W dzisiejszej prasie brak tak istotnych materiałów jak wczorajszy wywiad z Cupiałem, ale warto zacząć dzień od rozmów z Mariuszem Rumakiem w Rzeczpospolitej, Radkiem Majewskim w Fakcie czy Kasprem Hamalainenem oraz Leszkiem Ojrzyńskim na łamach Super Expressu.
FAKT
Radosław Majewski gotowy na powrót do kadry.
Dostanie Pan powołanie na mecze z Ukrainą i San Marino?
– Po ostatnim meczu chwilę porozmawiałem z trenerem Fornalikiem. Chyba nie żałował, że przyjechał zobaczyć mnie w akcji. Ł»aden deklaracji oczywiście nie złożył, ale jest to dla mnie jasny sygnał, że znalazłem się w kręgu kandydatów do powołania.
Skąd się wzięła taka skuteczność w ostatnich spotkaniach?
– W nowej taktyce gram na kilku pozycjach. Trener stosuje ustawienie „diamentowe”. Zazwyczaj zaczynam mecze bliżej lewej strony, ale często schodzę do środka, ustawiam się za napastnikiem. Poza tym znakomicie współpracuje mi się z lewym obrońcą, Chrisem Cohenem. Został przesunięty do defensywy z prawej pomocy i radzi sobie świetnie.
Pan też ma chyba komfortową sytuację w zespole?
– No i właśnie nie do końca tak jest. Powiem szczerze, że w ostatnich meczach mogłem strzelić kilka goli więcej! Poza tym nasz trener jest bardzo wymagający i może być tak, że po słabszym występie wyląduję na ławce. Na razie na mnie stawia, współpraca układa się naprawdę dobrze.
I tekst o Marcinie Wasilewskim.
Wasyl dostał od prezesa stołecznego klubu dobrą ofertę. Bogusław Leśnodorski (39 l.) spotkał się z piłkarzem w Brukseli i zaproponował mu miesięczną pensję w wysokości 100 tysięcy złotych. Jak ujawnił Fakt, obrońca Anderlechtu zażądał dodatkowo ponad 1,5 miliona złotych za sam podpis na kontrakcie. Na takie rozwiązanie zarząd Legii nie mógł się zgodzić. Do klubu z Łazienkowskiej trafił ostatecznie Tomasz Jodłowiec (28 l.), ale w zeszły piątek Wasyl… sam zgłosił się do prezesa Leśnodorskiego. Usłyszał jednak, że pierwsza oferta jest już nieaktualna. Nowa propozycja była o 30 procent gorsza od poprzedniej.
Wasilewski miał kilka dni na zastanowienie i podjął już decyzję. Jak dowiedział się Fakt, reprezentant Polski zostanie w Anderlechcie do końca sezonu. Legia nie była jedynym klubem, który negocjował z doświadczonym obrońcą. Wasyl mógł trafić do holenderskiego Heerenveen l jednego z klubów izraelskich, ale ostatecznie nie zdecydował się na żadną z tych opcji.
RZECZPOSPOLITA
Rozmowa z trenerem Lecha – Mariuszem Rumakiem.
To, że Legię obwołano mistrzem jeszcze przed pierwszym meczem, pomogło panu w mobilizacji zespołu?
– Nawet przez moment nie rozmawialiśmy o Legii, nie szukaliśmy analogii. Nie jestem trenerem, który buduje swoją drużynę pod hasłem: „gonimy Legię”. Myślimy o sobie.
4:0 w meczu z Ruchem może jednak pana piłkarzom dodać pewności siebie.
– Zaczęliśmy bardzo dobrze, ale mocno stąpamy po ziemi. Już w szatni w Chorzowie i ja, i kapitan zespołu tonowaliśmy nastroje. Było widać radość, ale wiemy, że przed nami 14 trudnych meczów. Z Ruchem łatwo nie było, ale zdobywaliśmy bramki w najlepszych momentach – na początku i tuż przed przerwą. W przyszłości może nam tego szczęścia zabraknąć i będzie się liczyła tylko ciężka praca.
Z dziewięciu meczów wyjazdowych wygraliście osiem. Dlaczego na własnym stadionie nie gracie tak dobrze?
– Wydaje mi się, że to kwestia presji, stadion przy Bułgarskiej zobowiązuje do pięknej gry, chcemy dominować przez całe mecze. A czasami w polskich warunkach, jak się ma piłkę, to się nie wygrywa. Na wyjeździe zdobywamy punkty, bo pozwalamy sobie na to, by to rywal długimi fragmentami dyktował warunki i uderzamy w najlepszym dla siebie momencie. Na własnym stadionie, na przykład przeciwko Legii, mieliśmy mnóstwo okazji, a jednak przegraliśmy. Ale może to zbyt proste rozumowanie, prawda leży pewnie gdzieś pośrodku.
GAZETA WYBORCZA
Trochę szczegółów o bieżących problemach ŁKS-u.
Przyszłość pierwszoligowej drużyny stała pod sporym znakiem zapytania. Klubowa kasa świeci bowiem pustkami, a na dokończenie rozgrywek potrzeba niemal pół miliona złotych. Istniała realna groźba wycofania drużyny z rozgrywek. Na szczęście udało się znaleźć wyjście z tej niemal beznadziejnej sytuacji. Szefowie ŁKS podpisali porozumienia o współpracy z łódzką Szkołą Mistrzostwa Sportowego, która przekazała drużynie trenera i piłkarzy i udostępniła boiska do treningów, ale na klubie z al. Unii ciążył obowiązek zarejestrowania nowych zawodników oraz pokrycie, w sporej części, kosztów utrzymania drużyny wiosną. Opłaty rejestracyjne nowych piłkarzy były kością niezgody między ŁKS i SMS, dlatego w poniedziałek w południe miało dojść do trzeciego już spotkania ich szefów – Jarosława Turka z ŁKS i Janusza Matusiaka z SMS – u Edwarda Potoka, prezesa ŁZPN. Do rozmów ostatniej szansy jednak nie doszło, bo przed południem szefowie klubu z al. Unii spłacili zadłużenie w łódzkim związku. Nieoficjalnie mówi się, że pieniądze, czyli ponad 50 tys. zł, dała firma Tilia, która należy do Filipa Keniga, głównego akcjonariusza sportowej spółki z al. Unii.
POLSKA THE TIMES
Rozmowa z Sebastianem Maderą w pomorskim wydaniu.
Madera był jednym z pewniejszych punktów wyjściowego składu Lechii. Razem z Jarosławem Bieniukiem tworzyli solidną parę stoperów. Niestety, dla Madery 10. kolejka obecnego sezonu ekstraklasy była tą ostatnią, w której wystąpił. Pojawiły się u niego problemy z mięśniem przywodziciela. – Człowiek ciężko trenuje, a tutaj nagle z dnia na dzień czeka go długi rozbrat z graniem. To bez wątpienia wpływa na sferę psychiczną, bo to całkiem inna sytuacja niż dotychczas. Ale po pewnym czasie przyzwyczaiłem się do nowej sytuacji i mogę powiedzieć, że wszystko jest w porządku. Teraz staram się małymi kroczkami zmierzać do przodu, by jak najszybciej wrócić na boisko. Niemniej na początku jest trudno, bo to takie uderzenie – mówi dla „Dziennika Bałtyckiego” Madera. – Staram się minimalizować oglądanie polskiej ekstraklasy – zdradza Madera. – Czuję wtedy żal. Naprawdę przykro ogląda się spotkania, kiedy nie można samemu w nich zagrać. Trochę mnie to drażni – dodaje.
DZIENNIK POLSKI
Tomasz Kulawik już po pierwszym meczu zamierza mieszać w składzie.
Po tym jak Wisła fatalnie wypadła w ligowej inauguracji, wczoraj przy ul. Reymonta panowały minorowe nastroje. Trener Tomasz Kulawik nie kryje, że drużyna nie zagrała tak, jak zakładał przed pierwszym gwizdkiem. – Trzy razy oglądałem ten mecz – mówi Kulawik. Wisła rzeczywiście zagrała bardzo słabo. M.in. nie miała praktycznie siły w ataku. Ani Daniel Sikorski, ani wprowadzony za niego w drugiej połowie Cwetan Genkow nie dali drużynie praktycznie nic. W takiej sytuacji Kulawik będzie być może szukał innych rozwiązań w ramach kadry, którą dysponuje. W ataku mogą zagrać np. Rafał Boguski czy Patryk Małecki, którzy mają już doświadczenie z występów na tej pozycji. – Jest jeszcze Ivica Iliev – dodaje Kulawik. – On bardzo dobrze zagrał na tej pozycji w sparingu z Amkarem Perm.
SUPER EXPRESS
Rozmówka z trenerem Korony – Leszkiem Ojrzyńskim.
Mówi pan o wierze, a pana piłkarze w każdym meczu grają niezwykle ostro. Co to ma wspólnego z chrześcijańską ideą miłości bliźniego?
– Nie wnikam, w co wierzą moi piłkarze. Na boisku mają walczyć. To ich obowiązek! Dla mnie i mojej rodziny wiara to podstawa, nie wyobrażam sobie życia w oderwaniu od Kościoła. Nieraz Pan Bóg mi pomógł i nigdy się od wiary nie odwrócę. Ale nie lubię o tym mówić, bo to, w co człowiek wierzy, to jego prywatna sprawa.
W czym tkwi tajemnica waszego sukcesu w meczu z Legią?
– W drużynie. Widzieliście, jak to wyglądało na boisku? Jeden za drugiego dałby się zabić. Ambicja, wola walki i charyzma. To cechowało moich chłopaków. Dali z siebie 120 procent. Legia wcale nie była od nas słabsza. O wyniku zdecydowały determinacja i chęć zwycięstwa. U nas były większe.
A także wywiad z nowym nabytkiem Lecha – Kasprem Hamalainenem.
Miałeś kiedyś tak udany debiut, jak ten w polskiej lidze?
– Nie, nigdy. Wprawdzie w pierwszym meczu w lidze fińskiej wygrałem 3:0, ale gola nie zdobyłem. Nie udało się też w debiucie w lidze szwedzkiej czy w reprezentacji Finlandii. Co więcej, nigdy w pierwszym meczu nie wygrałem tak wysoko, jak w Polsce. A tutaj wyszło mi wszystko. Asysta, na którą potrzebowałem niecałe dwie minuty, i gol, który ustalił wynik. Rewelacja!
Spodziewałeś się, że pójdzie tak łatwo?
– Przed meczem mówiono mi, że jedziemy na teren, gdzie rywal walczy o każdą piłkę. Na szczęście strzelaliśmy gole we właściwym czasie. Pierwszy, w 2. minucie, ustawił mecz, drugi odebrał rywalowi połowę nadziei, a trzeci go „dobił”.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Jagiellonia sonduje możliwość pozyskania Łukasza Brozia.
Łukasz Broź miał trafić do Legii Warszawa, ale z przeprowadzki do stolicy raczej nic nie wyjdzie, bo – jak mówi się nieoficjalnie, wymagania zawodnika dotyczące zarobków były zbyt wygórowane. Nie oznacza to, że zawodnik powołany niedawno na zgrupowanie reprezentacji Polski nie odejdzie z łódzkiej drużyny. Z obrońcą – jak udało nam się dowiedzieć – kontaktowali się już przedstawiciele Jagiellonii i rozpoczęli z nim wstępne rozmowy na temat ewentualnego przejścia do klubu z Podlasia. Sam zawodnik nie chce niczego komentować. – Temat jest, ale brakuje konkretów – przyznał z kolei członek zarządu Widzewa Michał Kulesza. Broź ma ważny kontrakt w Łodzi do czerwca 2014 roku. Widzewiacy wcześniej mówili, że chcieliby za sprzedaż tego gracza milion złotych, ale ta suma wydaje się mocno przesadzona. Sprawa rozstrzygnie się do czwartku.
W Kielcach narzekają, że testowany Kamil Adamek ma zaległości treningowe.
– Widać po nim, że ma ogromne zaległości treningowe. Brakuje mu szybkości, zwinności, nie najlepiej jest u niego także z innymi elementami motoryki – ocenia Andrzej Kobylański, dyrektor sportowy kieleckiego klubu. Po chwili jednak dodaje: – Ale jest to typowy walczak, potrafi być zadziorny, uszczypliwy, nie odpuszcza. Jego charakter jak najbardziej pasowałby do naszej drużyny. Ze spokojem do ewentualnego transferu Adamka do Korony Kielce podchodzi z kolei trener Leszek Ojrzyński. – Z Adamkiem jest jak z kupnem samochodu na giełdzie. Trzeba sprawdzić, czy ma silnik, czy jest „na chodzie”, czy nie łapie go rdza. I najważniejsze, ile kosztuje – konkluduje opiekun Korony Kielce. Wiele wskazuje na to, że dziś może zapaść ostateczna decyzja.
Rozmówka z Mariuszem Śrutwą o Ruchu Chorzów.
Wicemistrzowie Polski zostali rozbici w niedzielę przy Cichej, przegrywając z Lechem 0:4. Jaka była główna przyczyna klęski?
– W tym zespole wciąż brakuje lidera środka pola. Piłkarza, który potrafiłby dobrze dograć do napastników. Działacze i trenerzy od lat bezskutecznie szukają takiego rozgrywającego. Łukasz Tymiński i Arkadiusz Lewiński są obiecujący, ale niedzielne spotkanie pokazało, że nie nadają się na piłkarzy kreujących grę.
Mocno zawiedli jednak środkowi obrońcy. Marcin Baszczyński powrócił w koszmarnym stylu. Strzelił samobója, a w innych akcjach był łatwo ogrywany przez rywali. Czy sprowadzenie go było dobrym krokiem?
– Mecz mu nie wyszedł, ale w żadnym wypadku nie można go skreślać. Pokazał w rundzie jesiennej w Polonii Warszawa, że potrafi grać z tyłu skutecznie i twardo. Marcin będzie chciał udowodnić w kolejnych spotkaniach, że jest ważnym ogniwem zespołu. Warto na niego stawiać.