U Boruca po staremu: żadna bramka jego, ale obrońcy znów zapewnili atrakcje

redakcja

Autor:redakcja

16 stycznia 2013, 23:29 • 2 min czytania

Artur Boruc wraca do świata żywych. Cztery mecze, jakie od początku roku pozwolił zagrać mu Nigel Adkins sugerują, że status quo w bramce „Świętych” spokojnie – o ile nic niespodziewanego się nie wydarzy – może utrzymać się do końca sezonu. Jednocześnie przesadą byłoby jednak stwierdzić, że takie spotkanie, jak to dzisiejsze z Chelsea w najmniejszym choćby stopniu podbija jego notowania na brytyjskim rynku.
Boruc z pewnością zagra w tym sezonie jeszcze w niejednym meczu, w którym – kolokwialnie mówiąc – nie będzie miał czasu poskrobać się po tyłku, bo rywale będą bombardować jego bramkę raz za razem, oddając po piętnaście strzałów. Tak na zdrowy rozum, to dla Boruca wcale nie takie najgorsze miejsce do udowadniania swoich możliwości. Pod jednym tylko warunkiem – że nie będzie miał wiecznie wokół siebie gości, których można by żywcem wyjąć z biografii Paula Mersona, bo wyglądają na boisku jakby przed meczem opróżnili skrzynkę piwa (oczywiście – każdy swoją) i na dokładkę wciągnęli działkę kokainy w kiblu.

U Boruca po staremu: żadna bramka jego, ale obrońcy znów zapewnili atrakcje
Reklama

Niestety, obrońcy „Świętych” takie wrażenie sprawiali przy obu golach Chelsea.

Boruc zagrał dziś na piątkę. Tyle że na piątkę w dziesięciopunktowej skali. Znów nie miał nic do powiedzenia przy straconych bramkach – gdyby cokolwiek w tych sytuacjach zrobił, otarłby się o geniusz – a jednocześnie nie miał do wybronienia nic poza tym. Zero. Bramkarskie bezrobocie.

Reklama

Mimo że oba gole wpadły na konto Chelsea jak niespodziewany prezent pod choinkę – i to taki średnio zasłużony – spodziewaliśmy się, że w drugiej połowie goście zostaną już doszczętnie zniszczeni. A tu jednak – pozytywne zaskoczenie. Nie wiemy, co Benitez zrobił swoim zawodnikom w przerwie, ale raczej nic dobrego, bo po jej zakończeniu wyglądali jakby najedli się środków usypiających (no, poza Torresem, bo ten ostatnio gra tak jakby był po czymś na rozwolnienie). A że Southampton w ofensywie to nie są jednak jacyś „murarze” z Queens Parku, to o dziwo druga połowa przybrała dość niespodziewanych kształtów.

W zasadzie, na wszystkich płaszczyznach mamy dziś więc remis – Benitezowi przyjaciół w Londynie raczej nie przybyło. Ale i Boruc nie miał okazji, by zyskać nowych fanów.

Najnowsze

Anglia

Kolega Casha z klubu to specjalista od pięknych goli

Braian Wilma
0
Kolega Casha z klubu to specjalista od pięknych goli
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama