Znacie nasze zdanie – w polskiej reprezentacji powinni grać Polacy, nie żadni Brazylijczycy, którzy są tutaj tylko dlatego, bo w kadrze Canarinhos mogliby jedynie serwować drinki. Jednak historii nie zmienimy, możemy ją jedynie wspomnieć z delikatnym niesmakiem. A tak się składa, że dziewięć lat temu Roger walnął cudeńko z Walią. Dziś łączymy kartkę z kalendarza z “Przyszło, naszło, zeszło, weszło”.
Pisaliśmy ironicznie:
Po bardzo emocjonującym meczu Polska ograła Walię 1:0. Warto było poświęcić dwie godziny życia, żeby zobaczyć triumf biało-czerwonych. Szczególne podziękowania należą się Leo Beenhakkerowi i Rafałowi Ulatowskiemu, którzy znaleźli czas, by poprowadzić nasz zespół. A przecież nie musieli – mogli w tym czasie zająć się robotą w Rotterdamie i Bełchatowie, albo w ogóle czymkolwiek innym. Bramkę na wagę zwycięstwa strzelił w cudowny sposób Brazylijczyko-Polak Roger Guerreiro.
Tamta bramka nie była zwieńczeniem naszej dobrej gry. Walijczycy byli od nas lepsi. Może nie o klasę, ale lepsi, w pewnym momencie nawet byliśmy zdominowani przez Wyspiarzy. W osiemdziesiątej minucie spotkania jednak Marcin Wasilewski zamiast wywalać na pałę, popatrzył się i zagrał, jak się okazało, idealne podanie w stronę Rogera Guerreiro. Ten bez przyjęcia, lewą stopą, przelobował golkipera “Smoków”.