Chcecie słuchać kłamstw, to ich słuchacie

redakcja

Autor:redakcja

18 stycznia 2013, 22:34 • 4 min czytania

Trudno zgadnąć, jak gra w piłkę Bartosz Bereszyński, ale jedno trzeba powiedzieć na sto procent: ma jaja. Może nie mieć nic poza jajami, ale akurat jaja ma. Jeśli przetrwa najbliższe dni i mu tych jaj nikt nie urwie, będzie już w Warszawie i zacznie niełatwą przygodę z nowym klubem. Za sobą zostawi spaloną ziemię, przed sobą mieć będzie sporą górkę, na którą trzeba się wdrapać. Nie wybrał najłatwiejszej piłkarskiej drogi, to trzeba mu przyznać. Może to i dobrze? Może to dowód na jego bezmyślność, ale może na determinację? Chce iść po swoje, nawet jeśli z lewa i prawa ciskać w niego będą kamieniami.
W Poznaniu rozczarowanie. I wkurwienie. Poziom napięcia – dziesięć. Ale wiecie, drodzy kibice, dlaczego tak was bolą „zdrajcy”? Wiecie, dlaczego dziś tak się pieklicie? Wiecie, czyja to wina, że dochodzi do takich sytuacji?

Chcecie słuchać kłamstw, to ich słuchacie
Reklama

To wasza wina. Na siłę wciskacie zawodnikom w usta te wszystkie banały o miłości do klubu. Wyczekujecie na moment, kiedy zawodnik zadeklaruje dozgonną wierność barwom. Da się odczuć tę presję: powiedz, powiedz, powiedz. I jak powie, jak przyduszony atmosferą zawodnik wreszcie wykrztusi z siebie, że „kocha”, to wy też już „kochacie”. Chcecie być oszukiwani, pragniecie słuchać kłamstw, zachęcacie do nich. Kiedy kłamstwo wreszcie wypłynie z ust piłkarza, ma z górki. Dlatego często kłamie – żeby mieć z górki, żeby odczuwać większą przychylność trybun. Dla wygody i łatwego poklasku. Wielu z was można kupić jednym pełnym frazesów zdaniem, jednym pocałowaniem herbu.

Dlatego piłkarze opowiadają o miłości do klubu i dlatego całują herby.

Reklama

Ale świat wygląda inaczej. Piłkarze nie kochają klubów. Jeśli są wierni barwom to zazwyczaj dlatego, że nikt inny nie oferuje im lepszych warunków finansowych lub wygodniejszego życia. Nie kochają też miast, w których aktualnie zarabiają – kiedy kończą karierę, nie spotkasz ich już na ulicach, bo wracają do siebie. Tylko, że wy tego nie chcecie słuchać. Gdyby młody piłkarz powiedział: „Nie kocham Lecha, ale mogę w nim grać, dopóki będzie płacił mi więcej niż oferuje Legia”, to stałby się wrogiem numer jeden. Gdyby trochę starszy stwierdził: „Gram w Legii, ale jestem tym już trochę znużony”, dalibyście mu pięć sekund na spakowanie się. Szczerość dzisiaj nie popłaca. Wy nie chcecie szczerych piłkarzy, tylko klakierów. Sami ich tworzycie.

A potem jest wielkie zdziwienie.

Przeszedł Bereszyński z Lecha do Legii. Nie pierwszy i nie ostatni. Może sytuacja jest trochę specyficzna, bo to poznaniak, syn poznaniaka, też piłkarza „Kolejorza”. Teoretycznie miał większą szansę na takie typowo kibicowskie zachłyśnięcie się Lechem. Ale to tylko pokazuje, że jeśli nawet on się nie zachłysnął, to innym tym bardziej to nie grozi. Każdy jeden uciekłby przy pierwszej nadarzającej się okazji, gdyby w jakimkolwiek innym mieście podwojono mu zarobki. Oczywiście wy wolicie udawać, że to nieprawda. Wskażecie za moment jakiegoś piłkarza i powiecie – on na pewno nie!

No, na pewno… Zazwyczaj ten „on, co na pewno nie”, to jakaś przybłęda z innego kraju, za słaba, by wyjechać z Polski. Legenda przez zasiedzenie.

Mówi się o miłości do klubu, która przechodzi z ojca na syna. Fajny slogan. Tylko na końcu ten ojciec ma lat blisko pięćdziesiąt i zaczyna się zastanawiać, co jest lepsze dla jego potomka. Miłość do syna wygrywa z miłością do klubu i – uwaga, teraz padnie bluźnierstwo – jest to całkiem normalne w świecie dorosłych. Wam się wydaje, że kibicując klubowi X nigdy nie posłalibyście syna do klubu Y. Gdybyście jednak znaleźli się w takiej sytuacji, nie zastanawialibyście się, co z lojalnością wobec klubu, tylko zastanawialibyście się, gdzie synowi będzie lepiej. Czy trafi pod właściwe skrzydła? Gdzie prawidłowo się rozwinie? Czy trener na niego postawi? Analizowalibyście „za” i „przeciw”, ale miłość do klubu to by było takie „przeciw” wpisane drobnym maczkiem gdzieś na samym końcu.

Wasz komfort polega na tym, że podobnych dylematów raczej mieć nie będziecie. Dlatego oceniacie.

To jest tylko piłka nożna. Dla piłkarzy to jest tylko praca. Wy tym żyjecie od rana do wieczora, ale oni nie. Ultrasi mają takie hasło: „gdyby interesowała nas piłka, zostalibyśmy piłkarzami”. A piłkarze mają swoje: „Gdyby interesowało nas kibicowanie, zostalibyśmy kibicami”. Piłkarz zastanawia się, gdzie mu więcej zapłacą, gdzie się szybciej przebije i gdzie więcej wygra. A nie, czy mu do twarzy w zielonym czy niebieskim.

To wasze wkurwienie jest zabawne, bo przecież takie powtarzalne. Staliście pod oknami Okońskiego i rzucaliście jajkami. Wypisywaliście na murach groźby pod adresem Podbrożnego. Zmieniają się nazwiska, ale mechanizm pozostaje ten sam. Jesteście ciągle zaskoczeni, permanentnie zaskoczeni.

Ale nie martwcie się. Za Bereszyńskiego przyjdzie ktoś inny, np. Teodorczyk. Wyzna wam miłość, poklaszczecie i rozejdziecie się do domów. „Wreszcie trafił się ktoś, kto ma nasz klub w sercu” – powiecie za rok czy dwa.

Najnowsze

Hiszpania

Wymęczone zwycięstwo Barcelony z trzecioligowcem. Ter Stegen wrócił do gry

Braian Wilma
2
Wymęczone zwycięstwo Barcelony z trzecioligowcem. Ter Stegen wrócił do gry
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama