– Dziś, gdy Mourinho naskoczy na innego trenera lub zawodnika rywali, to mówi się, że to wybitny strateg, że w ten sposób ściąga presję z piłkarzy. A może Wójcik robił to samo już w latach 90.? Kiedy słyszeliśmy o kakao, kiełbasach i biało-czerwonej na maszcie, to nikt nie przejmował się, przeciwko jakim piłkarzom przyjdzie nam grać. Ja na odprawach byłem wyluzowany, chciałem wyjść na boisko i rozjechać przeciwników – wspomina Janusza Wójcika w wywiadzie z „SE” Wojciech Kowalczyk, ukochane „dziecko” Wójta. W prasie dziś sporo tekstów wspominkowych o byłym selekcjonerze reprezentacji Polski i srebrnym medaliście Igrzysk Olimpijskich.
FAKT
Żegnaj wielki kozaku – pożegnanie Janusza Wójcika.
Wchodzisz do redakcji i pierwsze słowa, które słyszysz, brzmią: „Janusz Wójcik umarł. Napisz o Nim”… Jak to umarł? Ten wulkan życia dał się pokonać babie z kosą? On?
Tak, na babę z kosą nie ma kozaków. Nawet Janusz musiał jej ulec, choć kozakiem był przez całe życie i nawet tego nie ukrywał. Wprost przeciwnie. Kochał być w centrum uwagi, kochał być na szczycie i zrobiłby wszystko, by z niego nie spaść. Dlatego nie raz i nie dwa pakował się w nieliche tarapaty.
Jak każda kontrowersyjna postać, przez jednych był kochany, przez innych znienawidzony. Kolejny kolorowy ptak w piłkarskim środowisku. Potrafiący świetnie dopasować się do sytuacji, wyciągnąć z niej co się da sprytem, inteligencją, pewnością siebie.
Wybitni reprezentanci nie mieli łatwo po powrocie do naszej ligi.
Dziś te powroty są łagodniejsze, bo nasza liga nie jest już piłkarskim trzecim światem. Ale dawniej…
Świerczewski wrócił do Polski 14 lat temu i szybko przekonał się, że ekstraklasa to amatorka. W Lechu brakowało na wszystko, od hoteli po piłki. Później stracił pół roku, bo podpisał kontrakt z szefami Cracovii, a trener Wojciech Stawowy (51 l.) nie widział go w składzie zespołu. Hajto borykał się z problemami finansowymi w ŁKS. Po krótkiej przygodzie w Górniku Zabrze wrócił do Łodzi i zagrał przeciw zabrzanom. Złamał w ten sposób umowę i sąd kazał mu zapłacić karę 100 tys. zł.
Jozak idzie śladami Jacka Magiery. Przejął zespół w kryzysie i doprowadził go do serii zwycięstw.
Jego zespół wygrał piąte z rzędu spotkanie ligowe. Podobna sytuacja miała miejsce w poprzednim sezonie. Po 12. kolejce poprzednich rozgrywek i porażce 2:3 z Pogonią w Szczecinie Legia miała 12 punktów straty do prowadzącej w tabeli Lechii. Z 13 punktami była dopiero siódma. Między 22 października a 27 listopada zespół Jacka Magiery (40 l.) wygrał z Lechem, Koroną, Cracovią, Jagiellonią oraz Śląskiem i zmniejszył stratę do lidera do ośmiu punktów.
GAZETA WYBORCZA
„Wyborcza” również żegna Wójta. Najbardziej wyrazistą twarz polskiego futbolu przełomu wieków, jak pisze o nim Rafał Stec.
Gdy Wójcik kierował reprezentacją, do prezesa PZPN Michała Listkiewicza najczęściej mówił: „Kasa, Misiu, kasa”. Prowadząc Śląsk Wrocław, pomylił szatnie we Wronkach i przemawiał do graczy Amiki. Nie zdołał utrzymać w lidze Świtu, w którym rzucił słynne: „Prezesie, tu nie ma co trenować, tu trzeba dzwonić”. W Śląsku Wrocław przyjeżdżał na mecze tak pijany, że zarządzał rozgrzewkę na godzinę przed rozpoczęciem spotkania, potykał się o ławkę i lądował na trawie, a po jego zakończeniu czasem znikał i pojawiał się w klubie po trzech dniach. Słynął z szybkiego metabolizmu, który z półprzytomności pozwalał mu błyskawicznie doprowadzać się do stanu jasności umysłu. Czasem wspomagał się zastrzykiem, z farmakologią niemal się nie rozstawał. Jako szkoleniowiec Legii był wręcz wodzirejem słynnej grupy bankietowej, piłkarzy skłonnych do obficie zakrapianego balowania. Zimą zabierał drużynę na wyjazdy integracyjne – do pensjonatu w Niemczech, w małym miasteczku 100 km od Frankfurtu, by uniknąć ewentualnych świadków – które sprowadzały się do wielodniowych libacji. Wyprawy finansował zresztą ówczesny właściciel klubu Janusz Romanowski. Taki mieliśmy klimat.
Słodko-gorzka jesień Szczęsnego.
Polak zagrał w pięciu z 13 kolejek Serie A, i to nie ze względu na urazy czy inne wypadki losowe 39-letniego kapitana Juve. Czyli zagarnął dla siebie 38 proc. całości. To już blisko granicy, poza którą zasadność używania przymiotnika „rezerwowy” budzi wątpliwości, choć globalnie wyższość Buffona pozostaje oczywiście niepodważalna – pilnował bramki we wszystkich czterech meczach Ligi Mistrzów. Gdyby Szczęsny utrzymał do końca sezonu tempo w Serie A (uzbierałby wówczas 15 meczów) i dołożył do bilansu występy w Pucharze Włoch, nikt nie miałby prawa zarzucić mu, że przeputał sezon w pozycji siedzącej.
Inne statystyki wyglądają już jednak mniej budująco. Polak bronił dotąd 10 celnych strzałów rywali, puszczając aż pięć goli. Czyste konto zachował we wrześniowych meczach z Fiorentiną i Chievo, by w minionych tygodniach kapitulować po uderzeniach piłkarzy SPAL, Benevento (beniaminki), a także Sampdorii (rewelacja sezonu)
SUPER EXPRESS
Jeszcze jeden dym i byłby walkower. Kibice mogli zniweczyć wysiłki piłkarzy Legii.
Legia przeciwko Górnikowi zagrała najlepszy mecz w tym sezonie, ale wysiłki piłkarzy mogły zostać zniweczone przez kibiców, którzy odpalili taką liczbę rac, że z powodu zadymienia arbiter Jarosław Przybył dwukrotnie (za każdym razem na około 10 min) musiał przerwać spotkanie.
– FIFA i UEFA, jeżeli bezpieczeństwo uczestników meczu jest zagrożone, stosują politykę trzech kroków. Pierwszy i drugi to czasowe przerwanie meczu, a gdyby doszło do odpalenia środków pirotechnicznych po raz trzeci, to sędzia zgodnie z przepisami musiałby zakończyć mecz – twierdzi były prezes PZPN Michał Listkiewicz (64 l.).
Wojciech Kowalczyk po śmierci Janusza Wójcika mówi, że oto odszedł jego sportowy ojciec.
Janusz Wójcik nigdy nie ukrywał, że był pan jego pupilkiem. Słynne stało się powiedzenie trenera, że lepszy “Kowal” prosto z baru niż wszyscy pozostali razem wzięci.
Taki właśnie był Janusz, szczery aż do bólu. Piłkarzom też walił prawdę między oczy. Fakt, miał do mnie duży sentyment. Obaj byliśmy warszawiakami, jedynymi w kadrze olimpijskiej, więc nie brakowało głosów, że ciągnie mnie za sobą. Ale gdybym nie dawał mu argumentów swoją grą, to nawet to, że się lubiliśmy, by mi nie pomogło. Nasze drogi zeszły się na ponad 10 lat. Razem byliśmy na igrzyskach, razem w Legii, pierwszej reprezentacji i na Cyprze. Janusz miał dobre i złe strony, ale nikt koło niego nie przechodził obojętnie.
Do legendy przeszły jego przedmeczowe przemowy do piłkarzy.
Dziś, gdy Mourinho naskoczy na innego trenera lub zawodnika rywali, to mówi się, że to wybitny strateg, że w ten sposób ściąga presję z piłkarzy. A może Wójcik robił to samo już w latach 90.? Kiedy słyszeliśmy o kakao, kiełbasach i biało-czerwonej na maszcie, to nikt nie przejmował się, przeciwko jakim piłkarzom przyjdzie nam grać. Ja na odprawach byłem wyluzowany, chciałem wyjść na boisko i rozjechać przeciwników.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Z okładki dowiadujemy się, że Zagłębie przeniesiono z Lubina do Lublina.
Pożegnanie Janusza Wójcika pióra Michała Zaranka, który wychowywał się z Wójtem na jednym podwórku.
Na stałe przykuły nas do futbolu mistrzostwa świata w 1966 roku. Przenieśliśmy się na większe boisko, pobliskiego liceum Kochanowskiego, które nazwaliśmy Wembley. I pomyśleć, że ponad ćwierć wieku później spotkaliśmy się znów na Wembley, ale już tym prawdziwym. On, jako selekcjoner reprezentacji Polski przygotowujący drużynę do meczu z Anglikami, ja – opisujący tę przegraną, niestety, batalię.
Ale jeszcze wcześniej, na początku lat 70., jeździliśmy trolejbusem nr 55 na treningi w klubie Agrykola (gdy wieczorem po meczach Legii pojazd mozolnie wspinał się Myśliwiecką, ulubioną zabawą kibiców było odczepianie pałąków od sieci trakcyjnej). Potem ja przestałem trenować, a Janusz przeszedł do Gwardii, zadebiutował w lidze, zerwał więzadła, szukał nowych klubów.
Polacy w potrzasku. Kamil Glik i Piotr Zieliński dziś zagrają mecze ostatniej szansy w Lidze Mistrzów.
Przed startem Ligi Mistrzów pewnie mało kto spodziewał się, że po czterech kolejkach Monaco z Kamilem Glikiem w składzie, a także Napoli Piotra Zielińskiego i Arkadiusza Milika będą w tak trudnej sytuacji. Oba zespoły czeka dziś mecz ostatniej szansy.
W najlepszej sytuacji jest – paradoksalnie – Monaco, mimo że zajmuje ostatnie miejsce w tabeli i zdobyło dotąd tylko dwa punkty. Jeśli jednak wygra dwa pozostałe mecze – dziś z RB Leipzig u siebie i na wyjeździe z Porto – to ma spore szanse na awans. W takim wariancie nie wyjdzie z grupy tylko, jeśli dziś Porto pokona na wyjeździe Besiktas. A o to drużynie z Portugalii nie będzie łatwo.
Klopp załatał dziury w defensywie.
W niedzielę 22 października Jürgen Klopp przeżywał być może najtrudniejsze chwile w Anglii. Jego Liverpool właśnie przegrał 1:4 z Tottenhamem, w sumie mógł się pochwalić tylko jednym zwycięstwem w pięciu meczach. Coraz częściej pojawiały się głosy, czy aby na pewno The Reds pod jego wodzą robią postępy. Klopp obiecał, że naprawi wszystko, co się zepsuło, zwłaszcza nieszczelną obronę. I słowa dotrzymał.
Minął miesiąc i sytuacja Liverpoolu jest znacznie lepsza. Zespół z Anfield wygrał cztery ostatnie spotkania (we wszystkich rozgrywkach), w każdym strzelał co najmniej trzy gole. I – co najważniejsze – stracił zaledwie jednego. Jeśli we wtorek pokona Sevillę na wyjeździe, zapewni sobie awans do 1/8 finału Ligi Mistrzów (wyjście z grupy może dać również remis, jeśli Spartak przegra u siebie z Mariborem).
Pat zakończony. Kamil Jóźwiak z nową umową.
– Zainteresowanie osobą Kamila było spore. Mogę przyznać że było zainteresowanie z dwóch drużyn z angielskiej Championship, jedna z drugiej niemieckiej Bundesligi, a także dwóch zespołów z górnej części Ekstraklasy. Były także pisemne oferty. Ostatecznie jednak udało się dojść do porozumienia z Lechem odnośnie zapisów kontraktu zawodnika, dlatego Kamil zdecydował się pozostać na Bułgarskiej. Podsumowując można powiedzieć: ‘Per aspera ad astra’, tzn. nie były to łatwe negocjacje, jednak cieszymy się z efektu końcowego i liczymy na to, że Kamil odpowiednio się rozwinie, aby w odpowiednim momencie kontynuować karierę zagranicą – informuje Przemysław Pańtak, szef agencji F-MG.com, która reprezentuje interesy zawodnika Lecha.
Fot. FotoPyK