Sandomierski jednak zagra, Górnik nie chce reformy, Szymanek o braku kasy

redakcja

Autor:redakcja

06 kwietnia 2013, 08:31 • 7 min czytania

Zapraszamy na sobotni przegląd prasy mimo że nie znaleźliśmy wielu materiałów szczególnie godnych polecenia.

Sandomierski jednak zagra, Górnik nie chce reformy, Szymanek o braku kasy
Reklama

FAKT

Grzegorz Sandomierski: Myślałem, że nie wstanę z ławki

Reklama

Zostałeś pierwszym bramkarzem Blackburn. Gratulacje.
– Ł»ycie daje i odbiera. Dobrze o tym wiem, bo moja kariera ostro zahamowała w Genk. Na pewno staję przed wielką szansą, bo nie spodziewałem się, że w tym sezonie wstanę jeszcze z ławki. Trenowałem przede wszystkim dla siebie, chciałem być gotowy w każdej chwili na grę. No i teraz taka okazja będzie.

Ale chyba nie w taki sposób chciałeś wywalczyć sobie miejsce w składzie?
– Oczywiście, że nie. W ogóle nie tak to miało wszystko wyglądać, zdaję sobie z tego sprawę. Tak naprawdę moje kłopoty zaczęły się w Belgii, a w Blackburn trafiłem na naprawdę silną konkurencję. Szkoda mi Jake’a Keana, który bronił bardzo dobrze, a teraz czeka go leczenie.

Wchodzisz do składu w bardzo ciężkim momencie.
– Plany zespołu zostały brutalnie zweryfikowane. Mieliśmy walczyć o awans do Premier League, a teraz bronimy się przed spadkiem. Nie mamy menedżera, prowadzi nas trener Gary Bowyer, który sam nie ma pojęcia, do kiedy będzie pełnił swoją funkcję. Zresztą szczerze nam to powiedział. Dla mnie to na pewno okazja, żeby pokazać się z jak najlepszej strony.

Echa reformy rozgrywek Ekstraklasy.

Flagowy pomysł prezesa spółki Bogusława Biszofa (47 l.) wreszcie wejdzie w życie. – Przede wszystkim cieszę się, że projekt przeszedł zdecydowaną większością głosów. Konsekwentnie robimy swoje. Na następne dwa lata mamy pełną stabilizację. Jestem oddalony od Polski o dwa tysiące kilometrów, ale ta informacja ogromnie mnie ucieszyła – mówi Faktowi Biszof. Władze ligi od dawna chciały uatrakcyjnić system rozgrywek, ale nie wszystkie kluby patrzyły na pomysł prezesa przychylnie. Więcej spotkań to także większe koszta związane z organizacją dnia meczowego. – Mieliśmy pewne problemy, dyskutowaliśmy, dlatego odłożyliśmy pomysł z 18 grudnia (wtedy nie doszło do głosowania nad reformą przyp. red.) aż do teraz. Rozumiem, że niektóre kluby martwią się o koszta związane z dodatkowymi meczami, ale są w mniejszości. To zespoły, które albo budują stadiony, albo nie znają się na marketingu – dodał Biszof.

RZECZPOSPOLITA

Ostatnia wojna o Gazzę.

Razem z talentem do futbolu dostał końskie zdrowie, ale ani trochę instynktu samozachowawczego. Jest jak dziecko, które ciągle pcha ręce do prądu. I patrzy, co na to dorośli. Na boisku robił wślizgi nonsensownie brutalne i sam się w ten sposób dwa razy połamał. Torturował się alkoholem, papierosami, bulimią. Psycholog, który kolegę Gascoigne’a z reprezentacji, Tony’ego Adamsa, wyciągnął z alkoholu i hazardu, a z Gazzą sobie nie poradził, przepowiedział mu kiedyś: albo wylądujesz w ścieku, albo w pierdlu, albo w ogóle nie doczekasz czterdziestych urodzin. A on doczekał, i to nawet poza więzieniem. Czasem się tylko zastanawia, po co się właściwie tej śmierci wymyka, skoro potem żyć ze sobą nie może. Od małego nie był w stanie wytrzymać samotności, zagłuszał ją czym się dało. Nawet zasnąć spokojnie nie umiał, bezsenność to był jeden z jego pierwszych upiorów, obok młodzieńczej kleptomanii. Coś go ciągle rozsadzało od środka, nie dawało spokoju. Nie lubił siebie, nawet u szczytu popularności nie dowierzał, że inni mogą lubić. Szczególnie nie znosił Gascoigne’a. Bo z Gazzą to co innego. Uwielbiany przez tabloidy książę błazen, chwilami żenujący, karykaturalny jak postać z kreskówki, Benny Hill na żywo, jakoś bardziej mu trafiał do przekonania. Klan doradców, który Paula zawłaszczył dla swoich zysków, doił przy transferach i kontraktach reklamowych: menedżerowie, marketingowcy, prawnicy, a nawet jeden z londyńskich restauratorów, upewniali go, że tak trzeba, na to czekają telewizje i sponsorzy. Jemu było w to graj. Chcecie idioty? To macie idiotę. Patrzcie i podziwiajcie.

