Van der Meyde ostrzegał, a Drenthe i tak zrobił po swojemu – wielki zjazd dwóch Holendrów w Evertonie

redakcja

Autor:redakcja

08 lutego 2013, 14:18 • 3 min czytania

W Holandii (a chwilę później również w Anglii) spora sensacja. Jedna z gazet z krainy tulipanów, squatów i marihuany ujawniła bowiem wymianę maili między dwoma wielkimi nadziejami holenderskiego futbolu – zmarnowanym talentem sprzed lat, Andym van der Meyde oraz całkiem świeżym spalonym materiale na gwiazdę, Roystonem Drenthe. To co łączy obu panów – oprócz obywatelstwa, niezłego potencjału za młodu i kompletnego rozmienienia swojego potencjału w późniejszych latach – to gra w Evertonie, w którym dla obu rozpoczął się dynamiczny zjazd piłkarski.
Do tej pory niewielu wiązało obu facetów, jednak po wczorajszej publikacji „HP De Tijd”, jak na dłoni widać punkty styczne między przygodami Andy’ego i Roystona. Zacznijmy może od burzliwego życia starszego z nich. Van der Meyde w swoich młodzieńczych meczach brylował jako członek świetnego zespołu skupiającego największe talenty wyszkolone w Amsterdamie od czasów Kluiverta. Ibrahimović, van der Vaart, Wesley Sneijder i właśnie Andy van der Meyde stanowili o sile holenderskiej legendy, a także dawali nadzieje na solidny zarobek ze sprzedaży ich do mocniejszych klubów. Istotnie, prawie wszyscy z nich porobili wielkie kariery, a wyjątkiem nie byłby pewnie van der Meyde, gdyby nie… Liverpool.

Van der Meyde ostrzegał, a Drenthe i tak zrobił po swojemu – wielki zjazd dwóch Holendrów w Evertonie
Reklama

To właśnie to angielskie miasto jest miejscem łączącym Andy’ego z byłym graczem Realu Madryt. Van der Meyde trafił tam wprost ze słonecznej Italii, gdzie przestało mu się układać w Interze Mediolan. Okazało się jednak, że w Anglii kontuzje smakują jeszcze gorzej, niż we Włoszech, gdzie mógł je leczyć wraz ze swoją żoną i dzieckiem. W Liverpoolu otrzymując wolny czas z uwagi na coraz to nowe urazy, postanowił przepuścić go w stylu godnym najsłynniejszych brytyjskich zawodowców. Besta i Gascoigne’a. Pił, a raczej chlał. O wierności dla swojej żony zapomniał równie szybko, jak o swoich umiejętnościach. Staczał się coraz niżej, a jak przyznawał potem w wywiadach – gdy Everton się z nim rozstał, zaczął także eksperymentować z narkotykami. To właśnie wtedy pojawiły się pogłoski, że do klubu ma trafić Royston Drenthe, jego rodak i bratnia dusza. Holenderskie media dotarły do maila, którego van der Meyde wysłał do swojego kumpla z kadry.

Royston, słyszałem, że jesteś na trasie do Liverpoolu. Nie rób tego, chłopie, nie rób tego. Liverpool ma zbyt dużo pokus dla ludzi jak my. Zanim się zorientujesz, będziesz już pochłonięty przez te wszystkie dyskoteki. Tam płynie Bacardi, a ty mógłbyś jeździć na nartach po tym całym kokainowym śniegu, jaki tam się wysypuje. Do tego jeszcze te brytyjskie kobiety z ich krótkimi spódniczkami…”

Reklama

Royston oczywiście nie posłuchał rad starszego kolegi i już po dwóch dniach wypakował swoje rzeczy w szatni w Evertonie. Kilka miesięcy później spóźnił się na trening, pokłócił z Davidem Moyesem, po czym usłyszał od menedżera klubu, że ma się od niego trzymać z daleka.

Niecały tydzień temu wylądował w północnej Osetii, gdzie wzmocni Ałaniję Władykaukaz. Zespół, który w ubiegłym sezonie miał potężne problemy, by przejść w Lidze Europejskiej FK Aktobe z Kazachstanu. Niezły zjazd, jak na byłego gracza Realu Madryt.

Najnowsze

Anglia

Duży cios dla Manchesteru United. Fernandes długo nie zagra

Maciej Piętak
1
Duży cios dla Manchesteru United. Fernandes długo nie zagra
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama