Reklama

Pogoń wreszcie zaczyna się na dobre?

redakcja

Autor:redakcja

13 grudnia 2017, 20:40 • 3 min czytania 11 komentarzy

Mieli jednobramkowe prowadzenie na osiem minut przed końcem meczu w Gliwicach. Mieli dwubramkowe po pierwszej połowie starcia z Zagłębiem Lubin. Potrzebowali jednak aż trzech goli przewagi nad rywalem, by wreszcie nie dać się ograbić z punktów. Udało się. Pogoń na dobre rozpoczyna swoją pogoń. Pogoń Kosty Runjaicia wreszcie wygrywa swój pierwszy mecz. Rychło w czas, tuż przed zimową przerwą, daje widoczny sygnał, że chce o ligowy byt mocno zawalczyć.

Pogoń wreszcie zaczyna się na dobre?

Lechię dopadła dziś zadyszka. Było to widać w zasadzie od początku spotkania. Że to nie zespół wybiegany, jak w poprzednich meczach u siebie. Niezdolny do naciśnięcia na rywala jak choćby Wisłę Płock czy na Śląsk Wrocław. Zamiast finezyjnych wymian i kolejnych stwarzanych sytuacji, gdańszczanie uwikłali się w walkę o to, kto zaliczy najkrótszą wymianę podań w środku pola. Posłanie celnej piłki w ćwiartkę boiska najbliżej bramki Pogoni graniczyło z cudem.

Początkowo szczecinianie podeszli do rywala dość nieśmiało, jakby świadomi tego, co nie tak dawno potrafił robić rywalom w Gdańsku. Ale z każdą minutą nabierali pewności, że nie taka Lechia straszna. Że ten zespół, który pozbawił Górnika Zabrze lidera w piątek, a wcześniej mocno przybliżył Jana Urbana do bezrobocia, jest dziś do ugryzienia. Tym bardziej, że linia defensywna gdańszczan daje się w tym sezonie rozbujać każdemu, kto tylko nieco mocniej nią pohuśta.

Dziś w obroty wzięli Lechię Piotrowski i Frączczak. Wyczuli, że słabość tkwi w lewej stronie bloku, że Wawrzyniak i Augustyn nie będą szczególnie upierdliwi, gdy znajdziesz się z piłką przy nodze w ich pobliżu. Nie przeszkodzili, gdy Murawski zagrywał do Piotrowskiego wpadającego w pole karne, by dograć do Frączczaka na 1:0, nie byli dla szczecinian kłopotem również chwilę później, gdy to Frączczak zgrywał głową do Piotrowskiego. Pomocnik rozgrywający naprawdę świetne zawody nawinął jeszcze po drodze do bramki Augustyna i pokonał Kuciaka strzałem po krótkim słupku.

Gdańszczanie powinni byli ruszyć do ataków, powinni byli się odgryźć, ale jakby nie mieli na to pomysłu. Nogi nie niosły, w głowach nie pojawiały się pomysły, jak rozszczelnić najgorszą obronę ligi. Nawet gdy Fojut decydował się na drybling będąc ostatnim przed bramkarzem, trójka piłkarzy Lechii nie była w stanie bez faulu pozbawić go futbolówki i ukarać szczecinian golem kontaktowym.

Reklama

Zamiast tego Lechia straciła kolejnego gola, gdy Zwoliński – dziś najmniej aktywny z ofensywnych graczy Pogoni – strzelił w rękę Milosa, a sędzia podyktował karnego. Nieco dyskusyjnego, ze względu na niewielką odległość zawodnika od uderzającego, ale przy tym trzeba przyznać, że obrońca Lechii wyjątkowo nienaturalnie ułożył prawą rękę. Frączczak do gola i asysty dorzucił więc w efekcie kolejne trafienie.

Na otarcie łez i uniknięcie wstydu, jakim w tym sezonie jest zero z przodu z Pogonią, Lechia zdobyła co prawda gola. Ale trafienie Paixao po rożnym nie zmieniło w jej grze nic. Dość powiedzieć, że w ostatniej minucie piłka była wstrzelona dwukrotnie w pole karne Lechii, a ani razu – w szesnastkę Pogoni…

[event_results 388193]

fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

11 komentarzy

Loading...