Zabrakło już nie minut, zabrakło tak naprawdę sekund. Zabrakło nieco dokładności przy strzale jednego z jedenastu anonimowych bohaterów, zabrakło nieco szczęścia, które mogło uchronić San Marino od pierwszej bramki. Zawodnicy w niebieskich strojach nie dowieźli do końca wyniku 0:4 i utracili szansę na uniesienie w górę Pucharu Weszło, prawdopodobnie pierwszego i ostatniego trofeum w ich futbolowej historii. Przewaga rywali okazała się być miażdżąca, co zresztą podkreślają dwa gole najlepszego strzelca zespołu PZPN-u, Roberta Lewandowskiego.
Po drugiej stronie – euforia. Choć po klęsce z Ukrainą wszyscy spisali już Biedronki Fornalika na straty, oni potrafili się podnieść i już kilka dni później wywalczyć pierwsze od dekad poważne piłkarskie trofeum. Pięć zdobytych goli nie oddaje jednak zupełnie klimatu meczu. Po pierwsze – długa, bardzo uważna obrona dwóch znakomitych defensorów współpracujących ze sobą również poza boiskiem – właściciel baru rozlicza pity u grającego na boku księgowego. Pozostali członkowie formacji defensywnych San Marino również nie zamierzali tanio sprzedawać skóry i po dwudziestu minutach wciąż utrzymywali bezbramkowy remis.
I nagle – bomba. Imię: Robert. Nazwisko: Lewandowski. Zawód: egzekutor. Można narzekać, że nie strzela, można narzekać, że w reprezentacji nie pokazuje całego swojego potencjału, ale jeszcze raz udowadnia – gdy drużynie nie idzie potrafi wziąć na swoje barki odpowiedzialność i poderwać naród do walki. Rzut karny wyjątkowo perfidny – na tyle słaby, by bramkarz poczuł ułudę, że może go obronić, ale na tyle mocny, by ostatecznie zatrzepotać w siatce. Potem zresztą nasz super-snajper pokazał raz jeszcze, że dotychczasowi krytycy byli skrajnie niesprawiedliwi. Nie sprawdza się w kadrze? Proszę, oto dwa gole, oba z rzutów karnych, strzelonych dwukrotnie w różny sposób. Czy ktoś jeszcze odważy się po dzisiejszym fenomenalnym występie wymierzyć ostrze krytyki w stronę naszego strzelca wyborowego? Czy ktoś zakwestionuje zakusy Bayernu i Manchesteru United?!
Ale błyszczał nie tylko Lewy. Piszczek. Teodorczyk. I wreszcie Jakub Kosecki, strzelec gola na wagę Pucharu Weszło pokazał coś więcej niż dupę!
***
A bez szyderstw? A co macie do powiedzenia o meczu? A co o decyzjach Fornalika? Co o dyspozycji poszczególnych graczy?
Ta kadra już dawno przekreśliła szansę na poważne traktowanie. Dzisiejsze przepychanki przy karnym, żeby tylko „Lewy” mógł sobie podreperować dorobek strzelecki w kadrze, dzisiejsza gra, gdy leżał jeden z tych dzielnych chłopaków w niebieskich koszulkach, ich wypowiedzi na konferencji, że najważniejsze są trzy punkty… Dobre podsumowanie tego cyrku.
Dziś 43 tysiące pikników w barwach i kogutach, czapkach-pajacykach i cylindrach krzyczało „San Marino, San Marino”. Dziś, gdy w sytuacji sam na sam znalazł się Rinaldi, cały stadion przeżywał to tak, jakby nasz Robert wypadł sam na sam z Casillasem w finale Mistrzostw Europy. Dziś, gdy bramkarz San Marino, który jutro zresztą wróci do ksiąg rachunkowych w firmie swojego ojca, nieomal obronił strzał „Lewego”, stadion nie był pewny, czy należy się cieszyć, czy jęknąć z zawodu. W pewnym momencie brakowało tylko wypuszczenia małp, baby z brodą i linoskoczka lub klaunów na trampolinach.
Robert Lewandowski 15-godzinną serię bez gola zakończył bramką z karnego. Po dłoniach bramkarza. W meczu z San Marino. Dobra recenzja całej tej kadry.