Sześciu największych przegranych wyborów w PZPN

redakcja

Autor:redakcja

27 października 2012, 16:16 • 4 min czytania

Wygranych wyborów w PZPN znamy. Wiadomo – przede wszystkim Zbigniew Boniek oraz Andrzej Padewski, który w największym stopniu odpowiadał za kampanię Bońka (to on, a nie Greń, jak się wydaje mediom, działał z tylnego siedzenia). Kto natomiast jest największym przegranym? Oto nasz krótki ranking.

Sześciu największych przegranych wyborów w PZPN
Reklama

1. Cezary Kucharski
Nie dość, że postawił na niewłaściwego konia, to jeszcze wyjątkowo zapędził się w swojej wojence ze Zbigniewem Bońkiem. Ta wojenka jest zabawna, ponieważ jej wynik to w tym momencie jakieś 0:48, oczywiście baty zbiera „Kucharz”, a wynik wciąż rośnie. Menedżer Roberta Lewandowskiego nie dość, że ostatecznie zraził do siebie prezesa PZPN, to jeszcze zraził wiele osób, które rozważały poparcie Romana Koseckiego. Tak naprawdę wyrządził partyjnemu koledze niedźwiedzią przysługę. Mało tego – to właśnie Kucharski swoim ujadaniem zmobilizował Bońka do takiego zaangażowania w kampanię, które przyniosło zwycięstwo.

Teraz „Kucharz” nagle zmienił śpiewkę i już tak z Bońkiem nie jedzie. Zobaczcie tę obrzydliwą powyborczą przemianę…

Reklama


2. Edward Potok

Pułkownik tak bardzo uwierzył w swoją szczęśliwą gwiazdę, że zupełnie stracił kontakt z rzeczywistością. On naprawdę sądził, że w wyborach PZPN może wygrać ktoś taki… Ktoś, kto wygłasza przemówienie rodem z lat głębokiej komuny, kto apeluje do sięgnięcia po rezerwy wiejskie (?!). Nie dość, że poległ w wyborach na prezesa, to jeszcze poległ w wyborach na członka zarządu PZPN – a to oznacza, że znalazł się na absolutnym aucie. Gdyby w porę właściwie skalkulował swoje szanse, miejsce w zarządzie zapewne by się dla niego znalazło. Myśl o władzy jednak go opętała i zgubiła.

3. Roman Kosecki

Nikt inny nie prowadził tak profesjonalnej kampanii wyborczej, nikt tak wiele nie obiecywał, nikt nie sięgał po taki arsenał środków. „Kosa” mamił, powoływał się na zaplecze polityczne, spotykał się z lokalnymi władzami, które mogłyby wywrzeć nacisk na „swoje” kluby. Wspierał go cały sztab ludzi, już porozdzielano wszystkie możliwe stołki. Kosecki miał możliwość dołączyć do zwycięskiego obozu, czyli od razu pójść pod rękę z Bońkiem i wziąć wiceprezesurę. Nie chciał tego zrobić i w efekcie musiał liczyć na to, że ZB okaże pokonanemu łaskę. Okazał.

Klęską dla Koseckiego jest liczba głosów, które otrzymał. 19 w pierwszej turze i 15 w drugiej – niewiele więcej niż Zdzisław Kręcina. O ile jednak Kręcina wiedział, że nie ma szans, o tyle Kosecki dostał od środowiska mocny cios w jaja.

4. Ryszard Niemiec

To on stał za wystawieniem Potoka, to on uznał, że baronowie zdołają się obronić. Początkowo plan był taki: baronowie wskazują jednego kandydata i go popierają. Miał nim być… Boniek. Potem się jednak zorientowali, że stanowisk nie wystarczy dla wszystkich, a i Boniek nie będzie chodził na smyczy. Na niezależność najpierw wybił się Antkowiak, potem – za namową Niemca – Potok.

Niemiec przegrał wszystko. Najpierw wybory na wiceprezesa ds. piłki amatorskiej (tylko trzy głosy), potem wybory do zarządu, przegrał też wystawiony przez niego Potok. Co ciekawe, jak wieść gminna niesie, u Grzegorza Laty Niemiec nie chciał być w zarządzie, bo wydawało się (mylnie), że nie będzie z tego pieniędzy. Później się okazało, że pieniądze są, ale zgarniał je już kolega Niemca z Krakowa, Lach. W tych wyborach Niemiec chciał naprawić pomyłkę i jednak znaleźć dojście do kasy – bez skutku.

5. Izabella فukomska-Pyżalska

Chciała wiceprezesurę ds. zagranicznych, później chociaż miano członka zarządu. Mało kto udzielał tylu wywiadów, mało kto tak bardzo chciał rozdawać karty. Czy ktoś wie, kto był przedstawicielem Stomilu Olsztyn albo Miedzi Legnica? Nie. A ona, prezes pierwszoligowej Warty, robiła wokół siebie takie zamieszanie, jakby była głównym rozgrywającym w polskiej piłce. Okazało się jednak, że środowisko wciąż patrzy na nią dość sceptycznie.

6. Mieczysław Broniszewski

W zarządzie PZPN nie ma ani jednego trenera. Ale czy można się temu dziwić, jeśli stowarzyszenie trenerów wystawiło Mieczysława Broniszewskiego jako swojego kandydata? Gdyby wygrał Kosecki, wygrałby i Broniszewski. Ale jedno i drugie stać się nie mogło. Wspomniane stowarzyszenie musi zastanowić się nad swoim funkcjonowaniem – bo jeśli jego liderem jest Broniszewski, jeśli listy antybońkowe w imieniu stowarzyszenia pisali Jabłoński i Klejndinst – to nie wróżymy sukcesów. Chociaż w sumie – trenerzy bez sukcesów, to i stowarzyszenie bez sukcesów.

PS
Zapomnieliśmy jeszcze o siódmym przegranym – Jacku Masiocie, którego wpływy w polskiej piłce ciągle maleją. Zdaje się, że wspierał Stefana Antkowiaka, prognozował, że Antkowiak powalczy o prezesurę z Potokiem. W dodatku, co dla prawnika trochę kompromitujące, nie mógł startować w wyborach na członka zarządu, ponieważ nie dopełnił formalności i nie przysłał zgłoszenia w odpowiednim trybie.

Najnowsze

Anglia

Antyrekord Wolverhampton. „Chcemy być zapamiętani jako tchórze?”

Braian Wilma
0
Antyrekord Wolverhampton. „Chcemy być zapamiętani jako tchórze?”
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama