11 września zeszłego roku stała się rzecz niebywała, bo Lechia wygrała mecz. Ofiarą został Piast. Do tamtej pory gdańszczanie mieli na swoim koncie zaledwie sześć punktów i okupowali przedostatnią pozycję w tabeli. Grali fatalnie, ale w Gliwicach – po golu w samej końcówce – wreszcie dopięli swego. Dopisało im szczęście. Wydawało się, że powoli wracają na właściwe tory, że progres wreszcie musi nastąpić, bo są po prostu zbyt dobrą drużyną, by kisić się w dolnej części tabeli. Minęło jednak ponad pięć miesięcy, zbliża się czas rewanżu, a o postępie ani widu, ani słychu.
Lechia w tym sezonie wyrasta na drużynę problemów. Jesienią najbardziej we znaki dała się jej fatalna defensywa. 33 stracone bramki to jeden z najgorszych wyników w całej ekstraklasie. Mimo to trener uporczywie stawiał chociażby na sabotującego grę Błażeja Augustyna. Teraz się zreflektował i wystawił sprowadzonego zimą Gersona oraz Adama Chrzanowskiego. Obaj nie zawiedli w rywalizacji z Carlitosem i uszczelnili formację obronną, która dała się pokonać tylko raz. Słowa „tylko” używamy nieprzypadkowo, bo skoro tuż przed przerwą zimową Kuciak został pięciokrotnie pokonany przez zawodników Pogoni i Sandecji, to o takim, a nie innym miejscu w tabeli nie decyduje pech, a po prostu słabość drużyny.
No właśnie, Kuciak. Słowacki bramkarz zaliczył w tym sezonie już co najmniej kilka wpadek.
Ze Śląskiem było tak:
I tak:
A z Sandecją tak:
Po bramkarzu, który w zeszłym sezonie trzymał całą defensywę Lechii i nie puścił ani jednego gola w grupie mistrzowskiej pozostało już tylko wspomnienie. Co więcej, gole puszczone w meczach ze Śląskiem i Sandecją nie były jedynymi, przy których golkiper Lechii mógł zrobić znacznie więcej. Kuciak w dyspozycji z rundy wiosennej prawdopodobnie nie przepuściłby strzału Angulo w meczu z Górnikiem czy strzału Kamińskiego w meczu z Bytovią. Ogólnie więc tych nie najlepszych zachowań przy bramkach strzelanych przez przeciwników Lechii zrobiło się niepokojąco dużo. Jasne, Słowaka nie można obciążać za wszystkie niepowodzenia, ale – delikatnie rzecz ujmując – specjalnie kolegom z zespołu nie pomaga.
Spójrzmy nawet na ten ostatni mecz z Wisłą, na który wyraźnie nie dojechał. Wznowił grę w taki sposób, że… podarował piłkę będącemu na trzydziestym metrze Rafałowi Boguskiemu. Ten podał Carlitosowi na sam na sam, a Hiszpan technicznie to wszystko wykończył. Sytuacja miała miejsce na samym początku meczu, przy wyniku remisowym. Znów nie tylko nie pomógł, ale bardzo poważnie utrudnił wywalczenie trzech punków. Jasne, Lechia miała całą drugą połowę na przechylenie szali na swoją korzyść, ale gdyby nie fatalny błąd Kuciaka, sytuacja byłaby o wiele łatwiejsza.
Problemem Lechii nie jest jednak tylko defensywa. Nie lepiej (a nawet gorzej) jest z przodu. Temat wyczerpał niedawno w swoim felietonie Paweł Paczul. Zacytujemy fragment.
Gdzieś powstało przekonanie – prawdopodobnie po meczu z Legią w Warszawie, kiedy Piotr Nowak zagrał na siedmiu ofensywnych zawodników – że Lechia gra futbol na zdecydowane tak, ale ta łatka chyba zawsze była przesadzona. Rok temu w czołowej czwórce biało-zieloni mieli najmniej strzelonych bramek, przez długi czas, od sierpnia do listopada 2016, nie potrafili wygrać więcej niż jednym golem. Minął rok, ofensywni piłkarze młodsi się – o dziwo – nie zrobili i osiągi są gorsze. Poprzednio po 22. kolejkach Lechia miała 35 bramek, teraz ma 31. Jasne, wciąż jest to czwarty wynik w lidze, ale już ex aequo z dwoma innymi drużynami, jeszcze Jagiellonia wisi już za plecami, a dopiero w poniedziałek wieczorem rozegra swój mecz. Różnica polega też na tym, że wtedy ogarniała defensywa (po 22. rundach 25 goli do 34 na korzyść tamtego sezonu) i atak nie musiał się bardzo mocno sprężać.
To wszystko nałożyło się na siebie, w konsekwencji powodując taki, a nie inny rozwój wydarzeń. Wygrana z Piastem, która miała być wielkim przełamaniem, w rzeczywistości stała się jedynie chwilą uniesienia. Od tamtego momentu Lechia osiągnęła rozczarowujący bilans czterech zwycięstw, pięciu remisów i pięciu porażek. Gdyby liczyć tylko spotkania po 11 września, zajmowałaby dziesiątą pozycję w tabeli. Nadal nisko i o wiele poniżej oczekiwań.
Dzisiejszy mecz z Piastem będzie o tyle ważny, że nie ma już miejsca na błędy. Gdańszczanie tracą do ósmej Arki siedem punktów, a w perspektywie mają jeszcze wiele trudnych meczów. Rzućcie okiem:
Jagiellonia (W),
Termalika (D),
Zagłębie (W),
Legia (D),
Lech (W),
Korona (W),
Arka (D).
Jakkolwiek spojrzeć, sprawienie, żeby derbowy mecz z Arką decydował o być albo nie być w grupie mistrzowskiej, będzie niesłychanie trudno…