GAZETA WYBORCZA

Śląsk chciał zatrudnić Nawałkę, teraz ma go pokonać.

Przedstawiciele Śląska po zwolnieniu trenera Oresta Lenczyka sondowali możliwość zatrudnienia w klubie Adama Nawałki. Teraz zwycięstwo we Wrocławiu prowadzonego przez niego Górnika może oddalić mistrza Polski od awansu do europejskich pucharów. W erze sukcesów, czyli wicemistrzostwa i mistrzostwa Polski, we wrocławskim klubie rozpatrywano tak naprawdę kandydatury tylko dwóch polskich szkoleniowców, którzy mogliby poprowadzić drużynę. Pierwszym z nich był obecny selekcjoner reprezentacji Waldemar Fornalik, drugim właśnie opiekun zabrzan. Fornalik do Śląska przymierzany był po pierwszym, srebrnym sezonie, na wypadek gdyby nowego kontraktu nie zdecydował się podpisać twórca tego sukcesu Orest Lenczyk. Z kolei o Nawałce myślano już w obecnych rozgrywkach, kiedy doświadczony szkoleniowiec z ekipą z Wrocławia się pożegnał. Przedstawiciele mistrza Polski sondowali możliwość zatrudnienia 56-letniego trenera Górnika, a lobbowali za tym szczególnie ludzie związani z grupą Polsat. Szkoleniowiec zabrzan ostatecznie wrocławianom jednak odmówił. Trenerem Śląska został więc Stanislav Levy, który drużynę prowadzi do dziś.

Ireneusz Król wyraził zgodę, żeby Polonia pojechała na przedmeczową koncentrację.

Mimo trudności finansowych, zaległości w wypłatach wobec piłkarzy i pracowników klubu, prezes stołecznego klubu Ireneusz Król wyraził zgodę, by zespół tak jak zwykle uczestniczył w przedmeczowym zgrupowaniu, najlepiej pod Łodzią. – Prezes nawet na to nalegał – stwierdził polonijny dyrektor. – Naradzaliśmy się jednak wspólnie między trenerami, z chłopakami z drużyny, stwierdziliśmy, że nie ma sensu jechać wcześniej. Mamy blisko, najwyżej półtorej godziny drogi, po co szaleć. Z opłaceniem treningów i wszystkiego, co z tym związane, nie jest u nas też tak źle. Dostałem od prezesa zaliczkę na cały przyszły tydzień – dodał Olczak. Do Łodzi Polonia pojedzie bez Aleksandra Todorovskiego. W derbach macedoński obrońca został ukarany czwartą żółtą kartką w sezonie. Poza kadrą znajdzie się również Mateusz Gliński, który doznał urazu kolana w sparingu z GKS Bełchatów, ale wraca do niej Mariusz Pawełek. Były bramkarz Wisły Kraków tuż przed spotkaniem z Legią również miał kłopoty ze zdrowiem, lekarze podejrzewali zerwanie więzadeł krzyżowych, ale skończyło się na chwilowej niedyspozycji. – Myśleliśmy nawet o tym, żeby włączyć go do zespołu na Legię, ale to było zbyt duże ryzyko. Z Widzewem będzie już brany pod uwagę – zapowiada Olczak.

DZIENNIK ZACHODNI

Mieszane uczucia klubowych włodarzy odnośnie reformy ligi.

Wojciech Borecki, prezes Podbeskidzia, powiedział Dziennikowi Zachodniemu: – Przyznam się, że maczałem w tej reformie palce, bo uczestniczyłem w rozmowach na wszystkich ich etapach, najpierw jako przedstawiciel Jagiellonii Białystok, a potem już Podbeskidzia. I jestem absolutnym zwolennikiem wprowadzanych zmian. Chodzi o uatrakcyjnienie rozgrywek, a przede wszystkim ich wydłużenie latem, gdy polska liga miała niepotrzebnie długie wakacje. Rozumiem zastrzeżenia krytyków – dotyczące finansów, bo przecież więcej spotkań to więcej kosztów, a także wątpliwości, czy telewizja, a więc główny płatnik, będzie w ogóle zainteresowana rozgrywkami słabszej grupy. Myślę jednak, że po to rozwijane są w klubach działania marketingowe, by sprostać nowym wyzwaniom, a po drugie trzeba zrobić wszystko, by na trybuny ściągnąć kibiców i sprawić, by tak zwany dzień meczowy był dniem opłacalnym. Artur Jankowski, prezes Górnika Zabrze powiedział Dziennikowi Zachodniemu: – Decyzja Ekstraklasy jest dla nas absolutnym zaskoczeniem. Chcę powiedzieć, że Górnik Zabrze nie jest przeciwny reformie rozgrywek, ale jesteśmy zniesmaczeni formą jej zatwierdzenia. Wbrew zapowiedziom nie poprzedziły jej końcowe konsultacje z klubami. Oczywiście mieliśmy informację o projekcie zmian, ale co najmniej jedenaście z szesnastu klubów miało jeszcze wiele pytań i oczekiwało ostatecznego spotkania z Zarządem Ekstraklasy. Nasze wątpliwości budzą kwestie finansowe. Przedłużenie sezonu o siedem spotkań zwiększa koszty minimum o milion złotych. Wpływy z nowej umowy telewizyjnej nie pokryją tych dodatkowych wydatków, tym bardziej, że spora część tej kwoty jest przeznaczona na spłatę długów Ekstraklasy. W nowym wariancie rozgrywek musimy mieć liczebniejszą kadrę, bo przecież w dłuższym sezonie trzeba się liczyć z większą ilością kontuzji, konieczne będzie zabezpieczenie pieniędzy na premie czy tak zwane wyjściówki meczowe. Do tego dojdą kolejne podróże na mecze, hotele i zgrupowania…

SUPER EXPRESS

Bartosz Bereszyński może grać jak فukasz Piszczek

Zimą do Legii przyszło kilku nowych zawodników, ale to nie ciebie typowano na największe wzmocnienie. Czujesz satysfakcję, że udowodniłeś niedowiarkom, iż warto było na ciebie postawić?
– Nikomu nie chciałem niczego udowadniać, wszystko robię tylko dla siebie i klubu, w którym gram. Słyszałem głosy, że Bereszyński Legii niepotrzebny, co on może jej dać. Trudno, wszystkim nie dogodzisz.

Spodziewałeś się, że trener Jan Urban przekwalifikuje cię z napastnika na prawego obrońcę?
– Jeszcze przed podpisaniem kontraktu trener powiedział mi, że widzi mnie na tej pozycji. Już na obozie w Hiszpanii ćwiczyłem grę w obronie, potem w sparingach i wywalczyłem sobie pozycję w drużynie.


– Na Łukaszu Piszczku. On tak samo jak ja został przesunięty na obronę z ataku. Odkąd mam nową pozycję, z większą uwagą oglądam jego grę. A jest co naśladować: świetnie się ustawia, podłącza do ataku, doskonale wie, kiedy zaatakować rywala. Mnie brakuje jeszcze doświadczenia, ale ciężko pracuję.

