Boruc powinien zostać powołany już na najbliższy mecz kadry? Tak, powinien…

redakcja

Autor:redakcja

22 stycznia 2013, 13:42 • 4 min czytania

Trudno było do tej pory posądzać Fornalika o brak zdrowego rozsądku. Rozsyłając powołania, raczej udowadniał, że ma go pod dostatkiem. Można było krytykować, że na wyrost otwiera drogę do kadry kilku zawodnikom – za szybko, zbyt pochopnie – ale trudno było mu zarzucić, że nie daje szansy tym, którzy na możliwość gry w reprezentacji faktycznie zasłużyli.
Aż do dzisiaj, bo naszym zdaniem w pełni zasłużył Boruc. I to nie dlatego, że nagle wywalczył sobie miejsce w składzie „Świętych”. Prawdopodobnie spełniał wszystkie warunki całymi miesiącami, jeszcze w Fiorentinie, kiedy Smuda nawet nie chciał o nim słyszeć, ale Frankowi było znacznie łatwiej powiedzieć „nie będzie żadnego Boruca”, bo akurat chwilowo miał między słupkami komfort – w postaci dwóch bramkarzy grających REGULARNIE w poważnych ligach.

Boruc powinien zostać powołany już na najbliższy mecz kadry? Tak, powinien…
Reklama

Mając Szczęsnego i Tytonia, łatwo było stwierdzić, że Boruc już za dużo narozrabiał, że rozwala atmosferę (tylko czy ktoś poza Smudą to potwierdzi?), że jest trudny i na pewno prędzej zaszkodzi niż pomoże. Smudzie opowiadanie tych historii przychodziło bez najmniejszego trudu, bo wpływała na to jego osobista niechęć, jaką żywił do Artura – z pełną zresztą wzajemnością.

W pełni zgadzamy się z tym, co na swoim blogu niedawno pisał Przemek Rudzki – prosto jest Boruca skreślić i mieć problem z głowy. Trudniej zmierzyć się z jego charakterem, wkomponować w zespół i… czerpać z tego korzyści. Smudza miał zbyt duże klapki na oczach i zbyt mało klasy, by to zrobić. Fornalik przynajmniej wyglądał na faceta, któremu rozsądku zabraknąć nie powinno.

Reklama

Boruca warto mieć w reprezentacji z przynajmniej dwóch oczywistych względów.

Po pierwsze – miesiącami, może całymi latami opowiadaliśmy sobie bajki, jak to nasza piłka bramkarzami stoi i że takiego komfortu jak między słupkami, to nie mamy nigdzie indziej. Wyszedł z tego jakiś dziwny mit o polskiej szkole bramkarzy. Szkole, która okazuje się lipą.

Dziś powołania do reprezentacji dostają Szczęsny oraz Tytoń.

O ile zaraz po mistrzostwach Europy, krótko po decyzji Advocaata, przyznającej miejsce w bramce Watermanowi, a nie Tytoniowi, można było to jeszcze bagatelizować, o tyle dziś już nie wypada. Zawodnik, który w meczu ligowym nie ma piłki w rękach od pół roku, nie jest żadną realną konkurencją dla bramkarza, który nie dość, że gra w silniejszej lidze, to jeszcze robi to regularnie. Sorry, ale nie można do końca kariery jechać na jednym obronionym karnym. O Fabiańskim, Sandomierskim, Słowiku czy Skorupskim w ogóle nie ma sensu pisać – wyjątkowo zaufamy w zdrowy rozsądek naszych czytelników. Kuszczak? Może to byłby jakiś pomysł? Hm, pewnie jakiś byłby, ale na razie facet broni w drugiej lidze i to – jak pokazał choćby ostatni weekend – z różnych skutkiem.

Naprawdę, wyłania nam się z tego niewesoły obraz, w którym prócz Boruca dysponujemy tylko Szczęsnym, który może i gra zwykle na swoim solidnym poziomie, ale czy ktoś dałby sobie dzisiaj rękę uciąć, że to wyższa półka… niż chociażby ten nieszczęsny Boruc? Chyba łatwiej ostatnio zliczyć mecze, w których pomagał Arsenalowi tracić punkty niż je ratował jakimiś świetnymi paradami.

Oczywiście, Boruc też nie grał w piłkę przez kilka tygodni, przygodę z Premier League zaczął od rzucania butelką w kibiców, a w Nowy Rok, podczas meczu z Arsenalem, wyglądał jakby wszedł do bramki tyle co odstawiając fajerwerki i lampkę szampana – ale dziś po tym wszystkim nie ma śladu. Minęły trzy tygodnie, w których Artur dwa razy zaliczył czyste konto, nie mając nic do powiedzenia przy golach w spotkaniu z Chelsea, a wczoraj – z Evertonem ratował „Świętych” świetnymi interwencjami. Może to zbyt mało do ferowania wyroków, ale dość dużo, by wygryźć z kadry gościa, który nie gra od pół roku.

Boruc to facet o żelaznych nerwach. W dodatku z ogromnym doświadczeniem. Można wypominać mu Irlandię Północną, Lwów, jakieś różne historie z kadry, ale trudno ignorować fakty, które wskazują, że bramkarz Southampton powinien być dziś w najgorszym razie numerem dwa w reprezentacji. Nie widzimy żadnych argumentów, które dawałyby nad nim przewagę Tytoniowi.

Bardzo ciekawe, gdzie szuka ich Fornalik.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama