Wczoraj podsumowaliśmy przekrojowo wszystkie wydarzenia dotyczące stycznia w I lidze, dziś z kolei pochylamy się nad jedną z największych zagadek na tym poziomie rozgrywkowym. Czy ŁKS przystąpi do ligi? W jakim składzie? Kto będzie bramkarzem i dlaczego nie Bodzio W.? W Łodzi trwa gigantyczna zawierucha. Jak co rundę, 105-letni klub stanął na skraju przepaści, tak organizacyjnej, jak i piłkarskiej. Rytmicznie, każdego stycznia i każdego lipca, ŁKS przeprowadza kadrową rewolucję, za którą idą oczywiście zmiany „u sterów”. Tym razem ostatnią deską ratunku okazał się być SMS Łódź, do którego łódzcy działacze udali się po piłkarzy, trenera oraz udostępnienie boisk. A jeśli Szkoła Mistrzostwa Sportowego, to oczywiście również Janusz Matusiak, postać w łódzkiej piłce i przede wszystkim wśród łódzkich kibiców… co najmniej kontrowersyjna.
Pomijając na moment jego działalność w ŁZPN-ie, czy samo funkcjonowanie szkoły, skupmy się na mitach, którymi obrósł słynny wyzysk ŁKS-u przez SMS. Aktualny mariaż obu podmiotów wzbudził tyle emocji właśnie ze względu na historyczne „nieścisłości”, a konkretnie reguły współpracy klubów pod koniec lat dziewięćdziesiątych, oraz w ostatnim dziesięcioleciu. Matusiakowi ostatnio sporo się dostało po różnych forach internetowych, a nawet u nas na stronie, więc zaprosił nas do siebie by sprostować parę popularnych legend. Postanowiliśmy sprawdzić punkt po punkcie, które z zarzutów formułowanych przez część kibiców ŁKS-u mają odzwierciedlenie w rzeczywistości i czy faktycznie ełkaesiacy zwrócili się po pomoc do swojego kata.
SMS kradnie ŁKS-owi zawodników
Jeśli wierzyć słowom Matusiaka – mit. Prezes SMS-u przedstawił nam listę – według niej przez cały okres istnienia SMS-u, ŁKS oddał tam siedmiu graczy, wszystkich za pieniądze. W drugą stronę powędrowało ich sześciu, każdy z nich za darmo. Nie jest więc prawdą, że SMS zbierał najlepszych ełkaesiaków, a potem puszczał za grube pieniądze w Polskę i poza jej granice.
Inna sprawa, że SMS podebrał z pewnością całe roczniki chłopaków, którzy hipotetycznie mogliby grać w ŁKS-ie, czy Widzewie. Trudno jednak winić klub, że posiada (albo posiadał, zdania co do obecnej kondycji szkoły są podzielone) lepszą bazę szkoleniową i lepsze warunki rozwoju, niż oba łódzkie stulatki razem wzięte. Można się frustrować i denerwować, że kluby o pięknych tradycjach nie szkolą sobie uzdolnionych wychowanków, ale jeśli kogokolwiek obwiniać o taki stan rzeczy – raczej włodarzy klubów, niż szefów konkurencyjnej szkoły.
SMS rozprowadza łódzkie talenty po świecie, zamiast wspomagać lokalne kluby
Półprawda. Wśród absolwentów SMS-u istotnie niewielu przebiło się w barwach ŁKS-u i Widzewa, wielokrotnie robiąc karierę w piłce poprzez GKS Bełchatów, Jagiellonię Białystok, czy dowolny inny polski klub. Tyle tylko, że… to znów wina samych łódzkich gigantów. Zalepa, jeden z lepszych obrońców całej I ligi był za słaby na Widzew, Makuszewski (może kojarzycie, Jaga zrobiła na nim interes życia) też zwiedził wysłużone obiekty na al. Piłsudskiego i Unii 2, zanim wywędrował pod białoruską granicę. W ŁKS-ie odstrzelili Jodłowca i Kowalczyka, Widzew też nieszczególnie chciał korzystać z podsuwanych wychowanków SMS-u.
Kontrargumentem byłoby pewnie, że byli za drodzy, ale…
Świątek-gate
…często mogli trafić do ŁKS-u, lub Widzewa za darmo. Tak jak choćby Adrian Świątek, który przechodząc z SMS-u do „Rycerzy Wiosny” nie dał szkole żadnego zarobku. Ten miał się pojawić dopiero w postaci połowy kwoty od kolejnego transferu. ŁKS oczywiście Świątkowi nie płacił, więc Adrian odszedł za darmo. Kasy nie powąchał ani ŁKS, ani SMS.
Cała sytuacja zaowocowała zresztą kolejnym zarzutem wobec szkoły – Świątek rozwiązując kontrakt z winy klubu pozbawił SMS (tak jak i ŁKS) naprawdę solidnych pieniędzy. PZPN takie „zepsucie towaru” wycenił na 300 tysięcy złotych, które Łódzki KS musi zapłacić szkole. Kibice ŁKS-u mają prawo do wkurwienia, ale obiektem ich złości powinni być raczej ówcześni włodarze, których opieszałość poskutkowała puszczeniem Świątka za darmo. Oczywiście, Matusiak jako człowiek związany z ŁKS-em mógł odpuścić te pieniądze, ale oczekiwanie od niego że spali trzysta tysięcy w imię sentymentów… Cóż, jest dość naiwne.
Matusiak i Stępień przehandlowali grunty miastu
Pudło. Teren, który ŁKS oddał pod powstanie Atlas Areny, zawierał kilka miernych jakościowo boisk, które zresztą Łódź jako miasto zobowiązało się odbudować. Jasne, trwało to miliardy lat, ale ostatecznie ŁKS otrzymał całkiem przyjemne boiska na Orle i Energetyku plus sztuczną murawę przy al. Unii 2. Poza tym – widowiskowa hala miała być niemalże pomnikiem ówczesnej władzy, która postawiła sobie za punkt honoru wystawienie tego olbrzyma, nie patrząc na koszta i przeciwności.
Ł»e trzeba płacić za użytkowanie? Wszyscy płacąâ€¦
Bodzio W. został wyrzucony na śmietnik
Nie mamy pojęcia. Z jednej strony – ponoć Bogusław Wyparło nie pała miłością do SMS-u i nie jest chyba wielką tajemnicą, że póki ŁKS będzie w ścisłej współpracy ze szkołą, on bronić nie ma zamiaru. Z drugiej – jego gra jesienią nie rzucała na kolana, a on sam już wcześniej planował powrót do Mielca mając dość wiecznej prowizorki na ŁKS-ie. SMS mógł być dodatkowym bodźcem, ale wcale nie musiał. SMS mógł go odstawić, ale nie ma pewności czy to zrobił – klub wszakże twierdzi, że Bodzio jest potrzebny i „ma nadzieję, że wkrótce powróci do treningów”. Trener odsyła w tej sprawie do rzecznika. Pomieszanie z poplątaniem, w którym tak naprawdę ciężko się połapać. Przyjmijmy, że prawda leży gdzieś po środku, a absencja Bodzia jest wypadkową kilku czynników.
Matusiak będzie promował swoich zawodników
Prawda, co zresztą prezes SMS-u potwierdził w rozmowie z nami. Tylko czy to na pewno odpowiedni „zarzut” wobec SMS-u i tej osobliwej współpracy z ŁKS-em? Łodzianie stracili zimą sporo krwi, nawet jeśli złej – jak Więzik, Brud, Ł»ółtowski, czy Cyzio – to w żaden sposób nie uzupełnianej. Matusiak wstawi swoich graczy, będzie chciał ich wypromować, ale jeśli nie on to kto? ŁKS mógłby mieć problem z zebraniem pełnej kadry meczowej, a udostępniając miejsce dla piłkarzy SMS-u niczego na dobrą sprawę nie ryzykuje. A może raczej – nie ma już nic do stracenia.
***
Podsumowując – ŁKS na współpracy z SMS-em nie straci zbyt wiele, choć oczywiście na dłuższą metę takie rozwiązanie nie ma prawa bytu. Łodzianie żyli na krawędzi od kilku lat, a ledwo wiążącemu koniec z końcem klubowi, nóż w plecy wbił PZPN nie przyznając licencji na grę w Ekstraklasie. Od tego momentu ŁKS już tylko ucieka przeznaczeniu, które wreszcie zdaje się go doganiać. Paradoksalnie, dla klubu i jego kibiców może to być całkiem dobra wiadomość. Nowe otwarcie i start od niższych lig to słuszna i popularna droga, którą przebyło już wielu przed nimi i którą pewnie przebędzie jeszcze wielu po nich. Jeśli więc winić za cokolwiek SMS, to raczej za przedłużenie agonii i nadziei o kolejne pół roku. Trzymamy kciuki, by za rok pewnie kroczyli do III ligi, zamiast spędzania zimy na klasycznej łapance.