Ireneusz Jeleń krótko o chorym ojcu, swojej formie i strzelaniu goli

– Bramka, którą strzeliłem w poprzedniej kolejce, dodała mi pewności siebie. Teraz powinno być z górki. W poprzednich latach w Wiśle Płock i w Auxerre strzelałem urodzinowe gole. Mam nadzieję, że w sobotę też się uda – mówi Jeleń, który zimą miał… propozycję z Wrocławia. Piłkarz, ze względu na chorego tatę, wolał jednak zostać na Śląsku, a dokładniej w Beskidach. – Choć tatę zaatakował nowotwór, to najnowsze informacje są krzepiące. Nie chcę zapeszać, ale walka z chorobą idzie w dobrym kierunku – cieszy się napastnik Górnika, który codziennie dojeżdża do Zabrza z Ustronia. – Na benzynę mi nie braknie. A w Zabrzu nie gram dla pieniędzy. Lata spędzone we Francji pozwoliły mi co nieco odłożyć – uśmiecha się „Jelonek”.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Widzew i Polonia dłużne Szymankowi poważne pieniądze

– Za czasów pana Janusza Romanowskiego wiadomo, że klub tonął w długach. Gdy w 2003 roku przyszedł pan Jan Raniecki, to nawet dostałem podwyżkę, wszystko było wypłacane. Ale w grudniu 2005 roku wręczono mi dokument do podpisania, że zrzekam się zaległości za cztery lata gry przy Konwiktorskiej, której właścicielem był pan Romanowski. فącznie 300 tysięcy złotych. Nie zgodziłem się. Próbowali różnych sposobów, żebym zmiękł: nie zabrali mnie na obóz, dostałem zakaz treningów, nawet z drugą drużyną. Przez cztery miesiące ćwiczyłem z juniorami trenera Michała Libicha, poznałem tam Daniela Gołębiewskiego. Pamiętam, gdy zostałem zaproszony do radia Praga wraz z rzecznikiem prasowym klubu Waldemarem Skorupką, by rozmawiać o odsunięciu mnie od drużyny. Podczas audycji słuchacze mogli dzwonić i zadawać pytania. No i chłopaki z zespołu zadzwonili i zaczęli wołać: Skorupka, oddaj mu pieniądze!

Był pan nie do złamania?
– A jak można się zrzec takiej sumy? Dla mnie, biednego chłopaka, który wychował się na Pradze, to były naprawdę duże pieniądze. Do końca kontraktu zostały mi cztery miesiące, wiedziałem, że wytrzymam. Po latach wygrałem sprawę, wyrok trafił do komornika, ale ten jest bezradny. Dług należy do poprzedniej spółki, która co prawda istnieje, ale jest mnóstwo wierzycieli, nie ma skąd ściągnąć pieniędzy. Odkąd wszedłem do pierwszej drużyny, do momentu, kiedy klub przejął pan Raniecki, grałem na pensji człowieka pracującego fizycznie, zarabiającego ok 2,5 tys zł miesięcznie. Podstawa 1200 zł plus stypendium.

Dało się spokojnie przeżyć w stolicy z taką pensją?
– Mieliśmy wynajęte przez Polonię mieszkania, ale mi w końcu je wypowiedziano. Wróciłem do mamy, potrzebowałem pieniędzy tylko na swoje wydatki. Trochę kombinowałem, jak to chłopak z Pragi.

Dominik Nowak został zwolniony z posady. W piątek rano zarząd Floty anulował decyzję.

Po kolejnym przegranym spotkaniu, w świąteczną sobotę z GKS Tychy (0:1), członkowie zarząd klubu postanowili działać. Klub skontaktował się z byłym trenerem Floty Petrem Nemecem. Czech był gotów zastąpić Nowaka, ale w kolegialnie podejmującym decyzje zarządzie Floty kandydatura Nemeca przepadła. Część działaczy pamiętała mu, w jakich okolicznościach zostawił dwa lata temu zespół. – Nie dość, że nas z dnia na dzień opuścił i odszedł do Arki, to podebrał nam kilku zawodników – przypomniał jeden z działaczy. Z decyzją o dymisji Nowaka postanowiono się wstrzymać. Tym bardziej że prezes Edward Rozwałka przebywał za granicą. Zamiast zwolnić trenera, postanowiono przesunąć do rezerw Ensara Arifovicia i Udarevicia. Niewiadę oszczędzono. Do dziś klub nie wydał w tej sprawie oficjalnego komunikatu. Działacze próbowali nawet tuszować sprawę, mieli pretensję, że poinformowaliśmy o odsunięciu obu piłkarzy.

Najnowsze

Anglia

Maresca potwierdza. Zawodnicy Chelsea wracają po kontuzjach

Braian Wilma
0
Maresca potwierdza. Zawodnicy Chelsea wracają po kontuzjach
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama