Trudno byłoby wyobrazić sobie bez niego Arsenal. Spójrzmy choćby w statystyki tego sezonu – osiem goli i sześć asyst. Ale jednak Theo Walcott zdołał wprowadzić sporo zamieszania na Wyspach, zakręcić Arsenem Wengerem. Dziś już wiadomo, że 23-latek w Londynie zostaje, bo podpisał nowy kontrakt. Z pozoru, informacja to jak każda inna, co chwila kolejni zawodnicy przedłużają umowy, ale tak naprawdę pokazuje ona znacznie więcej. Ł»e z tym Arsenalem wcale nie musi być aż tak źle, jak się wszystkim wydaje.
Po pierwsze, Wenger wciąż ma to coś, co pozwala mu rywalizować ze światowym topem. Od stycznia do Walcotta mogli już oficjalnie pukać przedstawiciele innych klubów. Real, Barcelona, Bayern, PSG. Każdy. Ł»e w tych miejscach dostałby więcej, niż w Londynie – to raczej pewne, w końcu zmieniałby barwy za darmo. Ale jednak Arsenal – mimo że w ostatnich latach wygrał tyle trofeów, ile wygrał – utrzymuje się na tej samej półce, co najlepsze kluby świata. Chociaż… może to tylko pozory?
Po drugie, gdyby Walcott odchodził z Londynu latem, dla Wengera byłby to okrutny policzek. To przecież jeden z jego dzieciaków. Chłopak, który od siedmiu lat jest pod jego skrzydłami i zawdzięcza mu naprawdę wiele. A mimo to, Francuz musiał czekać miesiącami, bo przecież pierwszą ofertę Walcott odrzucił. Drugą trzeba było skorygować, podnieść do 100 tysięcy funtów tygodniowo, a potem już tylko pozostało czekać. – Nie ukrywam, że w pewnym momencie się przestraszyłem, że nas opuści. Wiem z własnego doświadczenia, jak to działa, a jeśli coś trwa zbyt długo, nigdy to nie jest dobry znak – stwierdził Wenger. Niewiele zabrakło, a media ogłosiłyby jego kolejną, bolesną porażkę.
Po trzecie, Wenger wciąż może opowiadać o zdobywaniu trofeów. – Każdy menedżer, który prowadzi wielki klub, ale nie odnosi żadnych sukcesów, znajduje się pod ogromną presją. Takie są zasady tego świata. Dlatego jedyne, czego Arsenal w tej chwili potrzebuje, to jakiegoś trofeum. Nie pięknej gry, nie porywających meczów, a właśnie trofeum – nie ma wątpliwości Patrick Vieira, były piłkarz Kanonierów. Nikogo chyba nie zaskoczymy, pisząc, że tuż Walcott tuż po podpisaniu nowej umowy stwierdził: Chcę z Arsenalem jak najszybciej coś wygrać… Czyli powtórka z rozrywki, bo w Londynie słychać to co roku. Jednak takie opowieści przy stracie kolejnego ważnego piłkarza – po Nasrim, Fabregasie, van Persim czy Songu – brzmiałyby co najmniej śmiesznie. A tak, wciąż z Walcottem na pokładzie, wciąż można się łudzić.