Widząc to, co dzieje się w trakcie zimowej przerwy, zaczynamy dochodzić do wniosku, że okres przygotowawczy to dla niektórych polskich klubów najlepszy czas w roku. Prezes gdzieś poleci w swoich sprawach, przy okazji pozbędzie się drużyny, która skoczy na dwutygodniowe zagraniczne zgrupowanie. Nic, tylko samym zawodnikom naobiecywać jak najwięcej, a potem – chyba nie będziecie zaskoczeni – tych obietnic nie dotrzymać.
Już od dłuższego czasu obserwujemy, jak to w wielu klubach kalendarz – jeśli mowa o płatnościach, rzecz jasna – spóźnia się o trzy miesiące. Gdyby można było nie płacić pół roku bez żadnych konsekwencji, to spóźniałby się i o pół roku. A tak, to ostatni gwizdek, żeby nie odbierać wezwań do zapłaty, żeby nikt nie miał pretekstu, by podjąć odpowiednie kroki. Ale teraz pojawia się nowy trend (nie wykluczający tamtego). Polega on na mamieniu, składaniu pustych obietnic i zapewnianiu o kolejnych terminach z cyklu: do tego [tutaj wstawiana jest losowo wybrana data] już na sto procent wam zapłacimy! No, tylko że „tego” to prezes akurat wyleciał, a wróci, jak drużyny nie będzie. Znowu spokój na trzy tygodnie.
W Bełchatowie tyle już było umawianych terminów – odnośnie spotkań w sprawie rozwiązania umów albo właśnie spłaty zaległości – że prezesów po prostu nikt już nie traktuje poważnie. Ireneusz Król swoich pracowników tyle już razy wodził za nos, że aż w końcu przestaliśmy liczyć. Ostatnio uciekał w jakieś błahe preteksty, ale przede wszystkim działał tak, że kiedy drużyna jest na miejscu, to… jego nie ma. Jak GKS czy Polonia do totalnej amatorki zdążyły nas już przyzwyczaić, tak akurat Korony w tym gronie byśmy się nie spodziewali. Nie sądziliśmy, że takie uciekanie od słownej odpowiedzialności, że ciągłe przeciąganie sprawy jest w ich stylu.
W Kielcach niedługo po zakończeniu rundy jesiennej (termin pierwszy) planowali rozliczyć z zawodnikami wyjściówki i premie za minione piętnaście kolejek. Najpierw przed świętami Bożego Narodzenia padł termin drugi (6 stycznia), potem trzeci (31 stycznia), a za chwilę padnie i czwarty. W międzyczasie drobna część zaległej kwoty trafiła na konta zawodników, ale – żeby nie było zbyt kolorowo – nie wpłynęły bieżące wypłaty. Nie musimy chyba dodawać, że to najpierw gdzieś pojechała drużyna, potem prezes, a dziś znów nie ma zawodników. Ot, taki znak czasów.
Jeszcze niedawno prezes Korony na swoim blogu chwalił się, że klub finansowo i organizacyjnie jest znakomicie poukładany, a odstaje tylko poziomem sportowym. Wychodzi na to, że jednak nie tylko…
Panowie Prezesi, nie będziemy was zachęcać do kupna kalendarzy (i tak w kasie klubowej już jest pusto), więc mała rada: w każdym telefonie jest terminarz i „przypominajka”. Chociaż gdyby któryś miał problemy z obsługą komórki – dajemy słowo, podeślemy jednak kalendarz.