człowieku sukcesu, który ma pomóc Legii”.
Nowy doradca Dariusza Mioduskiego Bernhard Heusler jest bardzo ceniony w Szwajcarii, gdzie zbudował silne FC Basel. Zwykle, gdy kibice wpadają na murawę, to prezes klubu może się smucić, bo oznacza to kary finansowe. Z Bernhardem Heuslerem było inaczej. „Inwazja” fanów bardzo go wzruszyła. 2 czerwca zeszłego roku w 73. minucie spotkania Basel – St. Gallen (2:1) sympatycy gospodarzy wkroczyli na boisko, doprowadzając do przerwania spotkania, i pokazali transparent „Chapeau, Barni”. W taki sposób podziękowali odchodzącemu szefowi klubu za 11 lat pracy, w tym pięć i pół roku pełnienia roli prezesa. To ewenement na skalę światową, by kibice w taki sposób odwdzięczyli się prezesowi.
Kurzawa walczący o mistrzostwa to kolejny dzisiejszy temat z Przeglądu Sportowego.
Zabrzanie łatwo pokonali w poniedziałek Bruk-Bet Termalikę 3:0. Rafał Kurzawa był jednym z najlepszych graczy na boisku. Zdobył gola oraz miał efektowną asystę – jedenastą w tym sezonie. Pomocnik błyskawicznie doszedł do formy, chociaż okres przygotowawczy miał zmarnowany. Ze względu na kontuzję mięśnia czworogłowego przez długi czas trenował indywidualnie i zimą wystąpił w zaledwie jednym meczu kontrolnym (…) – Bardzo szybko doszedł do siebie. Oglądałem poniedziałkowy mecz i Kurzawa zasłużył na dobre noty. Konkurencja w kadrze narodowej jest spora, ale Rafał ma szansę na wyjazd na mundial, bo nasi skrzydłowi borykają się z różnymi problemami – mówi Włodzimierz Lubański.
Parę zdań poświęcono także reaktywacji Jodłowca oraz zwolnieniu z Bruk-Bet Termaliki Macieja Bartoszka.
W dzisiejszym “Przeglądzie” przeczytamy też krótki reportaż o Andrzeju Pałaszu pracującym w Szanghaju.
Były napastnik Andrzej Pałasz rozegrał 34 mecze w reprezentacji Polski, strzelił 7 goli, był w kadrze na mundialu w Hiszpanii, gdzie biało-czerwoni zajęli trzecie miejsce. To jedyny wychowanek Górnika, który ma medal mistrzostw świata. Wcześniej w 1979 roku młody gracz rywalizował z samym Diego Maradoną o tytuł króla strzelców młodzieżowych MŚ. Najlepszy był wtedy Argentyńczyk Ramon Diaz – 8 bramek, Maradona strzelił 6 goli, Pałasz 5. Najbardziej kojarzony jest jednak z dobrymi występami w zabrzańskim klubie, z którym zdobył trzy tytuły mistrza Polski. W latach 90. na stałe osiadł w Niemczech i zaczął używać nazwiska Andreas Pallasch. Jeszcze niedawno był współwłaścicielem zakładu lakierniczego oraz trenował młodych piłkarzy w Niemczech. Jesienią 2017 roku zaczął pracować w Szanghaju.
Obok – felietony “Ofensywnych” oraz Michała Zaranka.
Wpadł mi w ręce liścik, który 15 lat temu w warszawskim hotelu wręczył mi przed wywiadem Andrzej Strejlau. Napisał w nim, iż “piłka nożna musi zostać oczyszczona z zaklętego kręgu oszustw i dyktatu pieniądza”. Okazja, by podzielić się treścią liściku (na Twitterze) była znakomita, bo Pan Andrzej obchodził właśnie 78. urodziny. Wpis skomentował kibic, który uznał przemyślenia jubilata za romantyczne, jednak dzisiaj nierealne do zrealizowania.
Na ostatniej stronie zaś przeczytamy o Niemcach, którzy nie lubią poniedziałków.
Poniedziałkowe starcie Eintrachtu Frankfurt z RB Liepzig pokazało jak wielki problem ma Bundesliga z kibicami, którzy nie akceptują poniedziałkowych terminów. Te pojawiły się w tym sezonie i od razu wzbudziły kontrowersje. Organizator rozgrywek tłumaczy, że chodziło o dobro klubów grających w czwartki w Lidze Europy. Ale to tylko część prawdy. Znacznie ważniejsze są gigantyczne pieniądze, jakie niemiecka ekstraklasa dostanie za pakiet pięciu poniedziałkowych spotkań. Ponoć kosztował on 80 mln euro za sezon. Prawa telewizyjne zostały sprzedane na trzy sezony. I jeśli każdy mecz w poniedziałki będzie miał taki przebieg jak we Frankfurcie, to w ten dzień piłka w Niemczech stanie się farsą.
Z tematów innych niż piłkarskie – przeczytamy także o skokach narciarskich i medalach dla naszych sportowców, które są dla nich nagrodą za poświęcenie.
Biało-czerwoni, dzień po olimpijskim konkursie drużynowym, w którym zajęli trzecie miejsce, odebrali medale. – Wzruszający moment – podkreślali chwilę później. W Pjongczangu wieczorem koreańskiego czasu znowu było bardzo zimno, ale nikt nie narzekał. – Medal jest faktem, wisi na naszych szyjach – mówili polscy skoczkowie po zejściu z olimpijskiego podium. Maciej Kot, Stefan Hula, Dawid Kubacki i Kamil Stoch mają już przy sobie “dowód” swojego sukcesu.
Stronę dalej – duży wywiad z Maciejem Kotem.
– Podczas tych igrzysk wydawało się, że Pana forma rośnie. Dodatkowy napęd dała rywalizacja z Piotrkiem?
– Dzięki niej w każdym skoku musiałem dać z siebie sto procent. Nie mogłem odpuścić. To była pozytywna rywalizacja, która podnosiła mój poziom. Miałem też w głowie, że każdy skok, który oddam, może mieć wielki wpływ na konkurs drużynowy. Chciałem walczyć w zawodach indywidualnych, ale zdawałem sobie sprawę, że tam o medal będzie bardzo trudno. Musiałem być gotowy na drużynę i czułem, że jestem coraz bliżej. Plan wypalił, bo w konkursie oddałem najlepsze skoki w Korei.
Super Express
Jan Urban jest zdziwiony swoim zwolnieniem ze Śląska Wrocław.
– Dymisja akurat po meczu z Legią, z którą dwukrotnie zdobywał Pan mistrzostwo polski, musiała zaboleć szczególnie?
– Nie spodziewałem się tego. Nie po takim spotkaniu, nie po Legii! Jak tak można?! Legia zagrała świetne spotkanie. Przegraliśmy, ale po walce. Podobnie jak w pierwszym meczu na Cracovii. Pech w ostatniej minucie, błąd indywidualny. Żałuję przede wszystkim, że nie dostałem szansy na rehabilitację.
Na stronie obok rozmowa z Bernhardem Heuslerem, nowym doradcą zarządu Legii.
– W Basel wsławiliście się bardzo udanymi transferami, pomógł pan zarobić klubowi fortunę, w ciągu sześciu lat zwiększając przychody z transferów z 3,6 mln zł do 220 mln złotych w 2016 roku. Czy transfer Mohameda Salaha, obecnie gwiazdy Liverpoolu, był pana największym majstersztykiem? Jak go znaleźliście?
– Nasz dyrektor sportowy miał „cynk” z Egiptu, że jest tam bardzo ciekawy piłkarz. Ale był pewien kłopot. W kraju były potężne zamieszki, liga została zawieszona, więc nie mieliśmy możliwości, aby zobaczyć go w akcji i się upewnić. Dziś myślę, że może na tym polegało nasze szczęście, bo gdyby liga egipska grała, to na pewno skauci mocniejszych klubów szybko zwróciliby na niego uwagę. Wpadliśmy wtedy na pewien pomysł: zaproponowaliśmy kadrze U-23 Egiptu mecz sparingowy z nami. I dzięki temu mogliśmy ocenić Salaha. Zrobił bardzo dobre wrażenie, więc długo się nie zastanawialiśmy. I tu przy okazji dwa słowa o naszej filozofii: staraliśmy się pokazać naszym partnerom z Afryki czy Ameryki Południowej, że jesteśmy solidni. Że warto zacząć u nas karierę w Europie, a potem przeskoczyć do wielkiego klubu.
Do tego też dwie krótkie wzmianki o Lidze Mistrzów – na temat wczorajszego meczu Bayernu z Besiktasem i Sevilli z Manchesterem United.
Mimo że mistrzowie Turcji niemiłosiernie kopali kapitana reprezentacji Polski, nie byli w stanie go zatrzymać, bo Lewy i tak zdobył dwie bramki, a jego Bayern wygrał aż 5:0 (…) Robert mógł zakończyć ten mecz z lepszym dorobkiem bramkowym ale albo na przeszkodzie stanęli obrońcy (zablokowany strzał przewrotką), albo pech (uderzenie w słupek z wolnego).
Rzeczpospolita
Choć Liga Mistrzów jest w toku, w dzisiejszej “Rzepie” nie uświadczymy zbyt wielu piłkarskich materiałów. Jest tylko krótka notka o meczu Sevilli z Manchesterem United.
Obie drużyny mają wysokie aspiracje, obie chciałyby odnieść sukces także w Champions League. Sevilla przekonała się boleśnie, że to rozgrywki z wyższej półki. 1/8 finału pozostaje dla niej barierą nie do pokonania. Na przeszkodzie stawały kolejno: Fenerbahce, CSKA Moskwa i Leicester, czyli wydawałoby się przeciwnicy w zasięgu hiszpańskiego zespołu…
Rzeczpospolita pośwęca więcej miejsca igrzyskom w Pjongczangu, między innymi naszym skoczkom.
Skoczkowie jednak rozdawali uśmiechy, im trudno się dziwić. – Medal wisi na szyi, emocje wróciły. To był piękny moment. Mam nadzieję, że nie ostatni raz go przeżywamy – mówił Maciej Kot. – Kamil już bywał na podium, dla mnie to pierwszy raz – wspominał Stefan Hula. – Czuję radość i dumę. Długo czekaliśmy, tak samo długo i mocno pracowaliśmy, żeby tego dokonać – dodał Dawid Kubacki.
Gazeta Wyborcza
Mało sportu. Najciekawszym materiałem sportowym jest rozmowa z Maciejem Kotem.
– To jest dla mnie fatalny sezon, dlatego ten medal igrzysk smakuje szczególnie. Jako nagroda za to, że się nie poddałem, nie załamałem, ale walczyłem, ile się tylko dało – mówi skoczek Maciej Kot, brązowy medalista olimpijski.
Fot. NewsPix.pl