Wrzutka do Bońka: Przypominamy najdłuższy wywiad z nowym prezesem (część II)

redakcja

Autor:redakcja

27 października 2012, 00:06 • 3 min czytania

W lutym tego roku rozpoczęliśmy cykl „Wrzutka do Bońka”, który – nie mamy co do tego najmniejszych wątpliwości – okazał się w sumie najdłuższym, niekończącym się przez blisko pół roku wywiadem z nowym prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej. Dzień wyborczej gorączki zdaje nam się całkiem dobrą okazją, by ten cykl nieco odkurzyć. Zobaczcie, jak nowy prezes odpowiadał na pytania czytelników Weszło. Począwszy od tych najbardziej oderwanych od rzeczywistości – o wąsy, czy ulubioną pizzę – a na sprawach fundamentalnych, dotyczących również działania PZPN-u, kończąc. Pytania zadawaliście po kolei, jedno po drugim – od lutego aż do Euro. Przed wami jakieś 135 tysięcy znaków tekstu Powodzenia!
Poniżej część druga waszych pytań:

Wrzutka do Bońka: Przypominamy najdłuższy wywiad z nowym prezesem (część II)
Reklama

Dominik Machniewicz: Przypomniała mi się Pańska wypowiedź po MŚ w Meksyku, zdaje się, że brzmiała ona „cieszcie się z tego co jest bo takiej reprezentacji nie będziecie mieli przez najbliższe 20 lat”. Potem, gdy nastąpiły lata „posuchy” został Pan okrzyknięty prorokiem, ukute zostało nawet sformułowanie „klątwa Bońka”. Pytanie: skąd wówczas miał Pan tę pewność, co takiego zaważyło na tym, że zdecydował się Pan na TAKIE słowa? A może było to spontanicznie rzucone zdanie pod wpływem impulsu – rodzaj odpowiedzi na falę krytyki, która wówczas spadła na ówczesną reprezentację?
– Na pewno nie była to żadna klątwa. W 1986 roku odchodzili z reprezentacji pewni ludzie, którzy troszczyli się o nią, nadawali jej pewien rys klubowy. Było wiadomo, kto stoi na bramce, kto gra w obronie – i tak dalej. Do głosu zaczynała dochodzić młodzież, dobra, uzdolniona, ale jednak widać było, że ciężko będzie nad tą młodzieżą zapanować. Nie sądziłem jednak, że skala kryzysu będzie aż tak wielka. Przecież od drugiej połowy lat 80. Polska miała świetnych zawodników – że wymienię tylko Wdowczyka, Kubickiego, Prusika, Tarasiewicza, Urbana, Ziobera, Dziekanowskiego, potem Koseckiego, Kowalczyka… Spodziewałem się problemów, ale nie aż takich, sądziłem, że nie damy się dogonić takim krajom jak Dania, Finlandia czy Cypr. Przecież kiedyś z taką Danią czy Finlandią to w ogóle nie były mecze, tylko spacerki. A później…

Problem polegał na tym, że tą reprezentacją nie miał kto zarządzać, wszystko coraz bardziej opierało się o bar, a nie o boisko i ciężką pracę. Po meczu z Irlandią, za trenera فazarka, powiedziałem mu grzecznie: – Dziękuję, do widzenia, to już mi nie sprawia przyjemności. Bo wtedy to do kolacji jak wziąłem kawę to zostałem sam:) Oczywiście, nie ma nic złego w tym, żeby się pobawić, ale chodzi o to, żeby najpierw przypilnować boisko, sprawić, żeby tam wszystko funkcjonowało, a dopiero potem organizować czas wolny.

Reklama

Roman Sobieszczański-Pasztęski: Po spotkaniu Polska – ZSRR na mistrzostwach świata w Hiszpanii wymienił się Pan koszulką z jednym z piłkarzy radzieckich. Chwilę później w tej koszulce wystąpił Pan w pomeczowym studiu Telewizji Polskiej. Wtedy w Polsce trwał stan wojenny. Abstrahując od faktu, że nie powinno się mieszać sportu do polityki, czy słyszał Pan później głosy dezaprobaty z tego powodu?
– Nie, nikt mi niczego nie powiedział. Dla mnie sport to sport, nie lubię jakichkolwiek innych sprzężeń. Wymieniłem się koszulką z Sergiejem Baltachą i od razu poszedłem do telewizji, zdążyłem tylko założyć klapki. Miałem satysfakcję, że jestem w posiadaniu „łupu”, czyli mam koszulkę drużyny, którą sprowadziliśmy do parteru.

Kibic17: Zawodnikiem, któremu Edward Kudybiński (ppłk, esbek zabezpieczający operacyjnie pobyt polskiej ekipy w Meksyku – przyp. własny) poświęcił najwięcej miejsca, był Zbigniew Boniek. Jak pisał jego postawa miała >>negatywny wpływ zarówno na atmosferę wśród zawodników, jak i zapewne na osiągnięty ostateczny rezultat<<. Oficer SB zarzucał napastnikowi >>ustawienie<< trenera, >>zarówno co do treningów, meczów sparingowych i składu drużyny<< oraz poufne rozmowy z przedstawicielami Adidasa, w wyniku których miał otrzymać ok. 30 tys. marek niemieckich za występowanie na mundialu w butach tej firmy, mimo że w klubie grał w obuwiu Pumy. Boniek zawiódł też podpułkownika tym, że zamiast być liderem drużyny, wykazywał >>całkowity brak zaangażowania w walce sportowej<<. Według Kudybińskiego "w obawie przed bójką z kolegami z Guadalajary poleciał prosto do Włoch." Jak odniesie się Pan do fragmentów raportów znalezionych w archiwach tajnych służb PRL dotyczących m.in. Pańskiej osoby? Czy jako piłkarze reprezentacji zdawaliście sobie sprawę z obecności "tajnych" agentów w sztabie kadry? Czy w czasie pobytu w Meksyku miał Pan styczność z ppłk Kudybińskim i czy wiedział Pan czym on się zajmuje? I kto właściwie prowadził reprezentację w Meksyku? Piechniczek czy Boniek? 😉
– Reprezentację na pewno prowadził trener Piechniczek, a ja służyłem mu pomocnym głosem, jeśli tego oczekiwał. Co do pułkownika – już przy wylocie z Polski wiedzieliśmy kim jest i w jakim celu z nami leci. Podoba mi się, że w raportach tak szczegółowo oceniał aspekty sportowe, żałuje, że wtedy nie miał śmiałości, by się odezwać, bo być może z jego pomocą poszłoby nam lepiej:)

Oczywiście, cały czas się z niego śmialiśmy, jak to się mówi – darliśmy łacha. Osobiście miałem do niego stosunek taki raczej studencki, czyli olewczy.

Jeśli chodzi o Adidasa – miał rację. Przedstawiciel tej firmy zgłosił się, bym grał w obuwiu tej firmy. Powiedziałem: – Przepraszam, jestem zawodowym piłkarzem, jak chcecie, żebym grał w waszych butach to musicie mi za to zapłacić. Wziąłem pieniądze i podzieliłem się z resztą drużyny, na koniec jeszcze zapłaciłem 10 000 marek za telefon, bo wszyscy chętnie dzwonili do kraju, ale zapłacić rachunku nie było komu.

(zgubiliśmy gdzieś autora): Premier po aferze „orzełkowej” powiedział, że skład PZPN’u w najbliższym czasie może się mocno zmienić. Mija kilka miesięcy a rewolucji (której notabene i tak się pewnie nikt nie spodziewał ) nie widać. Premier czeka na zakończenie Euro, czy były to tylko mocne słowa, które miały podkreślić sprzeciw rządu wobec takiego stanu rzeczy, czy zapowiedź czegoś „mocnego”? Czy nie myśli Pan, że w Polsce wszyscy przyzwyczaili się do tego, że działacze się nagrywają, składają sobie szemrane propozycje, pożyczają/wręczają (*niepotrzebne skreślić) koperty i chowają je w swoim sejfie na 90 dni i nawet rząd nie wie jak się za to wszystko zabrać? Czy to nie właśnie na taki sygnał czekaliśmy jak Euro w Polsce i na Ukrainie, aby coś (wszystko?) w tym naszym PZPN-nie zmienić?
– Zgadzam się, że zapowiedzi były bujne, ale wydaje mi się, że rząd może w Polsce dużo, ale rząd nie może rozwalać demokratycznych struktur. Jest źle, bo zarząd PZPN nie wykorzystał okresu Euro 2012 do promocji piłki, do zmiany jej wizerunku i do wyprowadzenia tej dyscypliny na prostą, ale o roszadach w związku nie będą decydowali politycy, bo nie jesteśmy przecież Białorusią. Oczywiście, najlepiej gdyby odpowiedni ludzie zajmowali odpowiednie stanowiska i gdyby skończyła się ta przypadkowość ról. Nawet lubiana i szanowana przeze mnie pani minister Mucha jeśli zostaje ministrem sportu i na dzień dobry mówi, że nie zna się na sporcie to znaczy, że taka przypadkowość ról istnieje i rozchodzi się na niższe szczeble drabiny.

Maciej: Czy na zjazdach i pozjazdowych imprezach PZPN 'u trafiają się „zalani w trupa”? Ilu z nich i kto notorycznie kończy w ten sposób?
– Haha, to jest trudne pytanie. Odpowiem tak – czytałem książkę Andrzeja Iwana, bardzo mi się podobała, ale opowiada w niej głównie o faktach sprzed 20 lat, więc nikt nie poczuje się śmiertelnie obrażony. W związku z tym proponuję, że odpowiem na to pytanie właśnie za 20 lat.

Zastepcze: Panie Zbigniewie, chciałem się zapytać czy we włoskich mediach pisze się coś o tym, co słychać teraz u Roberto Baggio? Dawno nic o nim nie czytałem, nie wiem czy zajmuje się w ogóle piłką, czy pojawia się na meczach w ogóle jako widz? I jak Pan myśli, czy Baggio byłby w stanie grać tak w piłkę również dzisiaj, przy większym pressingu, większym skracaniu pola niż miało to miejsce 15-20 lat temu? Czy widzi Pan kogoś z taką fantazją i wolnością w grze w dzisiejszej Seria A?
– Mówienie o tym, czy jakiś piłkarzy mógłby grać lepiej lub gorzej w innych czasach jest bez sensu. Co by było, gdyby Messiego przesunąć o 20 lat w tył? Może strzelałby jeszcze więcej goli, a może w ogóle nie odnalazłby się przy kryciu indywidualnym, bo trafiłby na swojego Goikoetxeę, który połamałby mu nogi, tak jak połamał Maradonie. Nie wiadomo. Każda epoka ma swoich bohaterów. Co do Roberto – jest on trochę na uboczu, chociaż nie w stu procentach. Pracuje dla włoskiej federacji, pomaga w szkoleniu młodych trenerów.

Tomek Kurkowski: czy mogłby pan, raz na zawsze, rozwiać wątpliwości w sprawie tragicznego w skutkach finału Pucharu Europy z 1985 roku (w którym przypomnę zginęło 39 osób), rozegranego na stadionie Heysel w Brukseli, między Juventusem z panem w składzie a Liverpoolem. Czy wy, jako piłkarze, wiedzieliście o rozmiarach tragedii jeszcze przed meczem, czy mimo wszystko, nie do końca zdawaliście sobie sprawę z powagi całej sytuacji? Zdaje się ze pan, jak i Michel Platini macie nieco odmienne spojrzenie na te kwestie. W przeszłości wspominał pan, że na 99.9 proc. wiedzieliście co się stało, z kolei Platini twierdzi, ze o wszystkim dowiedzieliście się następnego dnia z gazet. No wiec jak to było naprawdę?
– Do meczu z Heysel wracam z wielkim bólem, nie lubię się na ten temat wypowiadać. Mogę jednak pana Tomka poinformować, że my – piłkarze Juventusu – tego meczu grać nie chcieliśmy. Może nie zdawaliśmy sobie sprawy, ile dokładnie osób zginęło na stadionie, ale wiedzieliśmy na sto procent, że są ofiary wśród ludzi, atmosfera przypominała raczej tę z obozu koncentracyjnego, a nie ze stadionu piłkarskiego. Niestety, zostaliśmy zmuszeni do grania, taka była decyzja policji i wojska. Uznano, że to jedyna możliwość, by sprowadzić siły NATO w celu zabezpieczenia wyjścia kibiców z obiektu. Po prostu należało ludzi czymś zająć.

Owczar: Słynął Pan z mocnej psychiki. Mnie od dawna zadziwia psychika jako wpływ na grę i zachowanie piłkarzy. Dlaczego taki piłkarz jak Radosław Sobolewski po wywalczeniu historycznego awansu do Euro 2008, kończy z kadrą?! Podobno silny psychicznie. Czyżby tzw. „kupa w majtkach?”. Ciekawi mnie Pana zdanie.
– Radosław Sobolewski to piłkarz, którego bardzo szanuję i lubię, uważam, że swoją powagą i profesjonalizmem wyróżnia się na plus od średniej krajowej. Sam byłem jego decyzją o rezygnacji z gry w kadrze bardzo zaskoczony i czekałem, aż całą tę sprawę szczerze wytłumaczy. I tak czekam do dziś, bo prawdziwych przyczyn nie znam. Widocznie jednak tak przyczyna musi być poważna, nie sądzę, byśmy mówili o zwykłej fanaberii.

Wisnia_90: Czy nie uważa pan, że Euro 2012 zostało Polakom w mniejszy bądź większy sposób zepsute już na starcie, gdy okazało się że to TVP będzie je realizowała? Moim zdaniem Polsat zrobiłby to o niebo lepiej. Pamiętam Euro 2008 które było zrobione bardzo dobrze. Od reportaży z treningów aż po same mecze. W TVP słabe jest wszystko komentatorzy, większość ekspertów oraz dziennikarze, którzy wchodzą w d*** Smudzie, Lacie i im podobnym. Mam nadzieje, że mimo iż będzie pan jednym z ekspertów obok takich fachowców jak Rafał Ulatowski, to odpowie szczerze.
– Odpowiem szczerze i bez bawienia się w politykę – też jestem przekonany, że telewizja prywatna ma trzy razy większe możliwości, by zrobić program dwa razy lepszy. Zgadzam się też, że jakość komentatorów w Polsacie jest wyższa. Co do tamtych mistrzostw z 2008 roku to musiałem trzymać w ryzach młodych-gniewnych – Hajtę, Świerczewskiego, Kowalczyka i innych. Czasami wytrzymanie ich tempa przy wieczornym grillu nie było zadaniem łatwym, ale wprowadziłem jedną święta zasadę – bez względu na to, jak długo będzie ten grill trwał, o 9. rano wszyscy muszą być gotowi do porannych zajęć: tenisa, siatkonogi, piłki…

Gianni3: – Panie Zbyszku, jako młody chłopak byłem zakochany w AS Romie, o której obliczu decydował Pan wówczas razem z Giuseppe Gianninim. Chciałbym zapytać, jak ocenia Pan przebieg kariery tego piłkarza, czy nie uważa Pan, że mógł on osiągnąć znacznie więcej? Czy podziela Pan pogląd wyrażany przez wielu, że Giannini popełnił błąd nie odchodząc w odpowiednim momencie do zainteresowanych jego pozyskaniem wielkiego Milanu, Juventusu czy Interu, lecz będąc wiernym Romie przez kilkanaście sezonów? Czy odstawienie go przez Arrigo Sacchiego od reprezentacji Italii w 1991 roku, było słusznym posunięciem? Jakim człowiekiem był Giannini poza boiskiem, przyjaźniliście się, macie ze sobą jeszcze jakikolwiek kontakt? Pozdrawiam serdecznie!
– Oczywiście znamy się z Giuseppe, zaczął grać w Romie jeszcze przed moim transferem, ale później na dobrą sprawę ja pomagałem mu wejść do drużyny na dobre. Był to bardzo utalentowany zawodnik, zrobił świetną karierę. A że nie odszedł – w tamtych czasach to nie było tak, że Milan, Inter czy Juventus płacił lepiej od Romy, wręcz przeciwnie. Opłacano się grać w Romie, a mówiąc inaczej – nie opłacało się z niej odchodzić. Zdaje mi się, że Giannini nigdy nie rozważał odejścia, czuł się częścią Romy, urodził się w Rzymie… Teraz Giuseppe czasami bawi się w trenerkę, czasami w komentatora, gdzieś tam się pojawia i nie daje o sobie zapomnieć. Co do sytuacji w reprezentacji Włoch to niestety nie znam szczegółów, nie znam motywów, ale zapewne Sacchi chciał zbudować swój autorski zespół, nastawiony na sukces w 1994 roku. Zdobył wicemistrzostwo, więc trudno mieć do niego pretensje…

James: Oglądałem ostatnio Cafe Futbol, w którym był pan gościem. Była rozmowa o Legii, konkretniej o sprzedaży w zimie 3 kluczowych piłkarzy. Zaczął pan mówić dlaczego ich sprzedali o strukturze panującej w ITI. Niestety pan Borek przerwał panu wypowiedź i zmienił temat. Bardzo mnie ta sprawa interesuję bo sam nie mogę odżałować dlaczego został sprzedany Rybus i klub strzelił sobie w stopę. Czy mógłby pan dokończyć tą wypowiedź?
– Wydaje mi się, że nie powiedziałem niczego odkrywczego. Wiadomo, że klub musi się w pewnym stopniu samofinansować. ITI przez lata przekazywało Legii pieniądze nie poprzez zwiększanie kapitału, ale poprzez pożyczki. Jeśli prawdą jest, a mówi się o tym głośno, że rodzina jednego ze zmarłych współzałożycieli ITI chciałaby sprzedać swoje udziały we wszystkich spółkach to logicznym jest, że także klub musi racjonalizować swoje finanse. Legia wydaje się być prowadzona w ten sposób, by w maksymalnym stopniu zaczęła być samowystarczalna. Trochę żałuję, że takie zmiany następują, bo mówiłem już wiele razy, że moim zdaniem ten klub ma olbrzymi potencjał i może stać się za jakiś czas dużą europejską marką.

Adam: W ostatnią niedzielę był Pan gościem w Cafe Futbol i w Lidze+ Extra. W poniedziałek brał Pan udział w Wielkiej Maturze Polaków w TVP. Chyba każdy chce skorzystać na obecności znanego piłkarza. Zastanawiam się dlaczego nie przyszedł Pan nigdy do programu Kuby Wojewódzkiego (bo zakładam, że zapraszał)?
– Bardzo rzadko chodzę do telewizji, tylko czasami jak przylecę do Polski to „hurtem” przyjmę kilka zaproszeń i wtedy wydaje się wszystkim, że tylko chodzę od studia do studia. Co do Kuby Wojewódzkiego to nie wydaje mi się, żeby mnie kiedyś zapraszał.

krzysiekzip: Kilka dni temu ukazała się informacja, że PZPN zastanawia się nad zakazem korzystania z portali społecznościowych dla piłkarzy podczas Euro. Jaki jest Pana stosunek do takiego pomysłu? Czy to jest kolejny urojony pomysł PZPN czy może jednak to jest normalne i potrzebne do koncentracji przed meczem?
– Rzeczywiście, jeśli po każdym treningu ktoś zacznie się uzewnętrzniać, przekazywać swoje spostrzeżenia na temat zajęć, posiłku, kolegów, to może to różnie wpływać na atmosferę w grupie, każdy pewne sprawy odbiera inaczej. Moim zdaniem zamknięcie się na 20 dni jest trzy razy lepsze niż nadmierna komunikacja z całym światem. Wydaje mi się jednak, że odgórnie nie ma sensu nakładać blokad, należałoby raczej poprosić zawodników o zdrowy rozsądek. Jeśli zawodnicy szanują swojego trenera czy prezesa to taką prośbę zrozumieją i zaakceptują.

Marian_JKS: Panie Zbyszku jest Pan osobą poważaną i szanowaną nie tylko w Polsce, ale i na świecie stąd moje pytanie, co skłoniło Pana do współpracy z Weszło? Czy traktuję pan ten portal jako możliwość wypowiedzenia się, czy może jednak bardziej utożsamia się Pan z portalem? Wszak Weszło to bardzo „kontrowersyjny” portal:) Serdecznie pozdrawiam.
– Czy Weszło jest kontrowersyjne? Niektórzy tak twierdzą, a ja się pytam: dlaczego? Moim zdaniem Weszło opisuje to, co się faktycznie dzieje, bez przesadnego słodzenia, wszyscy są traktowani równo. Powiedziałbym tak – Weszło mówi to, co inni by chcieli powiedzieć, ale się boją albo nie mogą, ze względu na różnego rodzaju uwarunkowania. Poza tym, każdy w życiu porusza się po takich ścieżkach, jakie mu pasują. Gdyby mi Weszło nie pasowało, to by mnie na Weszło nie było. A że są mocne słowa – kogo one w dzisiejszych czasach dziwią? Oczywiście możecie mnie też spotkać na Interii, gdzie pisuję felietony.

Koniogrzmot: Czyta Pan komentarze na Weszło?
– Czasami wieczorem jak odpalę komputer i wejdę na Weszło to potem przez dwie godziny śmieję się z komentarzy. Fantazji to wam nie brakuje! Podszywanki – muszę przyznać – ciągle mnie trochę bawią. Ale chyba też po to jest ten portal – żeby o poważnych sprawach mówić na wesoło i żeby czasami się pośmiać.

Maciek Winiarski: Jak to możliwe, że przy tym tak bardzo osławionym Milan Lab, szczegółowym monitoringu organizmu, najlepszym żywieniu oraz opiece lekarskiej na najwyższym poziomie w Milanie cały sezon zmagają się z tak rozległą plagą kontuzji? I dotyczy to nie tylko zawodników wiekowych jak Inzaghi czy Nesta, ale także tych znacznie młodszych.
– Bo to jest pic na wodę. Jak wygrywali to był Milan Lab, a jak przegrywają, jak Milan stoi, to nagle nikt o tym laboratorium nie mówi. Pic na wodę. Piłka nożna jest grą dość prostą. Jeśli biegasz więcej od przeciwnika to masz większą szansę na zwycięstwo. Można dorabiać do tego teorię, ale to przerost formy nad treścią.

فukasz Sopek: Panie Zbigniewie, co Pan sądzi o Ludovicu Obraniaku? Osobiście uważam, że to najsłabszy punkt naszego wyjściowego składu na EURO. Co prawda dobrze wykonuje stałe fragmenty gry, potrafi nieźle uderzyć z dystansu i czasem ładnie podać, ale jego notoryczne straty, brak zaangażowania i waleczności oraz niechęć do biegania za piłką bardzo mocno mnie irytują.
– Obraniak pod względem technicznym jest na pewno piłkarzem, który w tej kadrze może istnieć. Jednak moje zdanie znacie – chciałbym w reprezentacji Polaków z krwi i kości, a jeśli już mają grać w niej zawodnicy z zewnątrz to wolałbym, aby byli to tacy, którzy stanowią wartość dodatkową. Ł»aden z zawodników naturalizowanych czy „odzyskanych” nie nadaje naszej kadrze tonu. Aktualnie siła tej drużyny tkwi w zawodnikach, którzy urodzili się i wychowali w Polsce… Obraniak skupia się na tym, co podoba się dziennikarzom i kibicom, umie wykonać stały fragment gry, jednak nie jest to tytan pracy. Poza tym bezwzględnie jest to piłkarz, który musi regularnie grać, aby być w formie. Kiedy miał problemy w klubie był cieniem samego siebie.

Felipe: Zastanawia mnie jak to jest, że w latach 70. czy 80. piłkarze pili na umór, kopcili jak lokomotywy, połowa ligi to byli hazardziści (pomijam handel meczami, który był na porządku dziennym), a jednak mieliśmy takich graczy pełną gębą, znaczyliśmy coś na arenie międzynarodowej, mieliśmy gwiazdy pierwszego sortu. A teraz piłkarze, którzy są profesjonalistami, nie palą, nie chleją (bo że piją to każdy wie), jak ktoś jest hazardzistą to od razu jest napiętnowany, są tak żenujący. Może Pan ma jakąś koncepcję?
– Rzeczywiście, trzeba byłoby napisać na ten temat jakąś pracę naukową. Wydaje mi się, że podstawowa różnica polegała na tym, że my byliśmy naturalnie wychowani na boiskach. Na graniu w piłkę spędzaliśmy po osiem czy dziewięć godzin dziennie i dopiero po wszystkich meczach dom na dom, ulica na ulicę, dzielnica na dzielnicę – dopiero wtedy szliśmy na trening do klubu. Teraz dzieci są dowożone przez rodziców samochodami, a mamy mówią do synów: – Wracajmy do domu, bo jesteś spocony… Od takich podstawowych spraw wszystko się zaczyna. Pokolenie sprzed kilkudziesięciu lat było po prostu bardziej zahartowane. Znałem kilku takich zawodników, o których można byłoby opowiadać legendy, ale nikt się nie martwił, że nie będą w stanie wyjść na boisko i że będzie im przeszkadzało… słońce.

Mateusz Najbor: Pierwsze pytanie, Andrzej Iwan w swojej autobiografii „Spalony” opisuje bujne życie poza boiskowe zawodników Wisły Kraków, atmosferę panującą w szatni. Jak Pan jako piłkarz grający w podobnym okresie opisał by atmosferę szatni w Widzewie, czy było podobnie jak u „krakusów”, czy zdarzały się różnego rodzaju wybryki alkoholowe jak to opisał Andrzej Iwan, czy też było zdecydowanie spokojniej. Drugie pytanie, gdyby trafił Pan do Białej Gwiazdy, czy odnalazł by się Pan w towarzystwie wiślaków w ówczesnych czasach, i jak Pan myśli jaki wpływ mogli by mieć wiślacy na Pana karierę, czy potoczyła by się ona podobnie, czy też wpadł by Pan w tzw. złe towarzystwo i „popłynął” ?
– O Widzewie mówiło się wtedy, że ma swój charakter. Widzewski charakter. Za tym hasłem kryło się wiele, ale między innymi to, że zawsze byliśmy zmotywowani, zmobilizowani do gry i nawet jak mieliśmy swoje wewnętrzne problemy to nie rzutowały one na dyspozycję. Jeżeli natomiast mówimy o Wiśle to po przeczytaniu książki sam zapytałem Andrzeja: – Jak to było, że wy ciągle byliście pijani, a tak trudno było z wami wygrać? Bo Wisła była wtedy nie mocna, tylko przemocna i jak się jechało do Krakowa to było wiadomo, że będą problemy. A gdybym ja trafił do tego zespołu? Prędzej ja bym namówił innych, żeby prowadzili się lepiej niż oni namówiliby mnie, żebym zmienił swoje obyczaje – bo mnie w ogóle ciężko było zmienić.

Maciej wasyl: Grał Pan we Włoszech, gdzie panuje cieplejszy klimat niż w Polsce. Czy tam piłkarze też narzekają na warunki atmosferyczne?
– Nie, bo we Włoszech są piłkarze. A jak ktoś narzeka na to, że jest ciepło, to jest kopaczem, a nie piłkarzem. W Polsce drużyny przygotowują się przez 2-3 miesiące do rozegrania wiosną trzynastu meczów, a przecież trzeba jeszcze odliczyć każdemu piłkarzowi te spotkania, w których pauzuje – pewnie średnio ze dwa. To jest tak mała dawka, że jakiekolwiek gadanie o trudnych warunkach jest po prostu śmieszne. We Włoszech przez sześć lat rozgrywałem wszystkie mecze o 15.00. I gwarantuję, że bywało gorąco. Ale co z tego? Jak ktoś jest sportowcem to gra, sport zawodowy polega na tym, że gra się nie wtedy, kiedy jest najprzyjemniej, tylko wtedy, kiedy trzeba. Nie widzę nic nadzwyczajnego w graniu w upale. Ci zawodnicy, którzy ostatnio się skarżyli na wysokie temperatury w Polsce, prawdopodobnie we Włoszech mieliby problem z zaliczeniem rozgrzewki.

Ronnie84: Panie Zbigniewie. Dużo się teraz mówi o Robercie Lewandowskim. Jest to zawodnik dobry, ale jak Pan myśli czy miałby jakiekolwiek szanse na zakontraktowanie przez Real Madryt? W końcu Mourinho często korzysta z usług graczy z Bundesligi (Ozil, Khedira, Sahin).
– Ł»yczę Robertowi z całego serca, żeby mógł spróbować się w drużynie z Top10. Borussia jest mocna, ale to jednak europejska niższa półka. Kiedy mówimy o Top10 to mamy na myśli Barcelonę, Real, Manchester United, Milan, Chelsea, Juventus, Bayern, Inter czy Arsenal, bo te drużyny pracowały długo na swoją pozycję. Wydaje mi się jednak, że Lewandowski nie musi wykonywać pochopnych ruchów, nie musi się spieszyć, rozwija się znakomicie, nie ma sensu, by zmieniał klub na siłę. Mnie udało się zrobić karierę, mimo że wyjechałem z Polski w wieku 26 lat. Robert ma czas.

Carlos Bocanegra: Podobno pan i Stefan Majewski to przyjaciele i co pan, panie Zbyszku, o nim sądzi jako trenerze. Zwłaszcza, że Stefan chciał po panu przejąć reprezentację, co mu się nie udało.
– O Stefanie jako o człowieku mogę mówić tylko i wyłącznie dobrze, to fantastyczny, wspaniały człowiek, pomógłby każdemu. Jako trener przyjął taką metodę, jaką przyjął, coś w stylu niemieckiej kindersztuby, co przy – za przeproszeniem – pizdowatych charakterach polskich piłkarzy nie zawsze się sprawdza. Wydaje mi się, że w drużynach Stefana czasami jest za mało uśmiechu, za mało przyjaźni. Ale Stefan… Stefan jest fantastyczny.

Bez piątej klepki: Kiedy grał pan w lidze włoskiej, podobno dziennikarze z Polski dzwonili do pana po wyniki właśnie zakończonej kolejki. Zrobił pan kogoś kiedyś w balona?
– I to wiele razy! Faktycznie, dzwoniono do mnie często. Grałem finał czy półfinał europejskiego pucharu, wygrywamy, a dziennikarz dzwoni do mnie i pyta, jaki był wynik. Był taki jeden z Warszawy, cichy, przyczajony. Dzwonił o mnie o północy i mówił: – Dzień dobry panie Zbyszku, czy mecz już się skończył? Ja mówiłem: – Oczywiście, że się skończył, skoro się zaczął dziewięć godzin temu. Teraz to ja już śpię… I podawałem mu wynik, czasami nie do końca prawdziwy:) Ale to było sympatyczne.

Wojciech Ćwiklik: Co pan powie o pojedynku Widzewa فódz z Lechią Gdańsk jest pan dumny jako człowiek działający w piłce, będący blisko niej, że zamiast tego meczu nie poleciał w telewizji mecz np. 4 ligi małopolskiej?
– Mecz Widzewa z Lechią wyłączyłem po pięciu minutach, rzuciłem okiem na murawę i na to, jak grają drużyny i uznałem, że są ciekawsze sposoby na spędzenie weekendu. Jednak spokojnie, ta liga jest jaka jest. Widzew przegrywa z Lechią, Lechia wygrywa potem z Legią, a Widzew wygrywa w Kielcach. To jeden wielki przypadek. Piłkarze mogą grać i grać, ale na sam koniec wygra ten, który miał szczęście, a przegra ten, który miał pecha. W Polsce hazardziści nie muszą chodzić do kasyn, bo największą ruletką to jest polska liga. Trzy czy cztery odcinki temu powiedziałem, że mistrz Polski w tym sezonie zdobędzie tak mało punktów, że jest to po prostu żenujące. I niestety – ten scenariusz się potwierdza. Jest bardzo możliwe, że mistrzem zostanie Śląsk Wrocław, o którym ja od ekspertów przez całą wiosnę nie usłyszałem ani jednego pozytywnego zdania. Ani jednego!

Legionista: Czy mógłby pan podsumować pracę Macieja Skorży w Legii?
– Uważam, że Legia ma wielki potencjał organizacyjno-menedżerski, ale sportowo to powinna być ze trzy razy lepsza. Oczywiście, końcówki tego sezonu – jak i całego poprzedniego – nie można oceniać pozytywnie, na dziś dorobek Skorży nie jest dobry, natomiast ja mam o nim jak najlepsze zdanie. Musimy skończyć z myśleniem, że siłą lub słabością drużyn są trenerzy. Jeśli trener nie przyjdzie na stadion to mecz i tak się odbędzie, ale jak nie przyjdą piłkarze – to już nie. Trener jest potrzebny w tygodniu, ale w dniu meczu większy wpływ na wynik mają piłkarze i kibice. U nas trwa ocenianie trenerów na podstawie tego, czy bramkarz puścił babola, czy napastnik trafił w bramkę… To bardzo płytkie. Co do Skorży to jestem ciekaw, co wydarzy się teraz. Jakiś czas temu czytałem, że Legia przedłużyła z nim kontrakt i że zniknęła klauzula mówiąca o konieczności zdobycia mistrzostwa Polski. Jeśli na fali entuzjazmu, myśląc, że tytuł już jest przyklepany, działacze rzeczywiście popełnili taki błąd – to było to z ich strony bardzo nierozważne. Gdyby powiedzieli „Maciek, musimy wpisać punkt mówiący, że jeśli jakimś cudem nie
zdobędziemy mistrzostwa to mamy prawo rozwiązać umowę” – wtedy Skorża na pewno by się zgodził.

Bartek: Kiedy ostatnio przeglądałem portal weszlo.com, moją uwagę zwróciło zdjęcie jednego z zawodników ekstraklasy. Dokładniej obrońcy Cracovii Bojana Puzigaca. Co myśli pan o siłowym przygotowaniu zawodników polskiej ligi? Zawsze uważałem ,że co jak co ale obrońca powinien się tu troszkę lepiej prezentować.
– Widziałem to zdjęcie i pomyślałem, że gdyby zasłonić temu człowiekowi twarz i w teleturnieju „Milionerzy” zadać pytanie za milion, jaki zawód wykonuje osoba przedstawiona na zdjęciu, to nikt by nie powiedział, że to sportowiec. Nawet nie listonosz, bo listonosz musi trochę mięśni mieć, żeby te listy dźwigać. Nie wiem – kierowca autobusu, kontroler biletów, sprzedawca gofrów?

Przemo: Bardzo często, przy okazji przewidywania ostatecznych wyników w sezonie ligowym, mówi się o „korzystnym” lub „niekorzystnym” terminarzu. Czy uważa Pan, że ma jakiekolwiek znaczenie fakt, czy np. ze słabym (lub dobrym) przeciwnikiem zagra się pod koniec sezonu, czy środku lub na początku? Przecież jeśli drużyna jest dobra, to będzie wygrywać bez względu na mityczny terminarz.
– Jak napisałoby Weszło – pic na wodę i fotomontaż. Trzeba grać ze wszystkimi i na dobrą sprawę nigdy nie wiadomo, kto kiedy będzie niebezpieczny. Spójrzmy na Niemcy. Bayern gra z Mainz i ludzie w Mainz mogliby się martwić, że w samej końcówce czeka ich podróż do Monachium. Tymczasem kilka dni wcześniej Bawarczycy przegrali z Borussią i odpuścili ligę, a skupili się na półfinale Ligi Mistrzów… Najpierw pisało się o Śląsku, że ma dobry terminarz. I jak miał dobry to przegrał wszystkie mecze. Potem dobry terminarz miała Legia – i nie mogła wygrać. Tam gdzie nie ma sportu, tam się mówi o jakichś pobocznych sprawach…

Kompas: Jest sporo rozbieżnych zdań, czy Pep Guardiola wykonał w Barcelonie wielką pracę, czy tylko zrobił to, co by zrobił każdy trener, bo dostał samograj. Co pan uważa?
– Dla mnie Guardiola jako trener Barcelony był wyjątkowy, znakomity, wspaniale prowadził zespół, nie wyskakiwał przed orkiestrę, kiedy to nie było potrzebne. Moim zdaniem ma wielkie zasługi w prowadzeniu zespołu i w tym, że ten zespół wygrał aż tyle trofeów. Natomiast wiadomo, że ostatecznie – w każdej drużynie – o końcowym sukcesie decydują piłkarze… Jego odejście wynikało z przesilenia, przeciążenia, w ogóle mu się nie dziwię i wydaje mi się, że inteligencja Guardioli polegała na tym, że wolał odejść wcześniej niż prowadzić zespół o rok za długo.

A jeszcze co do argumentów, że łatwo się prowadzi taki zespół jak Barcelona… Nie ma takich drużyn, które wygrywają same. Wręcz przeciwnie – panować nad sukcesem jest trudniej niż nad porażką. Co po trochu widzimy w Polsce, gdzie Stilić albo Śląsk śpiewają coś o Legii…

Redakcja: – Jakie jest pańskie zdanie na ten temat?
– Kompletna głupota, idiotyzm i pokazanie, że zawód piłkarza wykonują młodzi ludzie, którzy nie do końca wiedzą, o co w życiu chodzi. Dostali od Boga trochę daru do kopania piłki, chociaż nie za dużo, ale nie potrafią z niego należycie korzystać. Kiedy grałem w Widzewie to naszymi największymi rywalami był فKS i Legia. Na boisku to była walka na śmierć i życie, ale kiedy studiowałem w warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego to trenowałem… z Legią.

W głowie mi się nie mieści, że piłkarz może w takim tonie wyrazić się o przeciwniku. Najbardziej zawiodłem się na Mili, bo uważałem go za człowieka, który inteligencją wyrasta ponad ligę, a okazało się, że to tylko było złudzenie. Szkoda… Takie przyśpiewki to temat dla kibiców, oni mogą naśmiewać się z innych klubów, ale zawodnikom to nie przystoi.

Nielatający Holender: Panie Zbigniewie, jak zapatruje się Pan na kwestie własnościowe klubów, nie tylko tych największych – czy obecnie jest szansa przetrwać w czołówce bez właściciela, który jest szejkiem, oligarchą czy amerykańskim potentatem? Na przykładzie angielskiej Premier League możemy zauważyć, że większość klubów, jeśli nie wszystkie, ma takiego „mecenasa”, a różnica polega głównie na hojności właściciela. Jak widzi Pan przyszłość klubów, np. w sytuacji, gdy przykładowemu szejkowi znudzi się posiadanie klubu piłkarskiego? Czy przyszłością są inicjatywy kibiców, jak np. manchesterski FC United?
– Inicjatywa FC United nie jest mi specjalnie znana, ale uważam, że takie całkowite rządy kibiców na dłuższą metę nie są niczym dobrym. Oczywiście, Barcelona funkcjonuje trochę jako takie „przedsiębiorstwo publiczne”, ale to trochę inna struktura. W każdym razie – w piłce albo musisz mieć wielki pomysł, albo wielkie pieniądze. Na przykład w Polsce piłka nie jest jeszcze aż taka droga, dlatego jeśli ktoś ma pomysł to może sobie poradzić.

Co się stanie, jeśli szejk się znudzi? Będzie trzeba zacisnąć pasa, zredukować wydatki, wiadomo. Klub generuje przychody i sęk w tym, by wydatki ich nie przewyższały. Jednak trzeba też pamiętać, że bogatych ludzi na świecie jest wielu i wycofanie jednego nie musi oznaczać, że nie przyjdzie inny. Ludzie bogaci często potrzebują „twarzy”, a futbol taką „twarz” im może dać.

Piter: Zibi, jak zapatrujesz się na walkę na zapleczu włoskiej ekstraklasy? Czy któraś z drużyn może być czarnym koniem w nadchodzącym sezonie Serie A? Prowadząca Pescara ma wielu uzdolnionych zawodników, ale jej skład na przyszły sezon może się znacząco zmienić, wydaje mi się, że zostając, gracze tacy jak Immobile i Insigne mają szanse zostać gwiazdami. Jak wyglądają szanse na powrót Sampdorii i ewentualnie jak zapatrują się we Włoszech na derby Genui czy to w Serie A lub B?
– We Włoszech piłka to religia i raz na piętnaście czy dwadzieścia lat zdarza się, by mniejsza drużyna, jak to się mówi – z prowincji, odegrała pierwszoplanową rolę. W przyszłym sezonie rządzić więc będzie Juventus, Inter, Milan, Roma, Lazio, Napoli czy Udinese. Pescara gra fajny futbol, tak jak wszystkie drużyny prowadzone przez Zdenka Zemana, ale jednak z takim futbolem nie zawojują Serie A. Poza tym pamiętajmy, że wymienieni przez ciebie zawodnicy są tylko wypożyczeni z mocniejszych klubów i po sezonie do nich wrócą. Trudno więc zgadywać, w jakim składzie Pescara przystąpi do rozgrywek pierwszoligowych.

Jeśli chodzi o derby Genui to już na 99 procent się wyjaśniło, że jeśli miałyby być, to tylko w Serie A. I bardzo dobrze.

Redakcja: – Skoro już padło słowo „Udinese”. Wojciech Pawłowski powinien już potrafić coś powiedzieć po włosku czy niekoniecznie?
– Włoski to łatwy język, wydaje mi się, że gdyby powiedział po włosku: „przepraszam, ale jeszcze nie mówię dobrze, wolę nie udzielać wywiadu przez telefon” to byłoby to dość normalne. Ł»yczę mu jak najlepiej, talent ma, ale do sukcesu potrzebny jest talent i ciężka praca. Wiadomo, że to nie otoczenie będzie dostosowywać się do niego, to on musi dostosować się do otoczenia, im szybciej zacznie, tym lepiej dla niego. Mam nadzieję, że nie zaniedba żadnego szczegółu.

Goki: Jak wiadomo (dość powszechnie w Polsce) w latach osiemdziesiątych wyjeżdżając na „Zachód” trzeba było podpisać lojalkę u „pana pułkownika”, że będzie się współpracowało. Chciałbym, aby się Pan do tego ustosunkował – jak wyglądało to z Pana strony?
– Ze mną takiego tematu nie było. Niczego nie podpisywałem i chyba ci wszyscy „cichociemni”, którzy jeździli za kadrą zdążyli się zorientować, że namawianie mnie na to nie ma sensu. Gdyby mój wyjazd był uzależniony od podpisu to bym nigdy nie wyjechał.

Maciej Napierała: Jaki jest Pana stosunek do finansowego motywowania drużyny grającej mecz z naszym rywalem do np. mistrzostwa czy spadku? Czy w Pana karierze (zarówno w Polsce jak i Italii) miał Pan kiedyś do czynienia z taką motywacją (zarówno w jedną jak i drugą stronę)?
– Są różne metody na wyzwolenie mobilizacji, to zależy od pomysłu, głowy, inteligencji. Jeśli przyjdzie prezes – po telefonie z innego klubu – i powie, że mecz, na którym ci specjalnie nie zależało masz potraktować śmiertelnie poważnie w zamian za dodatkową premię to może nie jest to w stu procentach idealne, ale też nie jest to nic strasznego. Z tego co słyszałem, mądre kluby robią inaczej. Prezes klubu X dzwoni do prezesa z klubu Y i mówi: – Ten piłkarz, którego mamy od ciebie kupić, to jak wygracie będzie warty dla nas nie 5 milionów euro, tylko 7 milionów euro.

Warto wspomnieć, że dzisiaj kwestia premii ma coraz mniejsze znaczenie. Zdarza się, że piłkarz zarabia rocznie 5 milionów euro, a premia za wygranie Ligi Mistrzów wynosi 300 tysięcy euro. Dostaje więc pieniądze nie za to, jak gra i co wygra, ale za to, że w ogóle jest piłkarzem. Co ciekawe, we Włoszech w ogóle nie ma premii za mecze, są tylko premie za cel. To w Polsce płaci się za wygranie pojedynczych spotkań.

Bartek A.: Panie Zbigniewie, doskonale się Pan orientuje we włoskim rynku transferowym. W związku z tym chciałbym zapytać o rzeczywistą sytuacje Bartosza Salamona (przez niektórych zwanego Salomonem). Czy we Włoszech ten zawodnik rzeczywiście uważany jest za tak wielki talent? Czy prawdą jest, że tym zawodnikiem interesują się największe kluby jak Roma, Juventus czy nawet słynna Barcelona? Czy może jednak jego menedżerem jest Pan Kucharski albo agent o podobnej strategii i wciska kit kibicom? Ciekaw jestem jaka jest sytuacja tego zawodnika i jego realne szanse na zrobienie wielkiej kariery, bo takich talentów o które „biły się” już największe kluby trochę mieliśmy (patrz np. Krychowiak), a wyszło jaka zawsze. Bardzo dziękuję za odpowiedź i serdecznie Pana pozdrawiam.
– Nie wiem, kto jest jego menedżerem, to mnie nie interesuje. Zimą był okres, kiedy o Salamonie bardzo dużo się mówiło. Zadzwoniłem wtedy do kolegi, który komentuje Serie B i powiedział mi na temat naszego rodaka same pozytywne rzeczy – że to ciekawy chłopak, że inteligentny, umie wyprowadzić piłkę, nadać akcji tempo, czuje „geometrię” boiska. Później jednak już zamieszanie wokół Salamona trochę ucichło, dzisiaj nie widzę tego nazwiska w mediach zbyt często. Ciekaw jestem, co z niego będzie, opinie zbiera dobre, ale pamiętajmy – piłkarzem nie jest się od szyi w dół, tylko od szyi w górę. Najważniejsze, co ma w głowie.

Damian Ludwicki: Jakie jest pańskie zdanie na temat Danijela Ljuboji i jego roli w sukcesach i porażkach Legii w tym sezonie? Pytam, bo w jednym z poprzednich odcinków „Wrzutki…” nazwał Pan Ljuboję zawodnikiem przecenianym (ale, rozumiem, niekoniecznie słabym), w Cafe Futbol stwierdził Pan, że jest to zawodnik inteligentny, który wie, co chce zrobić na boisku (czyli raczej pozytywnie), a na Weszło! Zostało napisane, że stoi Pan na czele byłych piłkarzy krytykujących Ljuboję (a więc tak jakby oceniał go Pan negatywnie).
– Na temat Ljuboji mam takie zdanie – jest to inteligentny facet, bo wie, jak sobie przedłużyć karierę i gdzie najłatwiej zarobić na stare lata. Dlatego właśnie przyjechał do Polski. Na pewno ze względu na umiejętności i doświadczenie odgrywa w zespole dużą rolę, ale jeśli odgrywa aż tak dużą, to musi też biegać, nadawać ton, brać odpowiedzialność, robić nie tylko to, co najłatwiejsze, ale też to co najtrudniejsze w najtrudniejszych, krytycznych momentach. On natomiast ustawia się szeroko, gra w martwej strefie, między liniami, tam gdzie jest najluźniej. Tam lubi wymienić piłkę, zagrać krótko – ale to najmniejszy problem. Wolałbym, żeby wziął odpowiedzialność za wynik, spróbował minąć obrońcę i strzelić gola… Cóż, przejął dowodzenie w drużynie, a skoro tak to za brak mistrzostwa Polski pretensje trzeba mieć głównie do niego. To on ten zespół miał pociągnąć, a moim zdaniem tego nie zrobił. Poza tym wygląda słabo fizycznie, po stracie piłka go już nie interesuje…

Dla mnie – chociaż jest indywidualnie dobry – jest też cwany, gra trochę na alibi, gra tak, by dziennikarze nie mieli do niego pretensji. Podejdzie do trzech rzutów wolnych, pokaże się. Akurat na tyle, by przedłużono z nim kontrakt. Ale tak naprawdę niewiele z tego wynika. Pewnie gdyby Legia zamiast niego miała Rudniewa to zakończyłaby ligę z dziesięciopunktową przewagą nad wicemistrzem kraju.

Lasinho: Panie Zbigniewie, co sądzi Pan u zainteresowaniu فukaszem Piszczkiem ze strony Realu Madryt? Czytając wywiad, m.in. z Jerzym Dudkiem, widać, że wielu polskich ekspertów sądzi, że Łukasz sobie poradzi, w co osobiście w ogóle nie wątpię. Jednak czy presja wytwarzana przez środowisko piłkarskie w Polsce, medialny szum, dotyczący przede wszystkim trójki z Dortmundu, nie zadziała na nich paraliżująco podczas turnieju? Jakby nie było, tylko Łukasz, i to na „pół gwizdka”, był na wielkiej imprezie reprezentacyjnej.
– Przede wszystkim od dzisiaj aż do końca sierpnia będziemy czytali, kto się kim interesuje. To jest interes dla mediów, dla menedżerów, a na koniec dnia zdecydowana większość z transferów w ogóle nie dojdzie do skutku. Podejrzewam, że na dziś transfer فukasza to przede wszystkim fakt medialny, chociaż uważam, że ten chłopak poradziłby sobie w każdym klubie na świecie. A co do presji… Jeśli coś nie wyjdzie trójce z Dortmundu to nie z powodu presji, ale dlatego, że Dortmund gra inaczej, a reprezentacja Polski inaczej. Jak mawia Mateusz Borek – presję to ma kontroler lotów na Heathrow, a nie piłkarz. Piłkarz ma adrenalinę, dreszczyk emocji. Jeśli Piszczek na Euro 2012 zagra słabo to na pewno nie z tego powodu.

Arek Piech: czy nie uważa pan, panie Zbyszku, że trener Smuda za bardzo zlekcewazył piłkarzy Ruchu i Śląska przy powołaniach?
– Szczerze muszę powiedzieć, że dla mnie nie ma w Śląsku i Ruchu piłkarzy, którzy mogliby grać w podstawowej jedenastce reprezentacji. Natomiast wiadomo, że piłkarzy dobrych trzeba umieć premiować. Gdyby Piech został powołany do szerokiej kadry to krzywda nikomu by się nie stała, a byłoby to pokazanie, że selekcjoner docenia ligowy trud. Ale to nie okres, żebyśmy zajmowali się takimi sprawami…

Pepe92: Witam, chciałbym poruszyć temat Widzewa. Jak wszystkim wiadomo w RTS-ie nie dzieje się najlepiej. Pan Cacek obiecywał wielki Widzew – który w okresie 5 lat miał grać w Lidze Mistrzów (2013/2014) – a klub obecnie stoi przed możliwością bankructwa. Chciałbym się pana zapytać, co pan by poradził w takiej sytuacji panu Cackowi, czy lepiej klub oddać miastu czy szukać jakiegoś głupka, który kupi klub i będzie chciał go utrzymywać? Powiem też panu jako kibic Widzewa, że kibice mają już dość tych obietnic i są ostro wkurwieni na panów Mateusza i Sylwestra Cacków i obecnie to widać po frekwencji, jaka jest na naszym stadionie: 5,5 tys. a pamiętam że przez ostatnie dwa lata frekwencja utrzymywała się na poziomie 8 tys.
– Trudno mi się wypowiadać na ten temat. Kiedyś zostałem poproszony, by ratować Widzew i zrobiłem wszystko, by ten klub odbudować. Szliśmy wtedy w górę, ale przede wszystkim pilnowaliśmy wydatków. Trzeba umieć zarabiać, ale przede wszystkim trzeba wydawać mniej niż się zarabia. Ł»yczę Widzewowi i panu Cackowi, by wyplątali się z obecnych problemów, ale oni muszą to zrobić beze mnie – bo oni wiedzą, na co idą pieniądze i ile, które wydatki można obciąć, gdzie przeinwestowano i dlaczego. Zawsze można wskazać jeden punkt, od którego wszystko zaczyna się psuć i moim zdaniem takim momentem było to, kiedy pan Cacek bez konsultacji ze mną – chociaż to ja miałem się zajmować sprawami sportowymi – zwolnił Michała Probierza. Trzeba umieć dobierać piłkarzy i współpracowników, w futbolu jak w rzadko którym biznesie trzeba po prostu stawiać na właściwych ludzi. Pan Cacek to sympatyczny, fajny facet, świetny biznesmen, ale w futbolu dynamika pewnych zdarzeń go zaskoczyła. Ł»yczę mu, żeby się uporał z problemami, chociażâ€¦ wątpliwości mam.

Maciej Seredyński: Jaką kwotę zapłacili piłkarze/działacze Widzewa piłkarzom Wisły w sezonie 81/82 za „granie na serio” (sic!) w meczu ostatniej kolejki przeciwko Śląskowi Wrocław? Czy piłkarze Widzewa wiedzieli, a może inspirowali pomysł, aby Wisła sprzedała mecz także Śląskowi, wiedząc że w takiej sytuacji piłkarze Śląska nie będą grali z pełnym zaangażowaniem przez co łatwiej będzie utrzymać Wiśle korzystny dla Widzewa wynik?
– Poczytałem ostatnio o tamtej kolejce… Z tego co pamiętam to byłem wtedy zawieszony, nie grałem w meczu Widzewa. A co do kulisów meczu Śląsk – Wisła to trzeba byłoby zapytać panów Sobolewskiego i Wrońskiego, ale tych moich wielkich szefów już niestety na świecie nie ma… Natomiast nie dopatrujmy się czegoś nadzwyczajnego w tamtym sezonie – Wisła się nie sprzedała i koniec. Chwała jej za to.

Boss Theo: czy gdyby był pan piłkarzem Polonii, to tez biegałby pan za Jarosławem Bako tylko po to, żeby przelew się zgadzał, czy jednak wolałby pan poszukać innego klubu?
– Gdybym był piłkarzem Polonii to bym starał się mieć taki wpływ na zespół, byśmy nie grali takiej bryndzy, bo to co Polonia prezentowała przez cały sezon to był po prostu sknadal. To co mnie najbardziej w Polonii martwi – a trochę zorientowałem się w realiach klubu – to to, że funkcjonuje w klubie 4-5 osób, z czego ze dwie w sztabie i ze trzy w zespole, które skupiają się nie na swoich obowiązkach, ale na tym, by szybko raportować prezesowi, co się dzieje wewnątrz ekipy. Gdyby skupili się na pracy, zamiast na nadawaniu, Polonia miałaby więcej korzyści, więcej spokou i kibice nie byliby świadkami tylu różnych ruchów i przesunięć.

Polonia… Skoro Polonia biega dzisiaj to mogę powiedzieć, że szkoda, że nie biegała w styczniu albo w lutym, bo dałoby to w czasie rundy wiosennej lepsze efekty. Trochę mnie dziwi osoba trenera Baki, który był bramkarzem na reprezentacyjnym poziomie, a dzisiaj zajmuje się łamaniem kręgosłupów piłkarzom, udręczaniem ich. Z tych obecnych treningów klub nie będzie miał absolutnie żadnego pożytku. Powiem tak… Jeśli Trałka nie umie podać prostopadle piłki, to gdyby w maju i w czerwcu wykonał 10 tysięcy podań prostopadłych… Jeśli Cani ma warunki fizyczne, ale słabo uderza piłkę głową, to gdyby codziennie oddał 200 uderzeń po centrach… Jeśli dwójka środkowych obrońców popełnia błędy w ustawieniu, to gdyby codziennie przez dwie godziny pracowała nad taktykąâ€¦ Jeśli Wszołek ma problem z dośrodkowaniem na dużej prędkości to gdyby codziennie zrobił 50 slalomów zakończonych wrzutkąâ€¦ To wszystko miałoby sens. A bieganie dla biegania to kompletna głupota. Wyniknąć mogą z tego same problemy.

فukasz Mielniczuk: Co sądzi pan o drużynie Termaliki Nieciecza, która ma sporą szansę na awans do ekstraklasy? Czy taka drużyna, która ma duży budżet, ale bardzo mało kibiców, ma jakąkolwiek rację bytu w najwyższej klasie rozgrywkowej?
– Jeśli chodzi o grę w pierwszej lidze do niedawna – bo ostatnio Termalica już nie gra dobrze – to trzeba bić brawo, bo nie jest łatwo robić dobry wynik w małym ośrodku. Oczywiście, każdy ma prawo grać wyżej, nawet w ekstraklasie, o ile spełni odpowiednie uwarunkowania licencyjne. Natomiast moim zdaniem wszystko powinno być dostosowane do warunków. Pierwsza liga dla Niecieczy to już bardzo dużo, a ekstraklasa byłaby chyba ponad normę. Jeśli jednak właściciele klubu koniecznie chcą spróbować – czemu nie?

Piotr Popiołek: Witam Panie Zbyszku. Przeczytałem ostatnio interesujący artykuł Pana فukasza Mazura pt. „Ten wrzód trzeba w końcu przeciąć..” Jak Pan się ustosunkuje, do tego oto stwierdzenia: „Bo nasza piłka potrzebuje dzisiaj totalnej porażki. Kompromitacji i masakry. Potrzebuje katharsis. Wysadzenia w powietrze struktur i wyczyszczenia stołków”? Czy rzeczywiście, aby uzdrowić polską piłkę, potrzeba tak radykalnych zmian i szeroko pojętego oczyszczenia PZPN?
– Czytałem ten komentarz, fajnie napisany, ciekawy, ale moje zdanie na ten temat jest troszkę inne. My generalnie gdy mowa o strukturach, o zarządzaniu w sporcie za dużą wagę przywiązujemy do wyniku. Wiele osób liczy na medal, na sukces, bo „kadra kierownicza” chce się przy tym ogrzać. Nawet sam Lato mówił, że jak wyjdziemy z grupy na Euro 2012 to rozważy reelekcję. To jest błąd strukturalny, prymitywne myślenie. Jeśli Lato jest dobrym prezesem to będzie dobrym bez względu na to, czy Lewandowski strzeli gola, czy nie strzeli. Jeżeli piłka na każdym szczeblu funkcjonowałaby należycie, gdyby rozgrywki były odpowiednio przemyślane, gdyby młodzież garnęła się do sportu – to co ma do tego wszystkiego wynik meczu Polska – Grecja, na przykład? PZPN kadrze daje pieniądze, warunki, boisko, hotel, trenera, a potem decyduje boisko… Ja wolałbym, żeby na Euro 2012 był sukces i żeby reprezentacja coś ugrała. Z drugiej strony rozumiem obawy tych, że możemy fartem wygrać półtora meczu i… nagle niewłaściwe osoby uznają to za potwierdzenie swojej dobrej pracy.

Co do meritum – moim zdaniem ludzie inteligentni potrafią wyciągać wnioski z każdej sytuacji i zmieniać rzeczywistość bez kataklizmu.

Heniek: Panie Zbyszku, czy potrafi Pan sobie wyobrazić sytuację , że w reprezentacji Włoch gra piłkarz, który nie mówi po włosku nawet w stopniu komunikatywnym?
– Ten temat już żeśmy dotykali, wszyscy się rozpisują, powtarzanie nie ma żadnego sensu. We Włoszech taka sytuacja nie mogłaby zaistnieć, natomiast u nas jest – i tyle.

Szczecinianin: Panie Zbyszku, po pierwsze Szacunek a teraz do rzeczy:) W środowisku piłkarskim istnieje takie pojęcie jak „zawodnik treningowy”. Pytanie brzmi: czy podczas swojej kariery miał Pan „przyjemność” trenowania z zawodnikami, na których patrząc na treningu myślał Pan sobie – kurde, gdyby ten gość połowę tego co potrafi na treningu umiał przenieść na mecz ligowy to byłby wielkim piłkarzem!? Chodzi mi zarówno o zawodników RTS-u, Juve i Romy (może ktoś taki bywał powoływany do kadry)? I dalsza część pytania, czy faktycznie stadion tak TفAMSI, że niektórzy na pierwszy rzut oka dobrzy zawodnicy robią w pory już w tunelu?
– Znałem jednego piłkarza treningowego, chociaż on na boisku, w meczach o stawkę też był bardzo dobry. Natomiast na treningu – fantastyczny! Antoni Szymanowski. Gdyby w soboty prezentował się tak jak w czwartki to byłby jednym z najlepszych prawych obrońców na świecie. Natomiast on czasami przed meczami nie dosypiał, analizowałâ€¦ Co to znaczy zawodnik treningowy to chętnie wytłumaczę. Kiedy strzelasz rzut karny na treningu to widzisz małego bramkarza i bardzo dużą bramkę. A jak strzelasz karnego przy 50 tysiącach osób, gdy cały naród ci siedzi na plecach, to przed tobą stoi ogromny bramkarz, a bramki nie widać. To jest różnica między treningiem i meczem.

Czy stadion tłamsi? Takich, których trzeba byłoby siłą wyciągać z tunelu raczej nie spotkałem. Zresztą, piłkarze raczej stopniowo przechodzą przez pewne etapy kariery i nikt z dnia na dzień nie przeskakuje z ligi okręgowej na stutysięczniki…

Radosław Sadlak: Panie Zbigniewie jest Pan powszechnie uznawany za osobę kompetentną i piętnującą nieprawidłowości w futbolu. Dlaczego więc zdecydował się Pan na bycie twarzą kampanii marketingowej firmy z sektora bukmacherskiego, który w powszechnej opinii jest jednym z głównych powodów korupcji?
– To jest guzik prawda. Jak z alkoholizmem. Jeśli widzę trzy reklamy piwa to nie znaczy, że mam pić od rana do wieczora na umór, tylko że mogę sobie wybrać to piwo, które mi najbardziej smakuje, kiedy już będę miał ochotę się napić. Korupcja to też choroba, choroba ludzi, którzy zawładnięci są żądzą pieniędzy. Niektórzy gdy słyszą słowa „mafia bukmacherska” to nie potrafią ich właściwie zinterpretować. A przecież te mafie są największymi wrogami bukmacherów, bo to bukmacher na koniec jest oszukiwany i musi wypłacać nieuczciwie wygrane pieniądze. Bukmacherzy jako pierwsi walczą z korupcją w sporcie.

Przemas: Michał Probierz zdobył na razie tylko Puchar Polski, w lidze zajął maksymalnie czwarte miejsce, a w żadnym klubie – jak dotąd- nie ma procentowej większości zwycięstw w bilansie spootkań. Rafał Ulatowski poszczycić się może zaledwie 5 miejscem w tabeli, w jednym z sezonów, zaś Tomasz Kafarski nie osiągnął nawet tego. Mimo wszystko, owi trenerzy uważani są za młodych i zdolnych. Czy nie uważa Pan, że nastąpiła wyraźna dewaluacja zawodu trenerskiego w Polsce i żeby zdobyć uznanie wystarczy być tylko mniej słabym niż inni? Realia w Ekstraklasie są przecież takie, że na jednym tytule mistrzowskim można się wozić do emerytury.
– Ł»eby w polskiej lidze coś wygrać to trzeba generalnie trenować Wisłę, Legię czy Lecha, chociaż czasami zdarzy się taki Śląsk Wrocław, albo Ruch będzie miał dobry sezon. To wyjątki, które potwierdzają regułę. Jak trenujesz فKS czy Cracovię, to o co możesz walczyć? Nie myślmy ciągle, że w tym sporcie najważniejsi są trenerzy. Czy Mourinho w dwa lata wprowadziłby Bełchatów do europejskich pucharów? Nie. Na sukces klubu składają się elementy. Pieniądze, organizacja, kibice, stadion, strategia, piłkarze, no i trener. Ale często kto jest od kogo lepszy w trenerce to kwestia przypadku, spojrzenia, subiektywnej oceny, splotu korzystnych albo niekorzystnych zdarzeń.

Najnowsze

Anglia

Antyrekord Wolverhampton. „Chcemy być zapamiętani jako tchórze?”

Braian Wilma
0
Antyrekord Wolverhampton. „Chcemy być zapamiętani jako tchórze?”
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama