Wygląda na to, że pierwszy duży transfer zimowego okienka już za nami. Domagoj Antolić przyleciał dziś do Warszawy i jeśli na jutrzejszych testach medycznych nie wyjdzie nic niespodziewanego, podpisze kontrakt z Legią.
Jak prezentuje się jego CV? Dobrze. By nie powiedzieć – bardzo dobrze. Przychodzi do Legii z Dinama Zagrzeb – klubu, który w europejskiej hierarchii stoi przecież wyżej niż jakakolwiek polska ekipa. Co więcej – nie przychodzi jako niechciany szrot, a jako zawodnik wiodący, mający pewne miejsce w podstawowym składzie. W tym sezonie piętnaście razy wychodził w pierwszej jedenastce Dinama (mecze ligowe), a w dwunastu z nich nosił opaskę kapitańską, co świadczy o pozycji, jaką wyrobił sobie grając przez kilka lat w stolicy Chorwacji. Z drugiej strony – w końcówce rundy z jakichś powodów stracił opaskę kapitana.
Antolić ma za sobą występy i w Lidze Mistrzów (osiem meczów), i w reprezentacji (sześć). Co ciekawe, występy w biało-czerwonej kracie to nie żadna historia zamierzchła jak – nie przymierzając – narodziny pradziadka Sarkiego, bo… występował w niej nawet w 2017 roku. Nie ma specjalnie co się jednak podniecać – turniej w Chinach, w którym przyszły legionista wziął udział był mniej więcej tak prestiżowy, jak nasze styczniowe wyjazdy do Tajlandii lata temu (znaleźli się tam piłkarze z krajowego podwórka – między innymi też Mario Situm). W 2016 roku Antoliciowi zdarzyło się jednak poważniejsze reprezentacyjne granie – w meczach towarzyskich był częścią tej samej formacji, co Modrić, Brozović czy Kovacić, co – już nawet abstrahując od tego, że wkrótce z tej kadry wypadł – jest dobrą rekomendacją. Zwłaszcza na taki klub jak Legia Warszawa.
Naprawdę wygląda to nieźle.
Obawy? Z pewnością fakt, że 27-letni Antolić jeszcze nigdy nie grał poza granicami swojego kraju (a nawet miasta!), więc jego aklimatyzacja jest pewną niewiadomą. Jednak biorąc pod uwagę, że piłkarze z bałkańską krwią adaptują się do naszych warunków wyśmienicie, obawy raczej powinny odejść do lamusa. Zwłaszcza, że Antolić zapewne od razu wskoczy do składu, obsadzając luki w środku pola – może grać zarówno jako ósemka, jak i dziesiątka, a i zdarzały mu się epizody na skrzydle czy w roli napastnika.
A nie ma co ukrywać – właśnie w środku pola Legia potrzebuje wzmocnień. Michał Kopczyński ma za sobą bardzo, bardzo, bardzo przeciętną rundę, Tomasz Jodłowiec grał tak spektakularnie, że aż niektórzy zaczęli łączyć go z Podbeskidziem Bielsko-Biała, a Thibault Moulin przez sporą część rundy walczył głównie z muchami w nosie i raczej tylko szaleniec zakładałby, że będzie można zbudować na nim środek pola na lata. Spośród szóstek/ósemek najlepiej prezentował się Mączyński, ale i on raczej sukcesywnie obniża loty i nie wywiązuje się z roli lidera tak, jak można było zakładać. Dziesiątki? Jozak stracił zimą Guilherme, Hamalainen odnajduje się na skrzydle, a Pasquato nie daje Legii tyle, ile wszyscy się spodziewali. Słowem – raczej posucha.
Antolić dorastał w akademii zarządzanej przez Jozaka, przeszedł wszystkie szczebelki szkolenia, rozplanowanego przez Jozaka, grał przez lata w drużynie czerpiącej garściami z absolwentów Jozaka. Jednego można być pewnym – trener nigdy nie powie, że piłkarz nie pasuje mu do koncepcji.