Twierdza na Stamford Bridge została podbita. Chelsea nie jest już w tym sezonie u siebie niepokonana, Chelsea nie odjechała w tabeli rywalom, jej stadion dla podopiecznych sir Aleksa Fergusona i jego samego nie jest już przeklęty. Manchester United wygrywa w Londynie po kapitalnym, naprawdę kapitalnym meczu, ale czy zasłużenie? Na to pytanie odpowiedzi nie poznamy – sędziowie zbyt mocno namieszali, za bardzo mylili się w kluczowych momentach.

Dla piłkarzy Roberto Di Matteo było to spotkanie wyjątkowo ważne, bo mieli pokazać, że o spadku formy nie ma mowy, że porażka z Szachtarem to wypadek przy pracy, że bez Terry’ego i Lamparda Chelsea wciąż może być wielka. Jednak jak na złość w pierwszych minutach meczu zostali chyba w szatni, w końcowych – choć to piszemy już dosłownie – również. Wyrzucenie z boiska Ivanovicia za faul na wychodzącym na sytuację sam na sam Youngu nie podlega wątpliwości, ale druga żółta kartka dla Torresa? Gdyby Hiszpan, mając jedną kartkę na koncie i wiedząc, że jego drużyna już gra w osłabieniu, dopuściłby się symulki, musiałby być idiotą. To nie był jedyny cios w grającą w dziewiątkę Chelsea, drugi był bardziej bolesny. Decydująca bramka Chicharito nie powinna zostać uznana.
Kto wie, jak skończyłby się ten mecz, gdyby z boiska nie wyleciał Torres – w końcu to rozłożyło ofensywę gospodarzy na łopatki. Kto wie, czy Manchester United strzeliłby w ostatnim kwadransie gola, gdyby nie błąd arbitra. Takie pytania można już tylko mnożyć…
W wielkim angielskim hicie, w meczu weekendu wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie. Luiz raził niezdarnością, bo przecież najpierw piłka odbiła się od niego i wpadła do siatki, a potem przepuścił między nogami dogranie Valencii do van Persiego. I już było 0:2. Manchester United zamiast kontrolować przebieg gry, po raz pierwszy od dwunastu lat roztrwonił taką przewagę na wyjeździe. Chelsea, odrabiając straty, rzuciła się do ataku, naprawdę wyglądała nieźle, momentami niepewnie wyglądał de Gea i… wtedy z pomocą przybył sędzia. Zupełnie niepotrzebnie. Zepsuł naprawdę wyśmienite widowisko.
***
Nie wiemy, czy to efekt transmisji meczów polskiej ligi w Anglii, czy tamtejsi sędziowie napatrzyli się na Małków i Liczymańskich, ale… Podobne pretensje, co Chelsea, ma właśnie dziś Liverpool, który powinien pokonać Everton. Luis Suarez w końcówce meczu zdobył decydującego gola, ale sędziowie dopatrzyli się pozycji spalonej. Na jakiej podstawie – wiedzą oni tylko sami. Liverpool gubi kolejne punkty, co jest równoznaczne z tym, że chyba już na dobre utknął w środku tabeli. Przez błędy arbitrów.
Ze spraw czysto piłkarskich, skromne zwycięstwa zanotowali w sobotę faworycie, Arsenal Londyn i Manchester City. Ci pierwsi męczyli się do ostatnich minut z QPR, ale tylko dlatego, że razili nieskutecznością. Bo podopieczni Arsene’a Wengera wcale nie wyglądali jakby byli w kryzysie – przez cały czas dominowali i grali tak, jak za najlepszych czasów. Wciąż jako jedyni bez zwycięstwa w lidze pozostają podopieczni Marka Hughesa, którego posada w klubie jest coraz mniej pewna. W dodatku na idiotyczny faul, zakończony czerwoną kartką i pewnie poważną karą, pozwolił sobie Stephane Mbia. Znacznie większe problemy z odniesieniem zwycięstwa mieli zawodnicy City. – Spokojnie zasłużyliśmy na remis – nie miał wątpliwości Michael Laudrup, trener Swansea. No, ale nie tym razem.
Aston Villa – Norwich 1:1
1:0 Benteke
1:1 Turner
Arsenal – QPR 1:0
1:0 Arteta
Reading – Fulham 3:3
1:0 Leigertwood
1:1 Ruiz
1:2 Baird
2:2 McCleary
2:3 Berbatov
3:3 Robson-Kanu
Stoke – Sunderland 0:0
Wigan – West Ham 2:1
1:0 Ramis
2:0 McArthur
2:1 Tomkins
Manchester City – Swansea 1:0
1:0 Tevez
Everton – Liverpool 2:2
0:1 Baines (sam.)
0:2 Suarez
1:2 Osman
2:2 Naismith
Newcastle – WBA 2:1
1:0 Ba
1:1 Lukaku
2:1 Cisse
Southampton – Tottenham 1:2
0:1 Bale
0:2 Dempsey
1:2 Rodriguez
Chelsea – Manchester United 2:3
0:1 Luiz (sam.)
0:2 van Persie
1:2 Mata
2:2 Ramires
2:3 Chicharito
