– PERFEKCYJNA! To reprezentacja narodu. Gratulujemy, Felipao! – taki wpis pojawił się na Twitterze jednego z najbardziej znanych brazylijskich dziennikarzy, Jorge’a Kajuru tuż po ogłoszeniu pierwszych powołań w 2013. W tym samym czasie połowa Brazylii ruszyła na plażę z caipirinhą. Bo mają co świętować. Scolari zaszokował, ale po kilku latach przywrócił wiarę w reprezentację.
Nie wiemy, czy nasi brazylijscy koledzy po fachu zdecydowali się na zmowę milczenia, ale przeglądając ich blogi i tweety trudno natknąć się na jakąkolwiek krytykę pod adresem selekcjonera. Fakt, że nie wszyscy zgadzają się z absencją Kaki, ale gdzie ten biedny Scolari miałby go wcisnąć, skoro w pomocy ma do dyspozycji Aroucę, Ramiresa, Paulinho, Hernanesa, Ronaldinho i Oscara. – Nawet nie powołał żadnego defensywnego pomocnika. Takiego „psa-strażnika”, który niszczy i walczy – pisze na swoim blogu Marcelo Bechler z Globo Esporte. Inni, choć głównie anonimowo w komentarzach, dziwią się powrotowi Julio Cesara do bramki. Ale i tutaj pojawiają się głosy rozsądku. – Spodziewałem się, że błąd w meczu z Holandii oznacza jego koniec w reprezentacji. Ale nie. Być może Felipao wierzy, że Julio Cesar podniesie się tak jak Marcos po błędzie w Pucharze Interkontynentalnym – ocenia ceniony publicysta, Juca Kfouri.
Zwykły rzut oka na tę kadrę wystarczy, by stwierdzić, że Scolari – przy takim kłopocie bogactwa – musiałby się naprawdę wysilić, by stracić zaufanie narodu. Na razie jednak wytrąca wszelkie argumenty swoim przeciwnikom, ponieważ:
– zwraca uwagę i na młodość (Oscar, Lucas) i na weteranów (Luis Fabiano, Ronaldinho),
– potrafi dostrzec tych, których olewał poprzednik – przede wszystkim najlepszego stopera Bundesligi, Dante, który w wieku 29 lat dostał pierwsze powołanie,
– jest nastawiony ABSOLUTNIE na atrakcyjny futbol, bo inny nikogo w Kraju Kawy nie urządza.
Jest tylko jeden minus. Do mundialu zostało półtora roku. Tylko półtora roku. A jeśli go nie wygra… Cóż. Ostracyzm.
Grafika z Globoesporte.com

