Zawsze znajdzie się ktoś potrzebujący, kto przygarnie innego potrzebującego

redakcja

Autor:redakcja

20 lutego 2013, 16:33 • 2 min czytania

Nazwiska się zmieniają, ale mechanizm ciągle działa tak samo. Jak już raz dobrze wkroczysz do bagienka zwanego ekstraklasą, zagrasz jedną niezłą rundę (cały sezon to już opcja wymarzona), to przy odrobinie szczęścia możesz wieźć się na nazwisku jeszcze całymi latami. Z tej karuzeli tak łatwo się nie wypada. Za dużo potrzebujących. Mamy już Buzałę w Lechii, Gusicia w Podbeskidziu (to akurat ewenement, bo Chorwat nie zagrał nawet jednej dobrej rundy, za to jedną beznadziejną) i Zahorskiego w Górniku.
Dziś do kompletu dołącza Mouhamadou Traore.

Zawsze znajdzie się ktoś potrzebujący, kto przygarnie innego potrzebującego
Reklama

Senegalczyk ze znakiem zapytania w metryce, bo przez trzy ostatnie lata nikt nie raczył sprawdzić w jakim wieku jest naprawdę (pisaliśmy TUTAJ). Przeszedł w polskiej piłce imponującą drogę. Z trzeciej ligi płynnie przeskoczył do pierwszej, potem od razu trafił do Zagłębia Lubin i zagrał jeden niezły sezon – strzelając sześć goli w ekstraklasie. Tak naprawdę, od początku niczym się szczególnie nie wyróżniał, bo ani nie był bardzo szybki, ani wyjątkowo skoczny, ani ponadprzeciętnie wyszkolony technicznie. Po prostu miał niezłego nosa do strzelania goli i był jedynym obok Micanskiego, który dla Zagłębia wówczas trafiał.

Później było tylko gorzej. Sezon 2010/11 – 4 gole. 2011/12 – 1 bramka.

Reklama

Z każdym sezonem Traore robił się coraz bardziej nijaki. Ale kiedy stracił miejsce w składzie i w końcu w Lubinie mu podziękowano, czym prędzej przeskoczył do Szczecina. Pogoń wchodziła do Ekstraklasy, tyle co rozstała się z Sotiroviciem, a przecież kimś musiała atakować. Chciała robić to Traore, ale znów nie wyszło. Senegalczyk zagrał 330 minut i dziś już jest w Bełchatowie. O, tam dopiero potrzebują napastnika. Co z tego, że ten niezbyt dobry – im potrzebny jakikolwiek, bo wszystkich, jakich mieli, zesłali do Młodej Ekstraklasy.

W międzyczasie w kuluarach słychać, że rozmowy z Polonią Warszawa, jeszcze innym klubem bez pola manewru w ataku, prowadzi Ivans Lukjanovs. Kolejny wraca jak bumerang. Ostatnio w ekspresowym tempie odpalili go z ukraińskiego Metalurga Zaporoże, więc chętnie zahaczyłby się jeszcze w Polsce. Znowu zagra 25 meczów w sezonie, będzie biegał jak szalony, a my na koniec się zorientujemy, że z tych jego biegów ani goli, ani asyst. W Lechii strzelił pięć w siedemdziesięciu siedmiu meczach. Średnio – jednego na rundę.

W polskiej lidze zawsze musi znaleźć się jakiś potrzebujący. Ktoś słabszy lub biedniejszy od klubu, z którego właśnie wyrzucają. Szczęściarzom czasem uda się trafić nawet do drużyny zajmującej miejsce na podium, jak Polonia. Inni będą musieli zadowolić się Podbeskidziem albo Bełchatowem. Ale jedno jest pewne – prezesi klubów ekstraklasy nie dadzą im tak szybko zginąć.

Najnowsze

Anglia

Wolves nie wygrali w lidze od kwietnia

AbsurDB
0
Wolves nie wygrali w lidze od kwietnia
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama