Nigdy nie byliśmy wielkimi fanami talentu Adama Matuszczyka, ale teraz czujemy się w obowiązku, by poinformować, jak radzi sobie w Niemczech. Bo radzi sobie dobrze. Nie piszą o nim właściwie żadne polskie media, nikt się o niego nie dopomina, słowem nie wspomina nawet Waldemar Fornalik, a gdyby dziś otrzymał od niego pierwsze powołanie, to trudno byłoby się o to przyczepić. Przynajmniej na papierze.
Jesienią Matuszczyk nie miał pewnego miejsca w składzie – czasem wchodził z ławki, czasem nie wchodził w ogóle, a czasem rozgrywał pełne mecze. No, bywało różnie. Dziś jednak widać, że zimą zyskał w oczach trenera. Z dotychczasowych sześciu spotkań w lidze rozegrał pięć pełnych (raz wszedł w końcówce), a wczoraj dorzucił kolejne półtorej godziny. Wiosną ma już tych minut łącznie 550, czyli… ponad dwa razy więcej, niż Ariel Borysiuk (248).
Ł»eby między tą dwójką było jeszcze ciekawiej, to Koeln Matuszczyka dzięki ostatnim wynikom znacznie zbliżyło się do Kaiserslautern Borysiuka. Drużyna byłego legionisty zajmuje trzecie miejsce, dające grę w barażach, ale ma już tylko punkt przewagi. Pierwsza dwójka jest poza zasięgiem całej reszty.
Matuszczyk nie tylko ma w tej chwili pewny plac w czwartej drużynie drugiej ligi niemieckiej, ale i zbiera w tamtejszych mediach niezłe recenzje. Tydzień temu zdobył gola w meczu z Paderborn, od Kickera dostał notę „1.5”, przez gazetę został wybrany i do jedenastki, i na najlepszego piłkarza kolejki. A potem jeszcze udzielił jej wywiadu. – Topowi pomocnicy na świecie stanowią też zagrożenie pod bramką rywala. To kierunek, w jakim chce podążać. Częściej uderzać na bramkę rywala, być przydatniejszy w ofensywie – powiedział.
W tej chwili z niemieckiego zaplecza bez najmniejszego „ale” – pomimo niedawnych problemów – sięgamy po Ariela Borysiuka. Do drugiej ligi coraz pewniejszym krokiem zmierza Eugen Polanski, który w dodatku ostatnio stracił miejsce w pierwszym składzie Hoffenheim… Może warto więc tego Matuszczyka mieć przynajmniej w zasięgu radaru?