W czwartkowej prasie bez przełomowych informacji. Dariusz Dudek opowiada o stażu w Realu Madryt, Johan Voskamp nie chce – cóż za zaskoczenie – odchodzić ze Śląska Wrocław, Wszołek wciąż narzeka na historię z Hannoverem, a Maaskant dalej nie dostał kasy z Wisły. Podsumowując – w polskiej piłce po staremu.
FAKT
Rozmowa z Tomaszem Brzyskim.
Jak długo mobilizowałeś się, by zrezygnować z pieniędzy, z którymi zalegał Ci prezes Polonii Ireneusz Król i dostać te same za podpisanie kontraktu z Legią?
– Zaległości to nasza prywatna sprawa, moja i pana Króla. Ja nawet nie dyskutowałem z prezesem, bo nie przyjechał do Warszawy. Rozmawiał przed dwoma tygodniami z moim agentem i dał mi wolną rękę w poszukiwaniu klubu. Wszystko wyjaśniło się w poniedziałek. Rozwiązałem kontrakt z Polonią i przyjechałem na Legię podpisać umowę. Było kilka propozycji, ale ta była najlepsza.
W Legii są grupy: bałkańska, hiszpańska, polska i młodzież. Do której przystaniesz?
– Znam tutaj tylko Janka Gola, z którym byłem w Tajlandii przy okazji tournee reprezentacji w 2010 roku. W każdej drużynie są grupki. Na Cyprze do którejś się dopasuję.
Jeśli małżonka pozwoli…
– Wiem do czego pijesz. Ale ja nie wstydzę się tego, że sprzątam i zmywam w domu. Dzielimy się z żoną obowiązkami. Pomagam Ani, bo mamy roczne dziecko. A ja jestem pomocny chłopak. Jesteśmy siedem lat po ślubie, a nie dochodzi między nami do sprzeczek. W domu panuje miła atmosfera. Przed rokiem urodziła mi syna Alana. I to 23 grudnia. Śmieję się, że wrzuciłem go pod choinkę i zrobiłem fajny prezent.
Jest też kawałek o pensji Smudy w Regensburgu.
– 40 tys. euro? To kompletny nonsens. Gdybym tyle zarabiał, to klubu nie byłoby stać na zakup obiadu dla piłkarzy – mówi Franciszek Smuda. Regensburg do potentatów finansowych nie należy. Zarobki jak a poziom 2. Bundesligi proponowane zawodnikom nie są wygórowane – około 8 tysięcy euro brutto na miesiąc. Smuda i tak otrzymał zdecydowanie więcej, bo 25 tysięcy euro miesięcznie. I tylko dlatego, że znalazł się prywatny inwestor gotowy wykładać takie pieniądze.
SPORT
Dariusz Dudek opowiada o stażu w Realu Madryt.
Od poniedziałku Dudek razem z Marcinem Broszem są już z Piastem na obozie, ale zeszłotygodniowy pobyt w Hiszpanii będą wspominać jeszcze długo. Najbardziej – perfekcyjną organizację treningów Realu, choć byli również na kilku meczach, rozmawiali z prezydentem Getafe. Dudkowi, jak o tym marzył, udało się porozmawiać z Jose Mourinho. – Udało się drugiego dnia w miejscu, gdzie drużyna jada obiady. Otworzyły się drzwi, wyszedł z nich Mourinho i… zaczął iść w moją stronę. „Ty jesteś Dudek? Widzę duże podobieństwo do Jurka”. Porozmawialiśmy minutę, może dwie, ale dla mnie to było jak wieczność (…). Zaraz po Mourinho pojawili się Pepe i Cristiano Ronaldo. Ten pierwszy powiedział: „Patrz, Cristiano, brat Dudka”.
GAZETA WYBORCZA
Lech próbuje pozbyć się Vojo Ubiparipa.
– Jeszcze przez dwa i pół roku jestem piłkarzem Lecha Poznań, trenuję więc normalnie i nie myślę o tym, co będzie – mówi serbski piłkarz Vojo Ubiparip, którego Lech najchętniej pozbyłby się z klubu. Nie rozglądam się za nowym klubem i nawet nie wiem, czy ktoś o mnie pyta – mówi Serb, który z resztą zespołu przygotowuje się do nowej rundy na zgrupowaniu we Wronkach. – Ustalenia z rozmowy, jaką odbyliśmy jesienią, są dalej w mocy. Jest tylko kwestia tego, kto będzie chciał, żeby Vojo u niego grał. Nie wiem, czy Vojo ma jakieś propozycje, nic konkretnego na ten temat do mnie nie dotarło – komentuje trener Mariusz Rumak.
Arabskie kluby rzekomo pytały o Diaza i Kaźmierczaka ze Śląska.
Menedżerowie znający tamten rynek sondowali, czy byłaby ewentualna możliwość transferu właśnie tych graczy. Dlaczego kluby z Arabii Saudyjskiej i Emiratów Arabskich pytały właśnie o tych dwóch piłkarzy? – W tamtym rejonie liczy się głównie piłkarskie CV, zarówno Przemek, jak i Cristian mają się czym pochwalić – mówi nam osoba związana z wrocławskim klubem. – Kaźmierczak grał w FC Porto i reprezentacji, a Diaz był królem strzelców ligi boliwijskiej. Poza tym obaj są przecież mistrzami Polski ze Śląskiem, a to znacznie podnosi ich wartość na rynku – dodaje nasz rozmówca.
POLSKA THE TIMES
Krótka rozmówka z Jakubem Koseckim, oczywiście o transferze.
– Chciałbym już mieć to za sobą, ale nie jest to takie łatwe. Chcę grać w Legii, ale też znam swoją wartość. W ostatnim czasie razem z moim menedżerem [Cezary Kucharski – red.] odbyliśmy wiele spotkań, ale wciąż się zastanawiamy, co zrobić. Na szczęście mam czas, podchodzę więc do tego spokojnie, zamierzam odpowiednio przygotować się do rundy wiosennej i czekać na rozwój wypadków – tłumaczył Kosecki, którego obecny kontrakt z Legią (swoją drogą jeden z najniższych w pierwszym zespole) wygasa w grudniu tego roku. – Muszę przyznać, że nowy prezes zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie i z tego co wiem ma już dla mnie przygotowaną ofertę, ale jej jeszcze nie widziałem – wyjaśnił Kosecki, który dodał, że w tej chwili nie można wykluczyć żadnej opcji. Nawet transferu już tej zimy.
SUPER EXPRESS
Rozmowa z Pawłem Wszołkiem, odcinek 358.
W ciągu tygodnia trzykrotnie zmieniałeś zdanie. Jaka jest twoja ostateczna decyzja? Odchodzisz do Hannoveru czy nie?
– Od początku cały transfer był organizowany na wariackich papierach. Kiedy się dowiedziałem, że Niemcy mnie chcą, miałem dziesięć godzin na zastanowienie. Przeanalizowałem za i przeciw i byłem na nie. Jestem na tyle młodym zawodnikiem, że powinienem jeszcze zostać w Polsce i wiosną udowodnić, że te kilka dobrych meczów w moim wykonaniu nie było dziełem przypadku. Nie było sensu wyjeżdżać już teraz, gdy Hannover jest tuż przed startem rundy wiosennej w Bundeslidze, a ja na początku przygotowań. Skazałbym się na ławkę rezerwowych. To nie miało sensu.
Skoro od początku byłeś na nie, to dlaczego w sobotę podpisałeś umowę z tym klubem?
– Nie podpisałem żadnego kontraktu! W sobotę spotkałem się z dyrektorem Hannoveru Joergiem Schmadtkem i trenerem przygotowania fizycznego Edwardem Kowalczukiem. Od początku mówiłem, że teraz nie chcę wyjeżdżać. Kluby doszły do porozumienia, ustalono kwotę transferu, ale ja byłem cały czas na nie. Niemcy namawiali mnie, bym jeszcze się zastanowił, dali mi czas do środy 17 stycznia. Podpisałem, że do tego dnia się określę, czy chcę do nich przejść, czy nie. I tyle.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Wraca temat pensji Zbigniewa Bońka za prezesowanie PZPN-owi.
Johan Voskamp nie chce odchodzić ze Śląska.
Jak po zimowej przerwie trener powie panu, że nie widzi pana w składzie, a numerem jeden w ataku jest Diaz?
– Nie zamierzam szukać innego klubu. Trener Levy preferuje ustawienie z jednym atakującym. Przypuszczam, że to się nie zmieni, ale drugi napastnik i tak będzie Śląskowi potrzebny. Nie czuję, abym był na straconej pozycji w walce o skład. Przecież na początku pobytu w Śląsku regularnie zdobywałem bramki. Trzeba znowu osiągnąć tamten poziom. Dobrze wiem, że mnie na to stać.
O przyszłość pytam nieprzypadkowo. Klub tnie koszty. Sporo mówi się, że chętnie pozbyłby się kilku piłkarzy, którzy zarabiają dużo, za to mało wnoszą do drużyny. Albo przynajmniej obciął im kontrakty.
– Co jakiś czas mówią o tym dziennikarze. W klubie nic takiego nie usłyszałem, więc mogę sądzić, że nadal mnie tutaj chcą. Wrocław to dla mnie naprawdę dobre miejsce. Fajne miasto, dwadzieścia tysięcy ludzi na trybunach, fantastyczna atmosfera na topowych meczach, jak z Legią. Jest wszystko, tylko trzeba wywalczyć sobie miejsce w składzie.
Natomiast Robert Maaskant wciąż nie dostał pieniędzy z Wisły.
– Jestem bardzo rozczarowany tym, że niektórzy ludzie z Wisły nie dotrzymali słowa. Wisła mi jednak nie zapłaciła. Zadzwonię do nich w tym tygodniu i spytam, co jest nie tak – zapowiada Holender. Jeśli krakowianie nadal nie będą regulować zobowiązań, Maaskant może liczyć tylko na pomoc FIFA. Szkoleniowiec już wcześniej, gdy Wisła przestała spłacać należności, skierował sprawę do tej organizacji. – Prawnicy pracują w Szwajcarii nad tą kwestią. Cały czas mam jednak nadzieję, że Wisła dotrzyma słowa i mi zapłaci – mówi Maaskant.
Krakowski klub nie zaprzecza długowi wobec szkoleniowca. – Mamy zobowiązania w stosunku do Roberta i cieszymy się, że jest cierpliwy. Na razie doszło do wymiany pism między nami a osobami reprezentującymi Roberta. Liczymy, że uda się tę sprawę załatwić polubownie – komentuje rzecznik prasowy Wisły Adrian Ochalik.