Andrzej Dadełło, właściciel Miedzi Legnica: – Piłkarzy torturować nie będę

redakcja

Autor:redakcja

29 marca 2013, 09:19 • 14 min czytania

– W Legnicy zbudowaliśmy zespół, w którym widzę, że awansu pragnie tak samo, jak kibice i ja. Nie muszę wywierać na piłkarzach większej presji, będę ją wręcz ściągał, bo wiem że oni zrobią wszystko, by awansować. Nikt ich torturować nie będzie. Myślę, że presja była elementem porażek wielu polskich klubów. Mieliśmy zespoły na grę w Lidze Mistrzów, ale ze splątanymi nogami ciężko wygrać – mówi właściciel Miedzi Legnica, Andrzej Dadełło. O sympatii do Kasparowa i Liverpoolu, pierwszych tygodniach pracy w futbolu oraz wizji rozwoju akademii piłkarskiej w obszernej rozmowie z Weszło.
Po niedzielnym meczu w Bydgoszczy możemy się spodziewać nowego Klubu Kokosa w polskiej piłce?
Dlaczego?

Andrzej Dadełło, właściciel Miedzi Legnica: – Piłkarzy torturować nie będę
Reklama

Rzadko się zdarza, by Miedź przegrała pięcioma bramkami. Dla kilku prezesów byłby to pretekst do zdecydowanych zmian.
My podchodzimy do tego spokojnie. Wypadek przy pracy, po prostu sport. Raz się wygrywa, innym razem przegrywa. W niedzielę przegraliśmy, ale jestem pewny, że taki wynik już się nie powtórzy.

Gościł pan na tym meczu?
Akurat w ten weekend nie mogłem. Często jestem na meczach wyjazdowych, ale w tym samym terminie moja córka startowała w mistrzostwach Polski w szachach i wtedy właśnie jej kibicowałem.

Reklama

Doszło już do jakiejś rozmowy z piłkarzami, bądź sztabem szkoleniowym?
Tak, już po wszystkim. Porozmawialiśmy z trenerem, mecz obejrzałem także w Internecie. To dopiero nasza pierwsza tak wysoka porażka. Zawsze musi być ten pierwszy raz, Miedź spotkał on w Bydgoszczy. Musimy pracować dalej.

Nieczęsto człowiek zajmujący się konsorcjum bankowym, a w sporcie bliżej mu było do szachów, inwestuje w piłkę nożną. Jak pan się odnalazł w tym hermetycznym środowisku?
Ten proces wciąż trwa. Biznes piłkarski jest taki sam, jak każdy inny. Otoczenie może i trochę odbiega. W życiu spotykamy się z różnymi ludźmi i z różnymi sytuacjami. Piłka nożna w tym wypadku niczym się nie różni. Są duże pieniądze, duże wyzwania, inwestycje i specyficzna kultura organizacyjna. Czy ja się w tym odnalazłem? Nie wiem. Wydaje mi się, że wciąż to wszystko poznaję. Tak, jak każdy nowy biznes ma to swoje dobre strony. Pociąga mnie, rozpocząłem nową przygodę życia. Na pewno to jakaś frajda. Przyznam, że przez lata futbol znałem tylko z telewizora i stadionu. Miałem krótki okres działania w Śląsku Wrocław. Za czasów prezesa Cymanka, należałem do tzw. Partner Klubu. Byłem jednym ze sponsorów, później ten płatny klub się rozpadł, ale ja nawet nie pamiętam okoliczności. Wspólnie ze znajomymi sfinansowaliśmy jednego znaczącego piłkarza, Sławomira Nazaruka. Przypominało to bardziej hobby niż działalność. Na poważnie zająłem się dopiero Miedzią Legnica.

Rozpoczął pan od rewolucyjnych kroków. Na dzień dobry pożegnano się ze starym herbem.
Na Miedziance gościłem jako kibic przez cały okres szkoły podstawowej i średniej. Ten herb wyglądał wtedy nieco inaczej. Była bieżnia, ale kolory były w innej kolejności niż po objęciu przeze mnie klubu. Klub Kibica jeszcze wówczas nie funkcjonował. Pamiętam, jak dziś gdy pojechałem na wyjazdowy mecz okręgówki, po którym świętowaliśmy awans do III ligi. Przywiązanie do tradycji jest dla mnie bardzo ważne, ale nie pamiętam tego herbu, który zastałem. Ponad dziesięć lat spędzonych na trybunach – jako nastolatek nie opuściłem żadnego meczu w Legnicy– może w jakiś sposób świadczyć o tym, że tradycja tego klubu jest dla mnie bardzo ważna. Myślę, że ta zmiana herbu to symboliczne wydarzenie. Kończy się działalność stowarzyszenia, zaczynamy spółkę kapitałową. Zwróćmy uwagę, że lew jest symbolem Legnicy. My połączyliśmy ten stary herb z symbolem miasta. Może i ten lew będzie także symbolizował nasze pewne dążenie do celu i dynamikę, z jaką działamy.

Na piłce nożnej w Polsce można zarobić?
Myślę, że w dzisiejszych czasach nie.

Zapytam inaczej, czy chciałby pan na niej zarobić?
Każdy chciałby zarabiać. To pytanie słyszałem już trzy lata temu, inwestując w klub. Już wtedy wiedziałem, że futbol to nisza, w którą trzeba inwestować i jeszcze przez długie lata tak będzie. Ale ja się na to nastawiałem. By dofinansować Miedź, a nie wyciągać z niej zyski.

Jak długo? Kibice obawiają się, że po trzech-czterech latach zrezygnuje pan z Miedzi. Podobnie, jak Józef Wojciechowski z Polonii.
Weźmy pod uwagę, że ci ludzie, jak chociażby pan Wojciechowski nie byli kibicami piłki. Mają do tego inne podejście. Trzeba sobie także powiedzieć, że wprowadzili pewną irracjonalność finansową w prowadzeniu klubu, co budziło pewne nieprawidłowości, uderzające w właściciela. Może to ich tak wymęczyło. Natomiast Miedź? Wydaje mi się, że mamy szereg dobrze poukładanych spraw. To jest rozsądna inwestycja, jeśli chodzi o sprawy kosztowe. Mamy jasną siatkę płac, standardy kontraktów jednakowe dla wszystkich. U nas się nie negocjuje umów. Czy inwestycja w Miedź mi się znudzi? Wprost przeciwnie – uważam, że szereg spraw udało się już zrobić i jeszcze wiele jest do zrobienia. To będzie uwarunkowane tym, czy klub pójdzie do przodu i spełnią się moje oczekiwania biznesowe wobec tego projektu. Oczywiste, że jeśli niektórzy właściciele wydawali pieniądze i brakowało efektów, w końcu chcieli odejść. Rozumiem ich. Natomiast tutaj, w Legnicy, jestem pewny, że klub wzrasta. W każdym obszarze. Sportowym, organizacyjnym, biznesowym również. Zawsze staram się wyznaczać poprzeczkę na tyle realną, by ją przeskoczyć.

Jak wysoko jest ona zawieszona w obecnym sezonie?
Chcemy zająć miejsce w pierwszej szóstce. Generalnie wszyscy mówią o awansie, ale ja podchodzę do tego spokojnie. Jasne, że jeśli szansa się pojawi, nie będziemy kalkulować. Jednak na chwilę obecną planujemy, by Miedź była tym czołowym pierwszoligowcem.

– Wojciechowski z Legnicy – mówią postronni. Jak pan podchodzi do takich opinii?
Nie, nie, to jest po prostu… Myślę, że inaczej patrzę na futbol. Szkoda odejścia pana Wojciechowskiego z piłki. Wiadomo, im więcej inwestorów, tym lepiej dla sportu. Niestety, w skutek patrzenia krótkowzrocznego, niektórzy biznesmeni rezygnują z finansowania. Myślę, że było to spowodowane skupieniem uwagi wyłącznie na poziomie sportowym.

Pana zdaniem Miedź już teraz może uchodzić za wizytówkę I ligi?
Nie, to za duże słowo. Solidny ligowiec na pewno, natomiast wizytówka? Chciałbym, ale jeszcze trochę pracy przed nami.

W jednym z wcześniejszych wywiadów przyznał pan, że sportowo zasługujecie już na ekstraklasę. Dalej trzyma się pan tej tezy?
Trudno to powiedzieć po takiej porażce, jak ta w Bydgoszczy. Mamy pewne słabości w składzie, ale szereg pozycji obstawiają piłkarze, którzy poradziliby sobie w ekstraklasie. Na pewno!

W jakim stopniu na waszą dyspozycję wpłynęło zawieszenie Wojciecha فobodzińskiego?
Myślę, że w niewielkim. Skrzydła wiosną nas nie zawodzą.

Nie żałuje pan zakontraktowania فobodzińskiego na tak długi okres? Umowa wygasa mu dopiero w 2016 roku.
To bardzo dobry, profesjonalny piłkarz. Na treningu stanowi wzór dla innych piłkarzy…

Na treningu to może i tak, ale to co miało miejsce pięć-sześć lat temu wciąż się za nim ciągnie.
Ja w żadnych działaniach korupcyjnych nigdy nie uczestniczyłem i mam prawo oceniać to na swój sposób. Piłka w Polsce była chora, patologiczna i bardzo dobrze, że się to eliminuje. Uczciwie musimy sobie powiedzieć – wciąż po naszych boiskach biega wielu piłkarzy, których ominęły korupcyjne sankcje. Podobnie jest z działaczami. To, co rozgrywało się pięć-sześć lat temu miało charakter powszechny, mentalny. Złapano tych, do których dotarto. Cała rzesza wciąż pozostaje bezkarna. Piłka była chora i to nie wina jedynie tych chłopców. Przecież wychowywano ich w atmosferze krętactwa, oszustwa, kombinacji. Od grona ludzi, którzy funkcjonowali w naszym futbolu, piłkarze są najmniej winni. Już kiedyś mówiłem Gazecie Wyborczej: jak się dziecko uczy kraść, to normalne, że na koniec dnia wychowamy złodzieja. I nie ma się czemu dziwić. Piłkarze funkcjonowali w narzuconej z góry atmosferze, gdzie tolerowało się nieprawidłowości i patologie. Najmniej pretensji miałbym właśnie do tych chłopców. Poniekąd są ofiarami. Ja jeszcze nie słyszałem przypadku – proszę mnie poprawić – by jakiś piłkarz w Polsce zasłynął tym, że wycofano go z kadry, bądź rzucił piłkę, bo sprzeciwił się takiej polityce. Natomiast w Miedzi Legnica wszyscy wiedzą, że gramy sportowo i do nikogo specjalnie apelować nie trzeba. Mam prawo mieć swoją wizję i wybaczać ludziom z zarzutami, choć nie ukrywam, że winę należy ponosić.

Długo pan rozmawiał o korupcyjnej przeszłości z Łobodzińskim?
Nie.

Ł»adnej rozmowy w cztery oczy?
Przedstawiłem mu swoje stanowisko na ten temat, ale jakoś specjalnie długo się nad tym nie rozwodziliśmy. To są ludzie dorośli, wiedzą co robili, jak działają. Generalnie, mam spotkania organizacyjne z całą drużyną. Z Wojtkiem dwa-trzy razy krótko porozmawialiśmy na ten temat, ale nie ma co do tego wracać. Liczy się przyszłość. Wiem, że należy odpokutować i jestem pewny, że Łobo odpokutował już wystarczająco.

Znalazł pan już sposób na zaszachowanie rywali w walce o ekstraklasę?
Sposobu szuka trener. Oczywiście rozmawiamy i jakieś swoje koncepcje, czy uwagi też mam. Natomiast skład ustala szkoleniowiec i wierzę, że odniesie sukces.

Większą sympatią darzy pan Kasparowa czy Maradonę?
Kasparowa, zdecydowanie. Trzeba powiedzieć, że obaj byli wielcy. Natomiast Kasparow jako osobowość ma większy wpływ na współczesny świat. Nie tylko sportowy. Zresztą, niedawno był we Wrocławiu. Gościliśmy go w naszym klubie szachowym, Polonii Wrocław. Bardzo ciekawa osobowość, no i chyba najbardziej rozpoznawalny szachista na świecie. Tak, jak Maradona w piłce.

Na mecz I ligi w Legnicy został przez pana zaproszony?
(śmiech) Na Miedziankę nie, ale na mistrzostwa Europy w szachach, które organizujemy w Legnicy już tak. Startują one na początku maja i bardzo liczymy na jego obecność.

(Tomasz Brusiło, rzecznik prasowy Miedzi: – Szachiści, lubią futbol. Przy okazji IME 2013 w Legnicy odbędzie się mecz piłkarski, w którym drużyna złożona z polskich szachistów zmierzy się z zespołem Reszty Świata. Poza tym szachiści, którzy przyjadą do Legnicy w maju, będą mieli możliwość obejrzenia ligowego meczu Miedzi z GKS Katowice. )

Tak, może i nawet pierwszy przy sztucznym świetle, jeśli się uda. Zatem zbiegną się dwa ciekawe wydarzenia w mieście.

Znalazłem ciekawy cytat w jednym z pana wcześniejszych wywiadów: „Dla mnie elementem higieny umysłu jest start kilka razy do roku w turnieju szachowym”. Nie obawia się pan, że ingerencja w polski futbol może ten umysł tak zanieczyścić, że turniejów szachowych w kalendarzu zabraknie?
Nie, dlaczego? Ja też się uczę. Wszystkiego, chociażby reakcji na niepowodzenie. Bywa tak, że muszę sobie pewne rzeczy przemyśleć. Natomiast nie obawiam się. Moim zdaniem szereg rzeczy w polskiej piłce idzie ku dobremu. Zmieniły się standardy. Jest coraz więcej ludzi, którzy patrzą na tę rzeczywistość biznesową bardzo realnie i rzetelnie. W polskim futbolu, jak w wielu innych obszarach życia, wszystko będzie szło do przodu. Chcę dołożyć swoją cegiełkę do tego procesu.

Po rozmowie z panem odnoszę wrażenie, że Miedź to klub, który – już po awansie na zaplecze – nic nie musi. Wyłącznie może. Takie spojrzenie na futbol nieco odbiega od tego, co wymagali Cupiał i Wojciechowski.
Ł»adnego deadline’u na awans do ekstraklasy piłkarzom nie narzucam. Presja jest elementem obniżającym umiejętności. Może precyzyjniej, obniżającym efektywność. Wprowadza niepotrzebną nerwowość. Przeciwnie, będę się starał ściągać z piłkarzy presję. Najważniejsze, by to właśnie u nich wywołać nieodpartą chęć awansu. Mieliśmy już w polskiej piłce kluby, w których piłkarze meldowali wykonanie zadania z chwilą podpisania bajońskiego kontraktu. Menedżer się zakręcił, a to czy zawodnik wygra na boisku, czy nie odbywało się na zasadzie: uda się albo nie uda. Na zwycięstwach zależało kibicom, działaczom, piłkarze byli gdzieś na szarym końcu. W Legnicy zbudowaliśmy zespół, w którym widzę, że awansu pragnie tak samo, jak kibice i ja. Nie muszę wywierać na piłkarzach większej presji, będę ją wręcz ściągał, bo wiem że oni zrobią wszystko, by awansować. W taki sposób mamy zorganizowany klub, a także piłkarze swoje kontrakty. Zrobią wszystko, by zagrać w ekstraklasie. Nikt ich torturować nie będzie. Myślę, że presja była elementem porażek wielu polskich klubów. Mieliśmy zespoły na grę w Lidze Mistrzów, ale ze splątanymi nogami ciężko wygrać.

W Miedź wpompował pan już nieco ponad 10 milionów złotych. Jest jakaś płaszczyzna klubu, z której jest pan niezadowolony?
Chciałbym jeszcze zmienić, czy usprawnić kilka z nich.

Można zdradzić?
Oj, wiele ich będzie, ale nie chciałbym mówić o naszych słabościach. Jestem pod wrażeniem ludzi, którzy potrafią łatać dziury z niczego. Natomiast my przejęliśmy klub z problemami, a teraz potrzebujemy czasu, by pomalutku to poukładać. Element po elemencie.

Z kopyta ruszyła Akademia Piłkarska Miedzi Legnica. W Polsce za przykład uchodzi Legia Warszawa. A wam ile jeszcze czasu potrzeba, by podobnie jak przy فazienkowskiej, wprowadzać do drużyny po trzech-czterech wychowanków?
Maksymalnie cztery lata, to mój plan. Wtedy będę oczekiwał wychowanków w pierwszym zespole. Z drugiej strony, nie wiem na czym polega siła akademii innych klubów. Mając markę Legii to też pewien handicap. Nie wiem, czy oni potrafią wychować piłkarza, czy w odpowiednim wieku ściągnąć go do siebie. Teraz wiele klubów buduje te akademie, ale osiąga sukcesy poprzez sprowadzenie najlepszych chłopców z każdego zakątka Polski. Jestem świadomy, że największe talenty do nas trafiać nie będą. Oni w pierwszym wyborze postawią na zagranicę, później Legia i Lech, a może dalej my. Musimy lepiej szkolić. Czy jesteśmy w stanie? Tego jeszcze nie wiem, ale za cztery lata chcielibyśmy widzieć wychowanków w pierwszym zespole Miedzi.

Obecnie jest pan zadowolony z poziomu, jaki wprowadzają wyróżniający się juniorzy?
Nie.

Nie?
Nie jestem i dużo pracy przed nami. Uważam, że problem akademii to także problem menedżerów. Jeśli trafia do nas 15-letni chłopak, którego menedżer wymaga nie wiadomo czego, to tu pojawia się problem. Przychodzi dzieciak i chce pieniędzy większych niż jego ciężko pracujący rodzice. Za grę w piłkę! W tym wieku powinien myśleć przede wszystkim o sporcie, dopiero później liczą się pieniądze. Takie wymagania menedżerów, burzą ścieżkę kariery dzieciaka. Młody człowiek powinien mieć jasny cel, ale gdy agent wozi go od klubu do klubu, ten już nie wie co ze sobą zrobić. Spokojne treningi pod skrzydłami jednego klubu mogą doprowadzić daleko. Zmiana pracodawcy, co pół roku praktycznie zaburza cały jego rozwój. Mam wieloletnie doświadczenie z szachów. Wychowaliśmy chłopca, który dziś uchodzi za jednego z najzdolniejszych na świecie – to Darek Świercz. Praca nad nim zajęła nam kilka lat, ale on wciąż działał ze spokojną głową. Nikt mu nie wprowadzał zamętu, a on szedł swoją jasno wyznaczoną drogą i najpierw – w wieku 15 lat, został najmłodszym arcymistrzem na świecie, a mając 17 lat został mistrzem świata w szachach do lat 20! Jestem pewny, że wychowaliśmy człowieka, z którego polskie szachy jeszcze przez lata będą miały wiele pożytku. W piłce wygląda to gorzej. Mówimy juniorowi: chcesz to odejdź, ale jeśli zostajesz i decydujesz się na swój pierwszy półprofesjonalny kontrakt, to wybij sobie z głowy wyjazdy na testy, czy wysłuchiwanie propozycji od menedżerów, skup się na ciężkiej pracy. Próbujemy to wdrożyć, zobaczymy czy się uda.

Rozmawialiśmy z kilkoma przedstawicielami juniorów Miedzi. Oni są zawiedzeni tym, co ich spotkało. Po zakończeniu wieku juniorskiego trafiają albo do czwartoligowych rezerw, gdzie biją się o utrzymanie albo lądują na wypożyczeniu. W ich miejsce przychodzi inny dwudziestolatek, jak chociażby Mateusz Bany.
Tak, ale weźmy pod uwagę poziom sportowy – nie tylko mentalny – jaki reprezentują ci młodzi ludzie. Musieliśmy zrobić pewną czystkę wśród tych juniorów. Przychodząc do piłki musiałem pewne rzeczy zmienić. Wobec ostatniego rzutu zdolnych chłopców, musieliśmy podjąć te, a nie inne decyzje, ale nie ze względów sportowych. Trudno odpowiadać na takie pytania, gdy za bardzo nie chcę się o tych chłopcach wypowiadać. W ich miejsce musieliśmy ściągnąć młodych chłopców, by mieć w ogóle kogo wystawić w czwartoligowych rezerwach. A i jeszcze jedno, młody człowiek musi dążyć do tego, by być najlepszym. Zresztą pan widzi, skoro poodchodzili od nas i grają w trzecich, czy czwartych ligach, to kariery nie zrobili. Pierwszy zespół bije się w czołówce zaplecza ekstraklasy, czyli pewnego poziomu wymagamy. Sam pan przytoczył, rezerwy walczą o utrzymanie w IV lidze. A jest tam czterech, pięciu najlepszych juniorów, zatem jeśli prezentowaliby pierwszoligowy poziom, wyniki drugiego zespołu byłby o niebo lepsze. Przecież cel drużyny rezerw jest jasny: awansować do trzeciej, a nawet do drugiej ligi. Środki na to mamy. W Polsce junior musi myśleć inaczej. Powinien mniej oczekiwać, a więcej pracować i udowadniać swoją wartość na boisku. Teraz Mateusz Bany, którego pozyskaliśmy przed sezonem, staje przed szansą gry w młodzieżówce przeciwko Włochom, a przecież też zaczynał od sparingów w naszym drugim zespole. Najlepsi na pewno dostaną swoją szansę. Wdrażamy system oceny piłkarzy na meczach rezerw, siatkę płac i zaplanowanie kolejnych szczebli kariery.

Wychowankowie warszawskiej akademii, jak Daniel فukasik, czy Dominik Furman wywarli na nas ogromne wrażenie. Młodzi, elokwentni, oczytani, a perspektywy przed nimi duże.
Ale my też do tego zaczynamy dążyć. Zespół rezerw będzie nosił nazwę prężnie działającej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Legnicy. Część z nich będzie tam studiować. Pod tym kątem poradzimy sobie doskonale. Kopiować wzorce Legii? Póki co, mamy własne rozwiązania, które chcemy przetestować. Ich budżetu nie mamy i nigdy mieć nie będziemy. Zresztą, pieniądze na ich akademię są porównywalne z całym budżetem Miedzi Legnica. Aby biznes odniósł sukces, należy mieć na niego własny pomysł. Nawet nie chcę patrzeć, jak oni działają. Różnice finansowe musimy nadrobić lepszymi rozwiązaniami.

W Legnicy panuje lepszy klimat dla piłki niż w Lubinie?
Nie wiem, jaki panuje w Lubinie, ale u nas jest naprawdę dobrze. Zainteresowanie wokół klubu jest coraz większe.

Doszły nas słuchy, że pełni pan także funkcję skauta. To właśnie pan wypatrzył i optował za sprowadzeniem Mateusza Banego do Miedzi.
Czy skauta? Dla mnie statystyki są bardzo ważne. Lubię obrońców, którzy strzelają bramki, a Bany w drużynach juniorskich strzelał systematycznie. Przełożył to na III ligę. Zresztą uważam, że jeśli obrońca jest tak skuteczny pod bramką rywali, to i czas jego reakcji jest szybszy niż u innych zawodników. Na trzydniowych testach nas nie zachwycił, a jednak się na niego uparłem. Zobaczymy, jak będzie dalej.

Często ogląda pan poważny futbol?
Tak, od dwudziestu kilku lat jestem kibicem Liverpoolu. Raz na pół roku goszczę na Anfield. W tym roku w styczniu pojechałem na Old Trafford, by obejrzeć mecz The Reds z Manchesterem.

Zatem Miedź pójdzie tropem Liverpoolu?
To za duże słowo. (śmiech) To wciąż nieporównywalnie inny świat. Miedzianka musi wyznaczyć swoją własną drogę.

Rozmawiał MICHAف WYRWA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama