Krychowiak: – Nasz zawód nie jest czasochłonny

redakcja

Autor:redakcja

21 marca 2013, 12:40 • 9 min czytania

Patrząc na mentalność, jest typowym zachodnim piłkarzem. Wszyscy, którzy go znają – powtarzają jedno: stuprocentowy profesjonalista, którego nic nie wyprowadzi z równowagi. Dziennikarze mają o nim mieszaną opinię. Z jednej strony nigdy nie odmówi wywiadu i zawsze odbierze telefon, z drugiej – ciężko z niego wycisnąć coś kontrowersyjnego. Ale taki właśnie jest Grzegorz Krychowiak. Po prostu poukładany. Porządny. Stąpający twardo po ziemi i nie posiadający układu nerwowego. W rozmowie z Weszło pomocnik Reims opowiedział o swoim charakterze, bramce z Brazylią, szkoleniu we Francji i kilku innych kwestiach.
Powiedziałeś kiedyś, że nie dostrzegasz w sobie francuskiego akcentu. Wybacz, ale nie wierzymy…
Ale jak już widzę siebie w telewizji, to dostrzegam.

Reklama

A myślisz jeszcze po polsku czy już po francusku?
Coraz częściej łapię się na tym, że mówię po polsku i wtrącam francuskie słowo, nie zdając sobie z tego sprawy. Muszę się przestawiać, bo we Francji praktycznie nie mam styczności z naszym językiem. Tylko kiedy dzwonię do rodziców, rozmawiam po polsku, a tak, to w każdej sprawie francuski. Zresztą, dziewczynę też mam z Francji. Momentami pewne słowa mi się zapominają i po przyjeździe do Polski potrzebuję takiej krótkiej aklimatyzacji.

Ireneusz Jeleń przez cztery lata nie nauczył się francuskiego. Ty wyjechałeś z Polski w wieku 15 lat i od razu dostałeś ostry wymóg nauki, jak to np. bywa w Bundeslidze? Osiem miesięcy, a jak nie, to wyjazd?
Przez pierwsze dwa lata uczyłem się indywidualnie, a potem poszedłem do szkoły. Nikt mi nie dawał żadnego ultimatum, ani nie narzucał presji, ale wtedy komunikowałem się już normalnie i choć nie był to doskonały francuski, każdą sprawę mogłem załatwić.

Reklama

Michał Globisz, który cię odkrył i polecił do Arki jako 14-latka, powiedział nam, że między twoimi rówieśnikami a tobą była przepaść, jeśli chodzi o dojrzałość, a później, przed samym wyjazdem nie miałeś żadnych wątpliwości. „Francja? Cóż, jadę”.
Dokładnie. Po sparingowym meczu z Francuzami podszedł do mnie Andrzej Szarmach i zaproponował wyjazd do Bordeaux na tygodniowe testy. Po godzinie dałem pozytywną odpowiedź. Podchodziłem do tego z dużym entuzjazmem, nie było mowy o żadnym strachu. Traktowałem to jako wielką przygodę i dziś podjąłbym taką samą decyzję. A jeśli chodzi o wiek – zawsze grałem ze starszymi. Czy to w Gdyni, czy w Szczecinie, czy w Kołobrzegu. Może stąd mój charakter? Zawsze chciałem grać z lepszymi, żeby po jakimś czasie pokazać, że mogę ich przewyższyć. Do dziś mam taki cel podczas meczu – udowodnić wszystkim zawodnikom w moim sektorze, że jestem najlepszy pod każdym względem i to ja wygram ten mecz. Piłka jest sportem grupowym, ale pracujesz też dla siebie indywidualnie. Jeśli jednego dnia zrobisz mniej i sobie odpuścisz, na boisku te braki mogą szybko wyjść. Ja wolę przyjść na trening dużo wcześniej i już tam wypracowywać swoją przewagę.

Cokolwiek jest w stanie cię wyprowadzić równowagi?
Miałem w Reims okres, gdy dostawałem mnóstwo kartek. Ale nie za protesty czy dyskusje z sędziami, tylko za agresywną grę. Powtarzano mi, że wszystko OK, ale muszę się bardziej pilnować i wychodzić na boisko ze spokojniejszą głową. Jako defensywny pomocnik mogę bronić bez głupich fauli.

W Polsce przez lata byłeś postrzegany jako „ten od wolnego z Brazylią”. Globisz twierdzi dziś, że początkowo nie ty miałeś go wykonywać, bo de facto byłeś jednym z młodszych piłkarzy w ekipie.
Ale przychodzi moment, kiedy czujesz się na siłach, wierzysz w siebie i po prostu wiesz, że ta piłka wpadnie. Wiadomo, jest pewne ryzyko, ale jak kopniesz w trybuny, to nic się nie stanie, a jak strzelisz gola – zostaniesz bohaterem.

Mówisz o najważniejszej bramce w swoim życiu z takim spokojem, jakbyśmy rozmawiali o tym, jakie wczoraj zrobiłeś zakupy.
Pewnie – była to ważna bramka, patrząc na tamten turniej. Bramka, która ciągnęła się w mojej karierze przez kilka lat i o którą często mnie pytano, ale to – mam nadzieję – tylko jeden gol z wielu. Ogólnie częściej zdarza mi się strzelać na treningach, niż na meczach. Jako defensywny pomocnik nigdy nie patrzę po kolejnym golu na licznik, tylko na to, co on dał drużynie. Mnie z liczby bramek się nie rozlicza.

Po golu z Brazylią wszyscy spodziewali się, że błyskawicznie zrobisz karierę. Ł»e ruszysz jak Dawid Janczyk, który został wtedy sprzedany do CSKA.
Byłem już wtedy w rezerwach Bordeaux i do dorosłej piłki sporo mi brakowało.

Ale pomógł ci ten gol czy wręcz przeciwnie – zawiesił poprzeczkę zbyt wysoko?
Na pewno pomógł. Zrobiło się sporo szumu wokół mojego nazwiska, ale nie chciałem, jak Janczyk, zmieniać klubu, bo w szkółce Girondins było mi dobrze. Może nie doszedłem do pierwszej ligi od razu po tamtych mistrzostwach świata, ale potrzebowałem po prostu więcej czasu.

Cristiano Ronaldo powiedział kiedyś, że jedyne, czego w życiu mu brakuje, to dzieciństwo. Czytając wywiady z tobą można odnieść wrażenie, że w Bordeaux wszystko kręciło ci się wokół piłki. Na każdym kroku podkreślasz, że nigdy nie mogłeś przegiąć w żadną stronę, bo zaraz ktoś wskoczyłby na twoje miejsce.
Nie jestem typem imprezowicza i nie muszę świętować każdego zwycięstwa. Nawet po wygranej z PSG zjadłem kolację i poszedłem spać. Czy balowałem w Bordeaux? Nie, miałem za dużo do stracenia. Mieszkałem w internacie, w którym znajdowali się zawodnicy do 18. roku życia. Wielu piłkarzy, którzy dziś grają w Ligue 1, choćby Henri Saivet, a dwa lata wcześniej np. Mavuba czy Chamakh. Przyjeżdżasz do ośrodka z piętnastoma boiskami, dla każdej drużyny jedno. A trenując widzisz jeszcze na dodatek dorosłą drużynę trenującą w oddali. To daje ci wrażenie, że miejsce w niej jest na wyciągnięcie ręki. Kilka dobrych meczów, zrobisz dziesięć metrów i jesteś z nimi. Mieliśmy w Bordeaux wszystko, czego potrzebowaliśmy. Francuzi podpisali umowę ze swoim Ministerstwem Edukacji, że do 18. roku życia są zobowiązani do edukowania piłkarzy, więc czasu na odpoczynek nie było zbyt dużo. Rano trening, od 12 do 15 szkoła, potem znowu trening – nawet nie ma kiedy robić głupot. Nie podejmowałem ryzyka, żeby gdzieś wychodzić w nocy. Zdarzały się takie przypadki, ale szybko je eliminowano. Nie ma żartów – nie chcesz tu być, ściągną kogoś na twoje miejsce. Wcześniej, gdy byłem dzieciakiem, sprawiałem jednak sporo problemów. Mieliśmy taką ekipę w Gdyni i w Szczecinie, że zawsze coś się działo. A w szkole miałem dobre oceny, mimo że czasem byłem cwaniakiem i zdarzało się ściągnąć. Uczę się zresztą do dziś, bo zawód piłkarza nie jest zbyt czasochłonny i szkoda by było tej nauki nie kontynuować.

Jesteś wyjątkiem. Większość polskich piłkarzy narzeka, że w trakcie kariery nie ma na to czasu, bo tu trening, tam obóz, mecz, regeneracja…
To oczywiste, że muszę się relaksować, ale znalezienie paru godzin dziennie na naukę angielskiego czy zrobienie pracy na studia to żaden problem.

Wybrałeś ciekawy kierunek.
Organizacja klubu sportowego. Wielu zawodników po zakończeniu kariery się tym zajmuje, a mnie te studia polecił nasz drugi trener. Do szkoły nie muszę codziennie chodzić, wszystko załatwiam przez internet i przygotowuję pracę, którą mi zadają na temat danego klubu. Oczywiście wybrałem Reims i przez dwa lata mam zrealizować osiem kierunków mojej pracy. Chodzę po klubie z zeszytem, pukam w odpowiednie drzwi i sporządzam notatki.

Twoja droga do pierwszego zespołu Bordeaux nie była usłana różami.
Bardzo wiele im zawdzięczam, ale tak naprawdę nie dostałem szansy, żeby się wykazać. Raz tylko zagrałem na prawej obronie i efekt był taki, że stwierdziłem, że… świat nie kończy się na Bordeaux i jeśli mnie tu nie chcą, spróbuję sił w innym klubie.

W sezonie 2011/12 zagrałeś zaledwie dwa mecze, a wtedy sprzedano z klubu wiele gwiazd. Naprawdę nie było szans, żeby wskoczyć na dłużej?
Może była szansa? Może gdybym został, to mógłbym powalczyć? Ale ja nie znoszę być rezerwowym i wolę grać w niższych ligach niż siedzieć na ławce w Bordeaux.

To bolesny moment, kiedy po tylu latach zdajesz sobie sprawę, że w Girondins już się nie przebijesz?
Bolesny? Nie, naprawdę nie. Nie płakałem specjalnie nad wyjazdem. Przewracam kartkę i piszę nową historię, nic więcej. Na początku poszedłem do drugiej ligi do Nantes, grałem tam regularnie, wyrazili chęć, abym został, ale uznałem, że czas na Ligue 1.

Według statystyk bardzo wielu piłkarzy z Ligue 2 po awansie do wyższej ligi, zostaje w niej na dłużej. Pierwsze przykłady z brzegu to Olivier Giroud czy Laurent Koscielny.
Bo różnica wbrew pozorom nie jest ogromna. Detale stanowią o sile tej ligi, bo intensywność w Ligue 2 jest nawet wyższa. Różnica w pierwszej lidze jest taka, że stwarzasz trzy sytuacje i jak nie strzelisz, to przegrasz. Tak jest i w ofensywie, i w defensywie. Błędy kosztują zdecydowanie więcej i trudniej się po nich podnieść. Ale technicznie i siłowo poziom jest podobny. Szkółki piłkarskie znajdują się we Francji praktycznie wszędzie i podstawowe umiejętności techniczne przyswoić musi każdy od 13. do 18. roku życia. Tych szkółek jest mnóstwo, nawet trzecioligowe kluby je mają. Ważne jest natomiast przejście z wieku juniora do seniora. Dla mnie przełomem było to, że w końcu zacząłem regularnie grać w Ligue 1, bo występując w niższych ligach cały czas zadawałem sobie pytanie, czy nadaję się na poziom wyżej. Okazało się, że sobie poradziłem, potem po raz pierwszy jako zawodnik pierwszoligowy dostałem powołanie do reprezentacji.

Byłeś pewny, że skoro masz za sobą edukację w Bordeaux, to z pewnego pułapu długo nie spadniesz?
Pewności nigdy nie możesz mieć, bo z rezerw maksymalnie czterech-pięciu zawodników podpisuje co roku profesjonalny kontrakt. Piętnastka się nie łapie i musi czekać. Ale bardzo ważna jest też mentalność. Popatrzmy na reprezentację Francji. Ostatnie lata dla francuskiej piłki były katastrofalne. Już pomijam wyniki, ale skandali pozaboiskowych było po prostu za dużo. Dziś dla reprezentacji nie liczą się tylko umiejętności, ale to, co masz w głowie, co sobą reprezentujesz. Nie każdy może grać w drużynie narodowej, więc ci, którzy już do niej trafiają, muszą być ułożeni. Wiele klubów zaczęło wychodzić z takiego założenia. Jeśli drużyna z Ligue 2 chce wypożyczyć zawodnika, to nie patrzy tylko na to, ile może strzelić dla niej bramek, ale najpierw stara się wysondować, jak wygląda jego życie prywatne. Piłka nożna jest czymś fantastycznym. Robisz to, co kochasz przez dwie godziny dziennie, więc trzeba ten okres piętnastu lat jak najlepiej wykorzystać. Nie tylko na boisku. Nie można tego zaprzepaścić jakimiś wyskokami poza boiskiem.

Czujesz, że masz we Francji taką pozycję, że nawet jeśli Reims spadnie, to spokojnie znajdziesz pracodawcę w Ligue 1?
Ciężko powiedzieć.

A obiektywnie?
(śmiech) Nie dopuszczam myśli, że spadniemy, ale na razie nie mam ofert z innych klubów.

Ł»adna oferta i tak cię w euforię nie wprowadzi.
Dokładnie tak. Ł»yjmy teraźniejszością.

Rozmawiali TOMASZ ĆWIÄ„KAفA i MATEUSZ ŚWIĘCICKI (ORANGE SPORT)


Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama