Przyjechaliśmy po ten puchar! Znamy stawkę i zrobimy wszystko co w naszej mocy, by do ojczyzny wrócić z tym prestiżowym trofeum! – zapowiadają piłkarze San Marino. Są spokojni, ale niezwykle skoncentrowani. To da się wyczuć. – Owszem, przegraliśmy ostatnie 51 meczów, straciliśmy w nich ponad 200 goli, ale kiedyś nasza zła passa musi się skończyć. Teraz jesteśmy zmobilizowani jak nigdy. Wywieźć Puchar Weszło z jaskini lwa… Któż o tym nie marzy? Dajcie potrzymać jeszcze przez chwilę! Musimy się do niego przyzwyczaić – prosili nas w poniedziałek.
– Malutki, będzesz nasz! – niektórzy mówili do pucharu tak czule, jak tylko potrafili. Później jednak szybciutko prostowali: – To nie jest tak, że lekceważymy wasz zespół. Po prostu wierzymy w swoje możliwości!
Przed jutrzejszym finałem można wyczuć niezwykłą mobilizację w zespole San Marino. Drużyna zakwaterowała się w eleganckim hotelu Hilton i tutaj będzie odliczała godziny do pierwszego gwizdka. Kiedy stawiliśmy się na miejscu, by zawodnicy mogli popatrzeć na puchar, o który stoczą prawdziwą bitwę, wręcz nie chcieli nas wypuścić. Pożerali trofeum wzrokiem. Na oficjalnej konferencji prasowej trener Giampaolo Mazza powiedział: – Jesteśmy w stanie przegrać nisko, 0:1, 0:2 lub 0:3. Marzy mi się to.
Wie, co taka porażka będzie oznaczać – Puchar Weszło dla San Marino. PZPN by zdobyć trofeum musi zwyciężyć różnicą pięciu bramek.

