W prasie wciąż króluje kadra, ale pojawiają się także informacje ligowe. Fakt znów donosi, że Nawałka znajdzie pracę w Wiśle, a zastąpi go Probierz. Gazeta Wyborcza pisze natomiast o poważnych problemach biznesowych Ireneusza Króla.
FAKT
Po sezonie Nawałka przeniesie się do Krakowa, a Górnika przejmie Probierz.
Obecnemu trenerowi Wisły Tomaszowi Kulawikowi (44 l.) postawiono ultimatum. Jeśli wywalczy Puchar Polski, zachowa posadę. Okazuje się, że nawet to trofeum nie zapewni krakowskiemu szkoleniowcowi stanowiska. Właściciel Wisły Bogusław Cupiał (56 l.) porozumiał się z Adamem Nawałką, krakusem z krwi i kości, odnośnie pracy w nowym sezonie z zespołem Białej Gwiazdy. – Latem ruch na rynku transferowym, jeśli chodzi o trenerów, będzie nikły. Nawałka zostanie szkoleniowcem Wisły, zaś Probierz znajdzie zatrudnienie w Górniku. Jeśli Legia nie zdobędzie mistrzostwa Polski, co raczej nie jest możliwe, pracę straci także Jan Urban. Z tego, co się orientuję, Legia zdobędzie mistrzostwo, a GKS spadnie do I ligi. Z wyników pozostałych trenerów zarządy klubów, w dobie kryzysu, będą zadowolone. Więc roszady będą tylko w Wiśle i Górniku – mówi Faktowi osoba blisko związana z trenerami.
Czesław Michniewicz mówi Faktowi, że jeszcze nie został trenerem Podbeskidzia.
„Czesław Michniewicz został nowym trenerem Podbeskidzia Bielsko-Biała” – poinformował na oficjalnej stronie internetowej rzecznik klubu z Bielska-Białej Sławomir Horowski. – „W piątkowy wieczór prezes bielskiego klubu Wojciech Borecki ustalił w Warszawie warunki półtorarocznego kontraktu z Czesławem Michniewiczem” – dodał. Okazuje się, że nie jest to prawdą. Polski Mourinho nie podpisał umowy z Góralami. – Nie podpisałem kontraktu z Podbeskidziem. W niedzielę jadę do Bielska-Białej, a w poniedziałek będę prowadził rozmowy z prezesem Boreckim – mówi Faktowi Michniewicz. – Siedząc tyle na bezrobociu w domu w końcu chcę popracować, żeby o mnie nie zapomnieli. I nie siedem kolejek, jak w Polonii, tylko dłużej – mówi Michniewicz.
RZECZPOSPOLITA
Dłuższy tekst w temacie reprezentacji.
– Mleko się rozlało, staramy się już nie roztrząsać tego, co się stało. Wolimy skupić się na wtorkowym meczu. Nie ma sensu dalej się biczować, bo wiemy, że zawaliliśmy – mówił wczoraj Artur Boruc. Po piątkowym meczu w hotelu Hyatt zamknęły się drzwi. Piłkarze dostali zakaz wychodzenia do miasta, nie mogli też skorzystać z zaproszeń do programów telewizyjnych. Nikt nie protestował, po sobotnim otwartym treningu na stadionie Polonii nie było chętnych do rozmowy. Zajęcia oglądało kilkuset widzów. Obyło się bez większych złośliwości. Ktoś tylko krzyknął do Roberta Lewandowskiego: „jeszcze jeden taki numer i z wami nie gram”, ale były też brawa po udanych zagraniach.
Nikt nie zna odpowiedzi na pytanie, co się stało w piątkowy wieczór na Stadionie Narodowym, ale nikt też nie szuka wymówek. Sami piłkarze przyznają, że nie zabrakło umiejętności, ale chęci gry, ambicji i waleczności. – Balon pękł. Liczę, że teraz złapiemy rywala za gardło, sam będę wchodził wślizgiem w napastników jeśli będzie trzeba. Nie uważam, że nasza sytuacja w grupie jest beznadziejna, gramy dalej – mówi Boruc.
GAZETA WYBORCZA
Waldemar Fornalik po meczu z Ukrainą.
Nie martwi pana styl?
– Możemy polemizować, choć zgodzę się, że w drugiej połowie niewiele dobrego można było mówić o naszej grze. Zbyt łatwo straciliśmy gole, to dla mnie najważniejszy powód do refleksji. Ale też zwracam uwagę, jak drużyna zareagowała na ciosy. Podniosła się, strzeliła gola, będę trzymał się tezy, że wyrównanie wisiało w powietrzu. Wtedy dosięgnął nas trzeci cios, po którym już się nie podnieśliśmy.
Ale nie rzuciliście się wściekle na Ukraińców. Zrobili to oni.
– Wszyscy mówią o determinacji, agresji i koncentracji, ale jej naprawdę nie brakowało. Nawet powtarzałem współpracownikom, że tak skupionej drużyny nie widziałem dawno, a znam przecież tych chłopaków nie od dziś. Niestety, feralny początek spowodował taką opinię.
Zbigniew Boniek uważa, że brakowało mu u piłkarzy klasy, szczególnie u liderów. Widział bałagan i brak koncepcji.
– Po przegranym meczu łatwo jest obronić każdą negatywną opinię. Oczywiście można oceniać zawodników, ale prosiłbym, by nie wyrzucać im błędów indywidualnie. Nie przegrał jeden czy drugi, przegrała cała drużyna i Waldemar Fornalik, co podkreślałem także w pomeczowej rozmowie z chłopakami.
Zdaniem gazety, Polonia Warszawa może mieć nowego właściciela.
Sytuacja Ireneusza Króla, prezesa „Czarnych Koszul” i spółki Ideon, która pośrednio – przez zarejestrowaną w Austrii WoodinterKom – jest właścicielem klubu z Konwiktorskiej z dnia na dzień staje się coraz bardziej dramatyczna. W piątek kolejny bank BZ WBK wypowiedział umowę kredytową Ideonowi. Akcje spółki spadły o 20 procent, do 4 groszy. Wcześniej podobną decyzję o cofnięciu kredytu podjął PKO BP. Firma Króla stoi dziś na krawędzi upadłości. Ostatnią deską ratunku dla niej jest pozytywny wyrok sądu w sprawie przyznania Ideonowi odszkodowania za niesłusznie naliczony podatek. Termin rozprawy wyznaczony został na 27 marca. W pierwszej instancji orzeczenie przyznawało rację Ideonowi. Wyrok nie był prawomocny, nawet jeśli teraz rozprawa potoczy się po myśli śląskiej firmy, nie będzie miała mocy ostatecznej. Perypetie biznesowe Króla mają przełożenie na losy Polonii. Klub należy do spółki zależnej od śląskiego biznesmena. Brak wypłat dla piłkarzy, dla niektórych już od dziewięciu miesięcy, oddawanie za bezcen najdroższych i najwięcej zarabiających zawodników było konsekwencją zapaści finansowej Ideonu. Polonia nawet dziś, po pozbyciu się wysokonakładowych zawodników wciąż ledwo wiąże koniec z końcem. Są pieniądze na bieżącą działalność, ale „w ograniczonym zakresie”. Drużynę trzymają przy życiu trenerzy, dyrektor sportowy Paweł Olczak i sami piłkarze, którzy postanowili przetrzymać ten trudny czas.
SPORT
Śląskie legendy futbolu krytykują kadrę.
Zdaniem Furtoka selekcja była dobra, bo nie ma obecnie w Polsce lepszych zawodników. – Natomiast zauważyłem, że nie darzą się oni sympatią. Oczywiście, atmosferę budują wyniki, a te są fatalne. Jeśli jednak jeden drugiego nie lubi – a kamery pokazały Lewandowskiego, jak odwraca się od Obraniaka, gdy Ludo spudłował – to nie ma mowy o zwycięstwie – mówi Furtok „Sportowi” . Zdzisław Podedworny, były trener m.in. reprezentacji olimpijskiej, Górnika Zabrze, Ruchu Chorzów i GKS-u Katowice, jest przekonany, że środkowi obrońcy Glik i Wasilewski nie nadają się do reprezentacji. – Niech sobie grają w Torino i Anderlechcie, ale to nie są stoperzy do drużyny narodowej. Przy bramkach była straszna dziura w środku obrony – uważa Podedworny, który ocenia też Jakuba Koseckiego. – Może ja się nie znam, ale młody „Kosa”… nie nadaje się do kadry. Zachowując proporcje, takich zawodników mamy w Górniku Wesoła… Dlatego, gdy zobaczyłem tatę Koseckiego z premierem Tuskiem na trybunach, pomyślałem sobie „polityka niech się trzyma jak najdalej od piłki”.
DZIENNIK POLSKI
Kolejna analiza sytuacji wokół reprezentacji.
Arsene Wenger, twórca potęgi Arsenalu Londyn, powiedział, że nie chciałby być trenerem jakiejkolwiek reprezentacji narodowej. „Jeśli trafisz na dobre pokolenie piłkarzy, możesz coś dobrego z nimi osiągnąć. Jeśli nie, nic nie możesz zrobić” – wyjaśnił swój punkt widzenia. Nawet jeśli to niepodważalna prawda, zastanówmy się, czy Fornalik, a przed nim Smuda trafili na pokolenie wybitnie słabe? Czy obecni gracze drużyny narodowej są gorzej wyszkoleni od tych, których miał Jerzy Engel w eliminacjach do mistrzostw świata w 2002 roku? A ci, których prowadził później Paweł Janas, awansując do MŚ 2006 roku? I następni, pod wodzą Leo Beenhakkera, czy tamci mieli większe możliwości i umiejętności, niż obecni członkowie drużyny narodowej? Za każdym razem odpowiedź brzmi: nie. Wręcz przeciwnie – Smuda i Fornalik dysponują pokoleniem potencjalnie bardziej utalentowanym i osiągającym lepsze wyniki w swoich zespołach klubowych. Ł»aden z ich poprzedników w ostatnich latach nie miał do dyspozycji takiej trójki, jak ta z Borussii Dortmund. Engel, Janas i Beenhakker mogli tylko pomarzyć o liderze strzelców Bundesligi, czy dwóch wybitnych graczach z żelaznego składu dwukrotnego mistrza Niemiec i ćwierćfinalisty Ligi Mistrzów. Pozostali piłkarze z pola też występują w co najmniej przyzwoitych klubach całej Europy. Na co dzień mierzą się z najlepszymi zawodnikami świata i nie muszą czuć wobec nich kompleksów, jak ligowi gracze w Polsce, którzy stykają się z międzynarodowym futbolem wyłącznie od święta. Poprzednicy Fornalika mieli dobrych bramkarzy, ale żaden nie dysponował takim ich bogactwem, w jakim może przebierać trener Dawidziuk. Łukasz Fabiański ma kontuzję? Nie ma sprawy, jest Wojciech Szczęsny. Szczęsnemu odwaliło? Proszę bardzo, aż pali się do gry Artur Boruc. Boruc popił? Nie szkodzi, świetne recenzje zbiera Przemysław Tytoń.
SUPER EXPRESS
Wojciech Kowalczyk: Boenisch wolniejszy od żółwia
Jakie słowa najbardziej pasują do tego, co stało się w piątek?
– Są takie, ale nie nadają się do zacytowania w gazecie. Najgorsze jest to, że ci sami grajkowie mówią to samo co po kompromitacji na EURO. Minęło dziewięć miesięcy, niektórzy ludzie doczekali się potomków, a w kadrze bez zmian… Wtedy przepraszali i obiecywali, że w następnym meczu dadzą z siebie wszystko… i teraz robią to samo. Większość z nich nie potrafi grać w piłkę na poziomie reprezentacji i powinni sobie dać spokój.
Kto najbardziej cię zawiódł?
– A kto nie zawiódł? Niepokoi mnie zachowanie Fornalika. Myślałem, że coś zmieni, zaryzykuje, a on zaczyna kopiować Smudę. Przeciw Ukrainie zagrało sześciu piłkarzy, którzy skompromitowali nas na EURO. A gdyby nie kartki Polanskiego, kontuzja Perquisa i „napinka” na Obraniaka, to by ich było dziewięciu w składzie. To jak mamy zmienić kadrę, skoro nie wprowadzamy nowych graczy? Fornalik zaczyna przypominać Smudę. A ja nie chcę małego wystraszonego człowieczka na tym stanowisku.
Czyli zwolnić Fornalika?
– Nie, ale musi się ocknąć, dać szansę nowym – Jędrzejczykowi, Celebanowi. Weźmy obronę. Wasyla ostatnio nie wzięła Legia, a wzięła go kadra na mecz z Ukrainą. To co, Legia jest mocniejsza od kadry? Wasyl w reprezentacji powinien zagrać jeszcze raz – 3 czerwca z Jurkiem Dudkiem przeciw Liechtensteinowi. I tyle. No i Boenisch. W piątek zawstydził nawet żółwia, bo w takim tempie reagował na to, co się działo pod naszym polem karnym.
Marcin Wasilewski jeszcze raz o meczu.
– Ukraińcy lepsi od nas nie byli, ale bardziej im zależało. Walką i zaangażowaniem nas przewyższali. Mówili przed meczem, że przyjeżdżają po trzy punkty, a my im nie przeszkodziliśmy. Zaprosiliśmy ich do własnego pola karnego. Ciężko realizować założenia, kiedy się dostaje dwa dzwony na początku meczu i zaczyna się od 0:2. To jest dla mnie niezrozumiałe i nie do przyjęcia – powiedział Wasilewski. Duże błędy przy kompletowaniu wyjściowego składu popełnił selekcjoner Waldemar Fornalik. Obrońca Anderlechtu Bruksela stoi jednak murem za trenerem. – Problem nie jest w selekcjonerze. Każdy z nas, piłkarzy, powinien wiedzieć, po co wychodzi na boisko. Trener nas naładował przed tym meczem, my sami też się naładowaliśmy. Zadziwiające jest to, że będąc dobrze zmotywowanymi do meczu, dajemy sobie strzelić dwa gole na początku – kręcił głową obrońca.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Tonew znów na zagranicznym celowniku…
Przedstawiciel Vitesse Arnhem ogląda niemal każdy ligowy i reprezentacyjny występ Aleksandyra Tonewa. Jutrzejsze spotkanie reprezentacji Bułgarii z Danią obejrzą także przedstawiciele Lazio, Fiorentiny oraz Celticu Glasgow. Wokół skrzydłowego Lecha Poznań znów w Bułgarii zrobił się szum. Kilka miesięcy temu wywołał go menedżer Gianfranco Cicchetti, który informował o tym, że Aleksandyra Tonewa obserwuje połowa drużyn z Serie A, a także ekipy z Rosji, Turcji, czy Francji. Teraz Tonew sam solidnie zapracował na zainteresowanie, bo w meczu eliminacji MŚ’14 przeciwko Malcie (6:0) strzelił aż trzy gole. – To mój pierwszy hat-trick w karierze i od razu w kadrze, więc cieszę się niesamowicie – mówił Bułgar dziennikarzom w piątkowy wieczór. Tonew uchodzi za jednego z ulubieńców selekcjonera Ljubosława Penewa, który regularnie powołuje go do kadry. Do tej pory piłkarz był jednak rezerwowym. W trzech z czterech spotkań eliminacji mundialu 2014 wchodził na boisko z ławki.
Jacek Bąk analizuje grę reprezentacji.
Wystarczy włączyć youtube’a i zobaczyć, jak Jarmolenko strzela gole. Ma chyba więcej wyświetleń niż piosenki Shakiry. Ł»adnej skomplikowanej myśli tam nie ma – dostaje piłkę na skrzydle, zbiega do środka i uderza ze swojej lepszej, lewej nogi. Czy nasi to widzieli? Nie wiem. To były dziwne błędy. Nawet ukraińscy dziennikarze się dziwili. Mówili, że cała Europa wie, jak gra Jarmolenko, a mimo to Polacy dali się zaskoczyć już na początku meczu. Coś zaszwankowało w rozpracowaniu rywali. We Francji, najpierw w Lyonie, a potem w Lens, dostawałem przed meczem analizę dwóch napastników, którzy mieli grać przeciwko mnie. Wiedziałem o nich wszystko – jak skaczą do głowy, jak zastawiają piłkę, o ich ulubionym zwodzie, słabych stronach, czy łatwo ich sprowokować. Nawet wyliczenia procentowe były, kto w jaki sposób najczęściej strzela gole. Może nasi nie dostali takich informacji przed meczem z Ukrainą? Boenisch źle się ustawił do Jarmolenki i już na starcie był na straconej pozycji.
Marek Koźmiński o porażce z Ukrainą.
Przegraliśmy u siebie z Ukrainą 1:3. Naprawdę jesteśmy tacy słabi?
– Z wynikiem trudno dyskutować, ale w człowieku rodzi się jakiś bunt, bo ta nasza drużyna nie jest tak słaba, jak wskazuje rezultat. Problem polega na tym, że ja na boisku tej drużyny właśnie nie widziałem.
W takim razie co się z nią stało?
– No właśnie nie umiem sobie tego logicznie wytłumaczyć. Przecież mamy wielu piłkarzy, którzy potrafią kopać piłkę na europejskim poziomie. Nie chodzi mi tylko o naszą trójkę z Dortmundu, bo takich zawodników jest znacznie więcej. Wychodzą jednak na ważny mecz kadry i nie widać tych wszystkich atutów. Powtarzam: coś jest tak, ale nie potrafię zdefiniować problemu.
Może nie przykładają się do gry w odpowiedni sposób?
-Taką możliwość odrzucam. Ja widzę w oczach tych piłkarzy charakter, oni może są może nawet przemotywowani. Chcą walczyć i mają siły, by zawzięcie biegać przez 90 minut. To bardziej problem psychiczny niż fizyczny. Nogi chcą, a głowa nie pozwala.