Reklama

Przypadek Makiego, czyli jak nie wpaść w depresję po kontuzji

redakcja

Autor:redakcja

22 grudnia 2017, 10:05 • 6 min czytania 22 komentarzy

Kontuzje są wpisane w uprawianie sportu. Zarówno tego profesjonalnego, jak i amatorskiego, opierającego się na rekreacji. Żaden ze sportowców nie jest jednak na nie przygotowany ani tym bardziej do nich przyzwyczajony. To zawsze jest problem – fizyczny i mentalny. Tym mocniej daje się we znaki, gdy zdarzy się w niefortunnym momencie. Nie ma oczywiście dobrego okresu na kontuzję, ale są też tak niekorzystne, że nieraz zawodnikom wali się świat. Badania psychologów, dowodzące, iż od 5 do 24 procent sportowców przejawia po kontuzji na tyle silne zmiany w funkcjonowaniu emocjonalnym, że zalecana jest im pomoc psychoterapeuty, nie są wzięte z kosmosu. W USA mówi się o 17-23 milionach przypadków kontuzji rocznie. Tylko część z nich jest naprawdę poważna, tylko część z nich niweczy nadzieje i plany na wielką przygodę. Jednym z takich przypadków jest casus Macieja Makuszewskiego, który zerwał więzadła krzyżowe i podoczne, co skutkuje pauzą od 6 do 9 miesięcy. Najbardziej dobijający powinien być brak perspektyw na wyjazd do Rosji. Minęło jednak kilka dni, a po zawodniku nie widać przesadnego zmartwienia. Może to dobra mina do złej gry, może sam Makuszewski wewnątrz odczuwa to zupełnie inaczej, ale odnoszę wrażenie, że „Maki” jeden z pojedynków pozaboiskowych już wygrał – nie załamał się i postanowił z całych sił walczyć o powrót do zdrowia.

Przypadek Makiego, czyli jak nie wpaść w depresję po kontuzji

Kluczowe w tym wszystkim jest płynące zewsząd wsparcie. W szpitalu odwiedził go prezes Boniek. Na meczu Jagiellonii zawisł transparent o treści „Maciej Makuszewski wracaj do zdrowia!”. Piłkarze Lecha wybiegli w niedzielę na rozgrzewkę w koszulkach, na których zostały umieszczone wyrazy wsparcia. Bjelica dodał otuchy swojemu zawodnikowi na konferencji pomeczowej: – Przez cały czas był z nami Maciej Makuszewski – przed meczem, w jego trakcie i po zakończeniu. To właśnie jemu dedykujemy to zwycięstwo. Mieliśmy dużą motywację, bo chcieliśmy wygrać dla niego. Pewnie jeden z pierwszych telefonów po feralnym zdarzeniu wykonał do niego Adam Nawałka. Do tego dochodzą głosy wsparcia płynące od kibiców. Jest tego sporo, ale na pewno nie za wiele. Trzeba zdać sobie sprawę, że emocje przeżywane w związku z odniesioną kontuzją są związane nie tylko z rodzajem leczenia, które przechodzi piłkarz, ale przede wszystkim z szybkością możliwego powrotu do uprawiania sportu po urazie. Kontuzja zawodnika Kolejorza, jak na warunki piłkarskie, wymaga ekstremalnie długiej i żmudnej rehabilitacji. Dodatkowo silniejsze emocje wywołują kontuzje, które pojawiły się tuż przed wielkim turniejem, do którego piłkarz mozolnie przygotowywał się przed wiele miesięcy. Wtedy kluczowe jest dla sportowca wsparcie społeczne, którego jesteśmy świadkami. To bardzo trudne zadanie, spoczywające nie tylko na barkach trenerów i najbliższych, ale też wszystkich kibiców, którzy dobrze życzą naszemu reprezentantowi. Ból fizyczny to w końcu tylko część całkowita bólu, który odczuwa się po kontuzji.

Jeżeli piłkarz pomimo długotrwałej przerwy w grze nadal czuje się ważną częścią drużyny, wtedy jest mu po prostu lżej. Trudno stwierdzić, czy dzięki temu szybciej dochodzi do zdrowia. Na pewno ma lepsze nastawienie i istnieje znacznie mniejsze ryzyko, że uraz odciśnie piętno na jego psychice. Mówiła o tym na przykładzie Milika psycholog sportu Daria Abramowicz, z którą przeprowadziłem w październiku dłuższy wywiad.

Kontuzja to jedno z najtrudniejszych doświadczeń, z jakim mierzą się zawodnicy. […] Zdecydowanie warto, aby Arkadiusz Milik zadbał o odpowiednie wsparcie psychologiczne i radzenie sobie z kontuzją na poziomie mentalnym, bo niestety ucieka mu mundial. Oddala się cel, do którego dążył, lecząc pierwszą kontuzję. Pomaga mu na pewno fakt, że otrzymuje wiele wyrazów wsparcia. Wspiera go zarówno Napoli, jak i kadra, wspierają fani. W przypadku leczenia kontuzji ważne jest, żeby zawodnik nadal czuł się częścią zespołu. Milikowi proponowano nawet przylot do Erywania na mecz z Armenią, ale ostatecznie ze względu na lot i różnice ciśnień uznano, że nie będzie to dla niego najkorzystniejsze. Ma to jednak podłoże psychologiczne – zawodnik przebywa z drużyną, jest obecny i ważny. Generują się pozytywne emocje. Gracz wie, że ma do czego wracać. To ważne w tak trudnym momencie.

Makuszewskiemu uciekł przede wszystkim potencjalny turniej życia. Wiadomo, przez pół roku wszystko mogło się jeszcze wydarzyć. Niewykluczone, że znacznie spuściłby z tonu i w konsekwencji na mistrzostwa nie pojechał. Nie ma jednak co gdybać. Na chwilę przed kontuzją był jednym z tych, którzy mieli naprawdę realną szansę zaistnieć na boiskach w Rosji. Nietrudno sobie wyobrazić jego wejście w końcówce meczu na podmęczonego rywala. Jak choćby w październikowym starciu z Czarnogórą, gdzie pojawił się w samej końcówce, ale i tak zdołał wykreować sobie sytuację jeden na jeden. Wśród rezerwowych nie mamy zbyt wielu piłkarzy, którzy są w stanie dać drużynie tak wyraźny impuls. Nawet z Danią, gdzie nic nam nie zagrało, jako jedyny obok Milika zasłużył na pochwały, a był to jego debiut w reprezentacyjnej koszulce. Kilka dni później wyszedł w pierwszym składzie na Kazachstan, co zwieńczył asystą i naprawdę udanym występem. Największe wrażenie u Makuszewskiego robiło to, co było niewidoczne. Nie dało się zauważyć, że był to dla niego debiut w podstawowym składzie reprezentacji Polski i ogólnie sytuacja, o której jeszcze dwa tygodnie temu nie miał prawa nawet śnić. Pewnie czuł się w grze kombinacyjnej, był spokojny, podejmował dobre decyzje i – przede wszystkim – raz po raz siał popłoch w defensywie rywali. Momentalnie stał się bardzo ciekawą alternatywą na skrzydło reprezentacji Polski w kolejnych spotkaniach.

Reklama

Piłkarz Lecha rozwijał się, piął po szczebelkach w hierarchii Nawałki, zwietrzył szansę na spełnienie marzeń, a tu znienacka pojawiła się kontuzja. Przebąkiwano o zagranicznym transferze – tę sprawę na jakiś czas również trzeba odłożyć na bok. Zerwanie więzadeł to niestety jeden z najgorszych urazów dla piłkarza. Ciekawostka: zawodnicy, którzy doświadczyli uszkodzenia więzadeł w kolanie, relacjonowali w badaniach wyższy poziom nastroju depresyjnego, niż ci, którzy doznali urazu głowy. Nie boję się, że „Maki” się załamie, dostaje w końcu dużo wsparcia i wydaje się przez to zbyt pozytywnie nastawiony. Zwracam tylko uwagę na fakt, że doznał jednej z najgorszych możliwych kontuzji. I to w takim momencie, po takim roku, w którym wszystko układało się niemal jak w bajce.

Skrzydłowy Kolejorza ma bowiem za sobą szalony rok. Wziął ślub, jego żona zaszła w ciążę, Lech wykupił go z Lechii, zapewniając upragnioną stabilizację, a na koniec zadebiutował w kadrze. Wydawało się, że wszystko zmierza we właściwym kierunku. Adam Nawałka zbudował sobie kolejnego żołnierza, w którego wyraźnie zamierzał inwestować. Wiosna miała być kluczowa. Los chciał jednak inaczej. „Maki” trzymał już rękę na jednym z 23 biletów do Rosji, jednak w czasie tego feralnego upadku w spotkaniu z Cracovią wypuścił go z rąk.

Pech, stracone nadzieje, w tle dobra życiowa lekcja dla wszystkich. Przykład Makuszewskiego pokazuje, jak ważne jest odpowiednie podejście do kontuzjowanego piłkarza i okazanie mu należytego wsparcia. Warto pamiętać, że choć na boisku piłkarze pełnią raczej zadaniowe funkcje, samodzielnie radzą sobie z wieloma wyzwaniami, w momencie odniesienia kontuzji często doświadczają kryzysu niespotykanego w innych okolicznościach. Pojawia się masa myśli i trudne emocje. Dlatego warto wspierać zawodnika nawet ciut bardziej, niż może wydawać się to konieczne.

Norbert Skórzewski

https://twitter.com/NSkorzewski

Reklama

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

22 komentarzy

Loading...