Charlotte Convention Center w Północnej Karolinie, 16 stycznia 2004 roku. Piąty raz w historii ligi, MLS idzie w ślady NBA i organizuje z ogromną pompą imprezę nazwaną SuperDraft. Zasady są takie, jak w pozostałych amerykańskich ligach – kluby mogą kolejno wybrać najbardziej utalentowanych młodych zawodników i dołączyć ich do swoich zespołów. Do tej pory wydarzenia tej rangi z MLS cieszyły się zmiennym zainteresowaniem, ale ten wieczór miał być wyjątkowy. W końcu nie co dzień się zdarza, że do elity, do grona najlepszych piłkarzy w Ameryce Północnej, włączony zostaje 14-letni chłopiec. Ten 14-letni chłopiec. Choć tak młody, to już tak wielki Freddy Adu.
“Numer 1 w drafcie”. W USA to określenie nosi mimo wszystko dość wąskie grono najlepszych fachowców w swoich dziedzinach. W NBA dobrze wybrany numer 1 może na lata zadecydować o przyszłości drużyny – by wspomnieć choćby Tima Duncana czy LeBrona Jamesa. Podobnie jest w NHL i NFL, a MLS, od początku wzorująca się na najbardziej medialnych i najbardziej popularnych amerykańskich ligach, musiała pójść w ślady starszych braci. Sęk w tym, że zanim w amerykański system szkolenia młodych piłkarzy wpompowano grube miliony dolarów, nie było za bardzo z kogo wybierać. Dlatego też tak ogromne były nadzieje związane z uroczystością otwierającą 2004 rok w amerykańskim soccerze.
Wśród młodych gniewnych, którzy mieli stanowić o przyszłości nie tylko MLS, ale również amerykańskiej reprezentacji piłkarskiej znaleźli się między innymi obiecujący 20-latek, Clint Dempsey, późniejszy napastnik m.in. Tottenhamu, czy Michael Bradley, w przyszłości reprezentujący barwy AS Romy czy Heerenveen. O nich jednak pisało się na marginesie właściwych artykułów, zdominowanych przez jednego człowieka. Złote dziecko. “Wonderkid”. Człowiek, który odmieni futbol w USA. Zaledwie 14-letni, najmłodszy profesjonalista w historii sportu w USA. Urodzony w Ghanie Freddy Adu.
Jak to w ogóle możliwe, że tak młody człowiek dostał szansę w dorosłym sporcie? Całość była elementem zdecydowanie szerzej zakrojonej akcji znanej jako Project-40. Sponsorowany przez Nike a organizowany wspólnie przez MLS i związek piłkarski plan miał na celu umożliwienie młodym zawodnikom wcześniejszego wejścia w świat profesjonalnego soccera poprzez system stypendialny umożliwiający im naukę (przejście na zawodowstwo w Ameryce to jednoczesne wypisanie się z college’u) i wcześniejsze podpisanie kontraktów z klubami. To miało z kolei umożliwić rywalizację o najcenniejszych zawodników z europejskimi klubami, szperającymi przecież już w 12-latkach z Ameryki Południowej czy Afryki.
Sztandarowym produktem Project-40 był właśnie Adu. Łączył w sobie wszystko – ogromną wartość marketingową jako 14-letni zbawiciel futbolu w USA. Kontrakt z Nike, sponsorem całego projektu. Amerykańskie obywatelstwo, które pozwalało mu grać w przyszłości w reprezentacji USA. No i wielkie marzenie – debiut w MLS, nie w europejskich ligach, nie w jakichś klubach z rodzimej Ghany. Przez program już wcześniej przeszli m.in. DaMarcus Beasley czy Carlos Bocanegra, ale Adu miał być kimś, kto przebije wszystkich dotychczasowych kumpli.
Nadszedł 16 stycznia. W teorii DC United, drużyna posiadająca prawo wyboru jako pierwsza, miała zadecydować dopiero tej nocy. W praktyce, wszystko było jasne już od dawna. Gdy nadejdzie moment wyczytania nazwiska pierwszego młodzika wchodzącego do dorosłej ligi, z krzesła podniesie się 14-letni Adu. Wiedzieli o tym marketingowcy, wiedzieli o tym eksperci, dziennikarze, wiedział o tym Piotr Nowak, ówczesny trener DC United. Kontrakt wraz ze stosownym zakupem pierwszego wyboru podpisano już w listopadzie, zresztą przy asyście władz MLS, którym także zależało na utrzymaniu piłkarza blisko rodzinnego domu w Maryland.
Przywołajmy nasz archiwalny tekst.
Czternaście lat i występ u Lettermana. Czternaście lat i występ w „Tonight on ABC News” oraz „60 Minutes” na CBS, gdzie rozmawiała z nim Leslie Stahl, dziennikarka, która wybiła się jeszcze podczas afery Watergate. Tak jest, nie ma tu pomyłki: Adu swoją marką wykraczał daleko poza sferę futbolu. Przedstawiano go jako sportowy fenomen. Nie bawiono się w subtelności: drugi Pele i tyle w temacie, usłyszcie nas dobrze. Nie wierzycie nam, przedstawicielom MLS i Nike, to uwierzcie królowi futbolu.
A tutaj Washington Post, już po pierwszym sezonie w MLS.
W DC United wrze. To sprawa o tyle poważna, że chodzi tutaj o coś więcej niż klub, bowiem o przyszłość soccera. A przynajmniej tak chcą uważać zwolennicy talentu Freddy’ego Adu.
Ich zdaniem Adu nie gra po 90 minut, ponieważ uparty tyran wychowany w komunistycznej Polsce próbuje narzucić piłkarzowi niemiecki styl boiskowej dyscypliny. System, w którym każdy ma robić to, czego chce od niego trener, a co ma nie pasować do charakterystyki złotego dziecka amerykańskiej piłki. Nowak przekonuje, że oszczędnie wydziela czas Adu, bo jego pracą jest zachowanie statusu mistrza MLS, które zdobył dla klubu rok wcześniej.
– Jeśli będę zawsze starał się udobruchać Freddy’ego, stracę szatnię – mówił o piętnastolatku Nowak – Stracę zaufanie pozostałych dwudziestu siedmiu chłopaków.
Kibice Adu uważają, że Nowak jest apodyktyczny i czepia się zawodnika. Nowak natomiast przekonuje, że niemożliwe jest zbudowanie drużyny wokół tak młodego gracza, bo siłą rzeczy będzie miał on swoje wzloty i upadki, jest zbyt nieregularny.
Kto mógł jednak takie rzeczy przewidzieć? Przecież to miał być 14-letni Pele, przecież to miał być człowiek, który samemu będzie wygrywał nie tyle mecze, co mistrzostwa. Aż trudno w to uwierzyć dziś, dokładnie 14 lat później, ale wtedy, w 2004 roku, wybór Adu w drafcie był tak głośny, że…
Freddy wylądował na okładkach. Na długo. Właściwie na lata, aż do momentu, gdy nabierać na niego przestali się nawet działacze w serbskich czy polskich klubach. Jeszcze jeden fragment z naszego archiwalnego artykułu.
Nie nauczono go dzisiejszego futbolu. Nie pozwolono mu harmonijnie przejść od juniora do dorosłego gracza. Pieniędzmi i hypem zrobiono z niego rozkapryszoną gwiazdeczkę, która w nastoletnim wieku kłóciła się z trenerami. Szatnię też chcąc nie chcąc zwrócono przeciwko niemu.
Najbardziej rzuca się w oczy jego podejście do taktyki. Ciągle na przestrzeni lat mówił o potrzebie wolności. Nie dawano mu jej dość w DC, więc kłócił się z Nowakiem i odszedł do Realu Salt Lake, by ją zyskać. W Benfice miało mu nie pójść, bo tam kładzie się nacisk na wynik od zaraz, z tego powodu nie zaufano mu dość, by zyskał większą swobodę.
Nie da się powiedzieć, że 16 stycznia 2004 roku to ostatni wielki dzień w karierze Adu. Ale na pewno nigdy już nie był większy. Wtedy, jako 14-latek z milionowym kontraktem, był na szczycie. A kto zaczyna na szczycie, drogę ma tylko jedną. W dół.