Naprawdę trudno zrozumieć decyzje Komisji Ligi. Dwa przykłady z ostatnich tygodni:
– Seweryn Gancarczyka dostaje piłką w plecy, następnie w rękę. Ogląda żółtą kartkę. Szef sędziów Zbigniew Przesmycki twierdzi, że karny został podyktowany słusznie (inna sprawa, że to bzdura – no ale szef to szef, jego słowo powinno mieć jakieś znaczenie). Komisja Ligi kartkę anuluje.
– Richard Zajac nie fauluje Łukasza Gikiewicza, ten się jednak teatralnie wywraca. Co do tego nie ma żadnych kontrowersji – zwykła symulka. Komisja Ligi żółtą kartkę dla bramkarza Podbeskidzia jednak utrzymuje.
Czy tam w ogóle ktokolwiek zna słowo KONSEKWENCJA? Cóż, chyba tak! Konsekwentnie decyzje tego ciała są nielogiczne. Jeśli kartka dla Zajaca nie została anulowana, to w takim razie należałoby wydać komunikat: już nigdy nie anulujemy żadnej kartki, nawet nas o to nie proście. Bo jaką kartkę anulować, jeśli właśnie nie taką? Klarowna sytuacja – żółtą powinien otrzymać zawodnik Śląska, a nie Podbeskidzia. Komisja Ligi jednak wie swoje.
Po co cała procedura odwołań, jeśli na koniec wyrok zza biurka jest jeszcze bardziej absurdalny niż ten boiskowy? Po co seria powtórek i opinie ekspertów? Anulowano kartkę Gancarczyka, chociaż sam szef sędziów bronił boiskowej decyzji arbitra. Teraz decyzji nie bronił nikt, a kartka utrzymana. Chwała temu, kto zdoła doszukać się w tym wszystkim sensu.
PS O utrzymanej, chociaż bezsensownej kartce dla Marcina Baszczyńskiego za mecz Ruch – Widzew celowo nie wspomnieliśmy: wtedy „Niebiescy” spóźnili się z odwołaniem, nie dotrzymali terminu.