Latem doszło do ciekawej wymiany na linii Płock-Białystok. Do Wisły powędrował Damian Szymański – 22-latek, który w ubiegłym sezonie zaliczył 15 ligowych występów (467 minut) w pomocy Jagiellonii. Nie przekonywał. Sezon zakończył z marnym bilansem: 1 gol i 0 asyst. W drugą stronę poszedł Piotr Wlazło – 28-latek, który w barwach “Nafciarzy” zaliczył 32 ligowe występy (2299 minut), popisując się siedmioma trafieniami i pięcioma ostatnimi podaniami. Wydawało się, że Jagiellonia zyska więcej jakości, a Wisła – przy dobrych wiatrach – trochę perspektyw w postaci piłkarza, który ma szansę odpalić w przyszłości.
Tymczasem okazało się, że Wlazło nie jest w stanie z miejsca zapewnić Jagiellonii tyle, ile od niego oczekiwano. Prezentuje się solidnie, tego mu nie odmówimy, ale gra znacznie mniej od Szymańskiego. Jego liczby też, delikatnie mówiąc, nie rzucają na kolana. Pod koniec zeszłego roku stracił nawet miejsce w składzie na dłużej. Z kolei Szymański niemal od razu stał się ważną postacią płocczan i jednym z architektów ostatniej korzystnej serii, która wywindowała ich na szóstą pozycję w tabeli. Wydaje nam się, że powoli staje się jednym z najbardziej niedocenianych piłkarzy w Ekstraklasie. Mówi się o nim bardzo mało, a to przecież zawodnik, który ma za sobą naprawdę udaną jesień i świetne wejście w rundę wiosenną.
W Wiśle zadebiutował w feralnym starciu z Górnikiem w Zabrzu (0:4) i choć “Nafciarze” zostali rozbici w drobny mak przez rozpędzoną maszynę Marcina Brosza, Szymański nie mógł mieć sobie nic do zarzucenia. Rozegrał całą drugą połowę, za którą wystawiliśmy mu notę 6. Po jego wejściu płocczanie stracili co prawda dwie bramki, ale i tak trzeba mu oddać, że jako jedyny z drużyny nie zszedł poniżej przyzwoitego poziomu. Jak się okazało, nie było to przypadek – odzwierciedleniem były następne spotkania. Wszystkie – z wyjątkiem meczu z “Jagą”, kiedy pauzował za nadmiar żółtych kartek – rozpoczęte w pierwszym składzie. Co najważniejsze, patrząc na nasze noty – tylko od święta zdarzały mu się słabsze występy. Zaledwie czterokrotnie wlepiliśmy mu ocenę poniżej wyjściowej. Na ten moment jego średnia wynosi 5,38. Nikt w Płocku nie ma wyższej. Blisko są jedynie Michalak i Merebaszwili.
To nie przypadek, że zakusy w jego stronę czyniły już kluby rosyjskie i skandynawskie (za Przeglądem Sportowym). W wielu spotkaniach nie tylko perfekcyjnie wywiązywał się z zadań defensywnych, ale też był motorem napędowym swojego zespołu w ofensywie. Przykład? Wrześniowe starcie z Pogonią Szczecin. Wyrównał wtedy stan rywalizacji, kiedy po akcji lewą stroną Merebaszwilego huknął z 18 metrów tak, że Załuska nie miał żadnych szans. Potem dołożył jeszcze ostatnie podanie, posyłając ciasteczko na głowę Piątkowskiego.
Za wspomniany mecz z Pogonią nagrodziliśmy go tytułem gracza meczu. Czyli tak samo, jak za piątkowe starcie z Górnikiem. Gdzie Szymański rządził w środku pola, nakrywając czapką chociażby Szymona Żurkowskiego. Też strzelił gola, też zaliczył asystę, też walnie przyczynił się do zwycięstwa. Dało się dostrzec tylko jedną różnicę – na ramieniu nosił opaskę kapitańską, potwierdzającą docenienie przez Jerzego Brzęczka. Nie chcemy przesadzać, ale ta wydawałoby się niewiele znacząca sytuacja – ot, wychodzi na mecz jako kapitan – jest też pewnego rodzaju symbolem. Symbolem zaufania, którym rzadko darzy się tak młodych graczy, którzy wcześniej nie wyróżniali się niczym szczególnym. Nie oszukujmy się – jeszcze jakiś czas temu jego styl gry głównie wpasowywał się w bezbarwne otoczenie, dopiero niedawno ostro dołożył do pieca. Tymczasem Brzęczek szybko się do niego przekonał, okazując naprawdę spore poparcie. Rozmów tego chłopaka na tak wielu płaszczyznach po prostu musi robić wrażenie.
Podsumowując – transakcja wiązana Wlazło-Szymański wyglądała ciekawie zarówno dla jednej, jak i drugiej strony. Pierwszy otoczył się lepszymi piłkarzami, drugiemu ubyło wartościowych konkurentów. Pierwszy jednak nawet nie zbliżył się do formy prezentowanej w Płocku, drugi w tym właśnie mieście rozkwitł. Latem Wisła obawiała się straty Dominika Furmana. Stawiamy, że jeżeli Szymański utrzyma solidną formę, korzeni w Płocku nie zapuści i zmieni barwy prędzej niż starszy kolega.