Puchar Anglii, mecz pomiędzy Truro City a Farnborough FC. Oba kluby grają w ligach tak niskich, że aż nikomu nie chce się tego sprawdzać (a przynajmniej nam). Za sprawą jednego człowieka nie jest to jednak zwykłe spotkanie, obok którego można przejść zupełnie obojętnie. W barwach Truro zagrał bowiem niejaki Luke McCormick. Facet, który powraca do futbolu po czteroletniej odsiadce i budzi sporo kontrowersji.
Był rok 2008, czerwiec. McCormick właśnie wychodził z weselu kumpla z drużyny, na którym wypił kilka drinków, zasiadł za kierownicą. Efekt łatwy do przewidzenia – pod wpływem alkoholu spowodował poważny wypadek. Wypadek, na skutek którego kierowca drugiego pojazdu został poważnie ranny (dziś porusza się na wózku inwalidzkim), a jego dzieci – 8-letni Ben i 10-letni Arron – zmarły. McCormickowi nic się nie stało… Wyrok? Siedem lat i cztery miesiące pozbawienia wolności.
McCormik od niedawna już jest na wolności i, jak gdyby nigdy nic, próbuje wrócić do piłki. Wtedy reprezentował barwy klubu Championship – Plymouth, teraz na powrót na tak wysoki poziom nie ma najmniejszych szans. Zanim zameldował się w Truro City, był na testach w Swindon Town. Jeśli nic wam te nazwy nie mówią, to się nie przejmujcie. – Nie jesteśmy kliniką, która pomaga wrócić do sportu. Trzeba coś sobą jeszcze reprezentować – mówi Paolo Di Canio, trener Swindon. Testowany przez nich bramkarz po raz pierwszy wrócił na boisku, po ponad czteroletniej przerwie.
– Tuż przed dniem, w którym powinniśmy uczcić pamięć naszych małych, cudownych chłopców, dowiedzieliśmy się, że wyszedł z więzienia. Jedyne, o czym teraz myślę, że ten potwór znów jest na wolności. To, że już nie siedzi za kratkami, jest prawie równie okropną wiadomością, jak to, że moje dzieci nie żyją – mówi Amanda Peak, żona i matka, której w samochodzie tamtego dnia nie było. – Jedyne, czego teraz pragnę, to się z nim spotkać i spojrzeć mu prosto w oczy. Muszę zobaczyć, czy ma wyrzuty sumienia, a konfrontacja twarzą w twarz to jedyna możliwość…
