Pamiętacie jeszcze Krzysztofa Gajtkowskiego? Piłkarsko solidny (bez szału, bez wybitnej tragedii) ligowiec, mentalnie… Ktoś z zupełnie innej półki. Zanim przejdziemy do jego dzisiejszego gadania nie mającego zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością, anegdota z książki Piotra Reissa.
„Inne zabawne historie wiążą się z jego partnerką Sonią, która wraz z jego dzieckiem zjawiła się także w Poznaniu. Gajtek zamierzał syna zapisać do przedszkola i o pomoc w tej sprawie poprosił prezesa Majchrzaka i menedżera klubu Erdmana. Ci chcieli mu ułatwić życie, wypełniając wspólnie z nim papiery z danymi dziecka i rodziców. Gdy spytali o wiek dziecka, Gajtek po raz pierwszy zadzwonił do Sonii z zapytaniem o to, ile lat ma ich syn. Wiedząc już, w jakim jest wieku, natknął się na kolejną barierę, gdy spytano go o imię matki dziecka. Wtedy po raz kolejny sięgnął po telefon i zadzwonił do Sonii z wątpliwością: – Sonia, ty masz naprawdę Sonia na imię, czy tylko tak na ciebie godoją?”
Lata mijają, a Gajtkowski wciąż trzyma formę. Co prawda w rozmowie ze Sportowymi Faktami nie szarżuje w stylu opisanym przez Reissa, ale i tak po przeczytaniu jego wypowiedzi czujemy się dość skonfundowani, jakby to ujęły lepsze od nas pióra z przeróżnych gazet. A jeśli mielibyśmy skomentować to bardziej w stylu Weszło – przyszła nam do głowy tylko myśl Janka Urbana, który wywiad Iwańskiego zripostował krótkim „co on pierdoli?”.
„Gajtek” przekonuje więc, że jego minutowy dorobek w Stróżach (okrągłe 580, sześć razy w pierwszym składzie) nie wynika wcale z żenującej formy, braku umiejętności, czy zaległości motorycznych.
Już w trakcie rundy mówiłem, że po zakończeniu sezonu zamierzam odejść z Kolejarza. Trener zdawał sobie sprawę, że w przyszłości nie może na mnie liczyć, zatem próbował w swojej koncepcji innych piłkarzy. Po prostu chciał oprzeć zespół na zawodnikach, na których mógł postawić także w kolejnych sezonach. Dlatego grałem mało
Szybki rzut oka na statystki 90minut.pl nakazuje zastanowić się, czy owa rozmowa nie odbyła się czasem PRZED rozpoczęciem rundy, bo Gajtkowski już w pierwszej kolejce zaczął na ławce. We wrześniu częściej siedział, niż grał, a kiedy wychodził w pierwszym składzie – zazwyczaj zmieniano go w przerwie meczu.
Zostawmy jednak przeszłość w tyle, bo w Bytowie „Kusza” zapowiada odrodzenie. Zapytany o jego transfer do Bytovii odpowiada z werwą. – Dla mnie jest to trochę uwstecznienie w karierze, ale czasem trzeba zrobić jeden krok w tył, aby potem dwa do przodu.
„Gajtek”, ale ty zrobiłeś już z dziesięć susów w tył, a do przodu ni w ząb, nie idzie.