„Chciałem ściągnąć Jelenia, ale zabrakło pieniędzy”

redakcja

Autor:redakcja

31 stycznia 2013, 13:03 • 6 min czytania

Ryszard Komornicki ciągle pozostaje rodzynkiem wśród polskich trenerów, prowadzącym klub najwyższej ligi w zachodniej części Europy. W sierpniu minionego roku przejął szwajcarski FC Luzern – odpadł z nim z europejskich pucharów, ale w lidze wydźwignął zespół z dna tabeli. W rozmowie z Weszło mówi o tym, dlaczego Lucerna nie jest wcale ziemią obiecaną – ani dla piłkarza, ani trenera; przyznaje, że próbował ściągnąć do siebie Ireneusza Jelenia. Opowiada, jak kilka tygodni temu przymierzał się do objęcia klubu 2. Bundesligi, a także jak to było z jego zwolnieniem, o którym huczała lokalna prasa.

„Chciałem ściągnąć Jelenia, ale zabrakło pieniędzy”
Reklama

Szwajcarscy dziennikarze twierdzą, że był pan jesienią o krok od szukania nowej roboty.
– Mamy tu taki brukowiec „Blick”, który lubi wypisywać i wyolbrzymiać różne tego typu historie. Po prostu – jeden z inwestorów Lucerny wypowiedział się do mediów w nieodpowiednim tonie – człowiek, który w ogóle nie zna się na piłce i nigdy nie miał z nią do czynienia. Dziennikarze to podłapali i rozkręcili wielką aferę. Ale ja nie robię piłki dla prasy. Z tego, co wiem, ani prezes, ani dyrektor sportowy nie zakładali mojego zwolnienia, nie szukali też innych kandydatów. Nie dostałem żadnego ultimatum.

Ale kibice kilka razy żegnali was po meczach gwizdami.
– Klub popełnił w ostatnich latach masę błędów w zarządzaniu i niektórzy chcieliby mnie nimi obarczyć, ale ja się tak łatwo nie daję. Inwestor, od którego zaczęła się cała afera, wypowiedział się tak niestosownie o kilku innych osobach, choćby o Yakinie z FC Basel, przez co stracił parę biznesowych kontraktów. Nie lubię jak ktoś wtrąca się do mojej pracy, jak ktoś mówi mi, co mam robić, ale wybaczyłem mu i pracuję dalej. Mam poparcie władz.

Reklama

Obejmował pan zespół z trzema punktami po sześciu meczach. Dziś macie osiemnaście i siódme miejsce w tabeli. Choć ostatnie mecze jesieni graliście bardzo w kratkę.
– Drużyna zrobiła postępy, ustabilizowała się na pewnym poziomie, ale oczekiwania wobec nas są zdecydowanie za duże. Mamy zawodników, którzy nie są w stanie im sprostać. To, że niektórzy zarabiają spore pieniądze, bo sprowadzono ich pod kątem gry w Lidze Mistrzów, to nie znaczy, że oni mogą tego dokonać. Musiałem przygotować zespół w trakcie sezonu i doprowadzić do tego, że nasz system gry funkcjonuje. Poprzedni trener chciał grać Barcelonę, ale źle dobrał koncepcję, pojawiły się problemy z zawodnikami i zaczęło się sypać. Dlatego teraz nie robię niczego innego, jak tylko poprawiam błędy z przeszłości.

Surowa ocena.
– To trochę jak z Górnikiem Zabrze za moich czasów. Też wszystkim się wydawało, że w szatni sami mistrzowie świata, Barcelona to mało powiedziane, a okazało się, że wcale nie tak do końca.

Jakie macie możliwości transferowe?
– Ł»adnych nie mamy. Sprowadziliśmy napastnika z drugiej ligi. Wielu piłkarzy ma ważne kontrakty, niektóre są za wysokie, ale trzeba je respektować, skoro są podpisane. Dysponuję na przykład sześcioma defensywnymi pomocnikami i tylko dwoma, trzema skrzydłowymi. W całej kadrze mam dwóch lewonożnych piłkarzy i nikogo, kto mógłby w naprawdę dobrym stylu wykonywać stałe fragmenty. Dlatego ten klub jest taki nieustabilizowany.

Taki Dimitar Rangelow. Człowiek z Budesligi z dużym kontraktem i jednym golem…
– Media narzekają na niego, bo nie dość, że nie strzelał, dostawał kartki, przestrzelił karne – co pewnie mogło mnie kosztować posadę, mogłaby być to jego zasługa – to jeszcze latem przyszedł zupełnie nieprzygotowany. Najdroższy zawodnik z Bundesligi, ale to, co strzelił pięć lat temu, to mnie w ogóle nie obchodzi. Dla mnie zawodnik to jest zawodnik. Liczę, że trochę go odbudowałem, choć „Blick” dalej jest na niego cięty. Jak dzieci – szukają okazji, żeby tylko z człowiekiem pojechać. Nie lubię tego w futbolu, dlatego jak będę widział, że pracuję już tylko po to, żeby ktoś inny miał z tego zabawę, to dam sobie spokój i sam odejdę. Pójdę zamiatać ulice albo kosić trawnik i będę miał spokojną głowę.

Nie miał pan zapędów, żeby poszukać piłkarzy w polskiej lidze? Ma pan przecież rozeznanie, na pewno znalazłoby się paru takich, którzy by pasowali.
– Były takie tematy, oczywiście, ale wszystko rozbija się o pieniądze. Na tę chwilę nie jesteśmy w stanie robić poważnych transferów. Sprowadziliśmy tylko jednego chłopaka, bo ważny zawodnik – Dario Lezcano doznał ciężkiej kontuzji i nie będzie grał przez pół roku. Ubezpieczenie płaci jego pensje i tylko dlatego mogliśmy wziąć kogoś z DRUGIEJ LIGI. W Polsce też nie ma już dobrego piłkarza, który przyjdzie tu kopać za parę tysięcy franków.

Nie było przypadkiem pomysłu sprowadzenia Irka Jelenia?
– Próbowaliśmy. Prowadziliśmy rozmowy, ale właśnie – finanse. Nie byliśmy w stanie sprostać oczekiwaniom. Pierwszy kontakt mieliśmy jeszcze zanim zaczął grać w Podbeskidziu, ale do Szwajcarii to on nie przyjdzie za takie pieniądze. Nie było sensu się tym dalej zajmować. Na razie potrzebuję dobrego lewonożnego piłkarza do pomocy, który umie wykonywać stałe fragmenty. Świeczkę kupiłem, zapaliłem – może i w Polsce kogoś znajdę.

Z pana opowiadań nie wyłania się obraz klubu – ziemi obiecanej.
W grudniu sam byłem dwa razy na rozmowach w Dynamie Drezno. Spotkałem się z ludźmi z zarządu i byłem jednym z ich faworytów do przejęcia posady. Sprawa upadła, bo nie dogadaliśmy się co umowy – w Dreźnie też jest teraz ciężko – i ostatecznie objął drużynę Austriak Pacult. Ale ciekawy kontakt pozostał – chciałbym jeszcze kiedyś do Bundesligi zawitać. W Lucernie na razie jest taktyka wyczekiwania, co będzie. Jak będzie dobrze, to może pojawią się pieniądze przed nowym sezonem. Niestety, poprzedni trener (Murat Yakin) miał w klubie bankomat i robił co chciał, jeździł gdzie chciał i kupował, kogo chciał.

Panu już tę kartę kredytową zabrali.
– Tak, teraz wynik ma być bez pieniędzy. Zobaczymy – jeśli piłkarze podejdą do rundy wiosennej, jak do zimowego obozu, to kilka punktów urwiemy. Byliśmy ostatnio w Marbelli, nie mamy żadnych kontuzji, graliśmy z Cluj (0:1) i Dynamem Kijów (2:3) – na razie to są dla nas zespoły poza zasięgiem, ale na nasz poziom wyglądamy na nieźle przygotowanych.

Byliście też przy okazji na meczu Barcelony z Malagą, ale powiedział pan w szwajcarskiej prasie, że ten styl gry zupełnie pana nie przekonuje…
– To specyficzna drużyna, nie do skopiowania. Jak ja patrzę na Messiego, to jako trener powinienem go zmienić po piętnastu minutach. Poruszał się jak primadonna, bez przejścia do obrony, bez agresywności. Grał to, czego nie lubię. Ale oczywiście – jak depnął, to zaraz się działo. Nie mam piłkarzy, którym mógłbym na to pozwolić, którzy mogliby grać tak, żeby się w głowie kręciło. Niektórzy próbują Barcelonę kopiować i zwykle kończy się na tym, że tak długo grają na swojej połowie, że kibice śpią, a napastnicy ziewają i przestają biegać. Trzy, cztery podania – prosty futbol, dyscyplina w obronie. To jest to, czego mogę wymagać. A jeśli zostanę na nowy sezon, będziemy mogli myśleć, jak to dalej rozwijać.

Rozmawiał M.

Najnowsze

Anglia

Wolves nie wygrali w lidze od kwietnia

AbsurDB
0
Wolves nie wygrali w lidze od kwietnia
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama