Michała Probierza można nie lubić, można mieć do niego pretensje o niektóre zachowania, wypowiedzi czy nawet podważać jego umiejętności trenerskie (w klubach spoza Białegostoku). Jednego nie można mu jednak odebrać – to showman, który wprowadza koloryt do naszej smutnej ligowej rzeczywistości. Dziś na konferencję prasową przed meczem z Lechem przytaszczył wielką doniczkę, nasypał ziemi, podlał i słusznie spostrzegł, że… od razu nic nie rośnie. A tym samym w obrazowy sposób przekazał prawdę, jaka niewątpliwie obowiązuje też w futbolu – na efekt pracy trzeba poczekać.
Od 3:45:
Jako że w tym tygodniu przerobiliśmy już trenera, który po awansie do 1/8 finału Ligi Mistrzów przebrał się za Zorro, zachowanie Probierza niektórym może się wydać niespecjalnie ekscentryczne. Gdyby to był dla niego pierwszy raz, być może nawet nie zwrócilibyśmy na to uwagi. Ale nie, to szkoleniowiec, którego zachowania – dzięki dość poważnym odchyleniom od normy – często i mocno zapadają w pamięć. Z pewnością przypominacie sobie bowiem, jak…
1. Walczył z modą na zagranicznych trenerów przemawiając na konferencji po niemiecku.
2. Krytykował zagranicznych trenerów za brak chęci do nauki języka polskiego. A wyraz temu dał prezentując Henningowi Bergowi kurs norweskiego po polsku (chociaż przyznajemy, że lepiej pasowałby tu kurs polskiego po norwesku).
3. Walczył z patologicznymi zwyczajami kibiców, którzy lubią naprostowywać piłkarzy poprzez m.in. wyzywanie ich, czy nawet odbieranie im koszulek, tudzież stosowanie rękoczynów. I to walczył w pierwszej linii.
4. Oryginalnie protestował wobec zachowań arbitrów, którzy w jego ocenie skrzywdzili jego drużynę.
5. W obrazowy sposób diagnozował problem z obiektywną oceną siły naszej ligi, zakładając różowe okulary (tuż po tym, jak wszystkie nasze drużyny odpadły z pucharów).
6. Czy za wszelką cenę bronił swoich piłkarzy, czasem narażając się na śmieszność.
No można się z chłopem nie zgadzać, ale – przyznacie sami – bez niego byłoby u nas zdecydowanie smutniej.