San Marino, czyli rywal idealny. Co najmniej sześć czarnych serii do zamazania

redakcja

Autor:redakcja

24 marca 2013, 14:06 • 3 min czytania

Jakoś tak to się już składa, że po każdym WAŁ»NYM meczu kadry, zamiast zapewnień o podtrzymaniu dobrej passy, wysłuchujemy opowiastek o koniecznej rehabilitacji. Tym razem nasi kadrowicze mogą pójść na całość i zapewnić: zrehabilitujemy się i to w dwóch kolejnych meczach! W końcu gramy z San Marino i Liechtensteinem. Dobra nasza! Potem już tylko ograć Mołdawię na wyjeździe, zatrzymać Czarnogórę i powalczyć z Anglią oraz Ukrainą. Zapowiada się, że przynajmniej do czerwca będziemy słyszeć hasła w stylu „dopóki piłka w grze, wszystko jest możliwe” i „póki jest matematyczna szansa, należy mieć nadzieję…”
Z tym nieszczęsnym San Marino zawsze gramy mniej więcej w takim samym momencie…

San Marino, czyli rywal idealny. Co najmniej sześć czarnych serii do zamazania
Reklama

Po porażce z Irlandią Północną w Belfaście, po remisie ze Słowenią w eliminacjach MŚ 2010, po domowym remisie z Węgrami w eliminacjach ME 2004 albo jeszcze rok wcześniej, zaraz po mundialu w Korei i Japonii. Zaraz w ramach pocieszenia przyjeżdżają jeszcze więksi kelnerzy od nas samych i możemy ich pociągnąć nawet dziesiątką, jak ostatnio w Kielcach, dzięki czemu Rafał Boguski do dziś może mienić się zdobywcą najszybszego gola w historii reprezentacji. Tak, San Marino to dla nas wymarzony rywal, dlatego już teraz zapraszamy na wtorkowe przełamanie. Statystycy zacierają ręce, tyle złych pass do zamazania.

Widzimy ich przynajmniej sześć:

Reklama

1. 882 minuty Lewandowskiego. W latach 2008 – 2013 Robert zdobywał bramki z Irlandią, Singapurem, Bułgarią, Australią, Koreą Południową czy Andorąâ€¦ Można tak jeszcze chwilę wyliczać, żeby wreszcie dojść do wniosku, że dwanaście z piętnastu trafień zaliczył w meczach towarzyskich. W tych o punkty dołożył tylko trzy kolejne w tym dwa – hura – właśnie z San Marino. Jak wyliczył Ś.P. Tygodnik Kibica, wychodzi jeden gol na 480 minut gry o stawkę. Zakładając, że w eliminacjach do mundialu w Brazylii mamy dziesięć meczów po 90 minut, statystycznie na Lewandowskiego przypadają dwa trafienia. Już pora zaczynać!

2. Idąc za ciosem i zakładając, że „Lewy” nie połamie zębów na Aldo Simoncinim, grającym na co dzień w klubie SP Libertas, powinniśmy przełamać także passę występów kadry bez gola napastnika. Nie udało się z Ukrainą, Irlandią, Urugwajem, Anglią, RPA, Mołdawią, Czarnogórą, Estonią, Czechami oraz Rosją. Czyli dokładnie tak długo… jak długo w kadrze nie błysnął nasz mistrz Niemiec.

3. Można się łudzić, że mamy także szansę na złamanie serii bez gola napastnika innego niż Lewandowski. Zakładając oczywiście, że jakiś inny w ogóle pojawi się na boisku. Ostatni taki przypadek odnotowujemy blisko rok temu z Łotwą w Klagengurcie, kiedy w protokole zapisał się Artur Sobiech.

4. Skoro przerżnęliśmy kolejno z Ukrainą, Irlandią i Urugwajem (meczów kadro-podobnych w składzie krajowym z Macedonią i Rumunią, wybaczcie, nie bierzemy pod uwagę. Liczymy tylko poważne mecze), optymistycznie, że po raz pierwszy od października kadrowicze nie będą musieli będą musieli przepraszać po ostatnim gwizdku. Mają niepowtarzalną szansę przełamania passy czterech meczów bez zwycięstwa.

5. Może uda się nawet zachować czyste konto? Skoro ostatnio strzelali nam wszyscy po kolei, włącznie z Macedonią i Rumunią, choć już się umówiliśmy, że tych sparingów nie liczymy.

6. Wreszcie gdzieś w tle tli się również nadzieja, że mecz z San Marino rozpocznie reprezentacja Polski, a nie PZPN-u. Już z Ukrainą było całkiem blisko. Pod nieobecność Perquisa oraz Polanskiego i przy siedzącym na ławie Obraniaku, wystarczyło, żeby Boenischa zastąpił Wawrzyniak i mielibyśmy historyczny występ kadry bez farbowanego lisa w pierwszym składzie. Próbowaliśmy odszukać ostatni taki, z każdym kolejnym meczem traciliśmy zapał, ale wyszło nam, że było to mniej więcej w okolicach towarzyskiego spotkania z Argentyną, prawie dwa lata temu. Biorąc pod uwagę, że ostatnie występy Boenischa i Obraniaka należy traktować w kategoriach żartu, wszystko znowu jest możliwe.

To już we wtorek. Dzień przełamania na wszystkich frontach.

PS O dodatkowej, prestiżowej motywacji w postaci Pucharu Weszło chyba nie musimy wspominać, prawda?

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama