Roman Kosecki jednak nie zrzeknie się mandatu posła. Dziwne. Czyżby kaska za wiceprezesurę miała nie pokryć strat wynikających z odejścia z polityki? Jako prezes chciał się zrzec mandatu z jakiegoś powodu – bo nie wypada, bo dużo pracy, bo to, bo tamto. A jako wiceprezes już może być parlamentarzystą? Już mu się to nie kłóci? Znajdzie czas, żeby wywiązywać się zarówno ze zobowiązań wobec wyborców (przecież to my wszyscy płacimy mu pensję!), jak i ze zobowiązań wobec środowiska piłkarskiego?
Ejże, to bez sensu. Dostajesz kasę z sejmu to nie po to, żeby dorabiać na boku! Uczestniczyłeś w tym tygodniu we wszystkich głosowaniach? Nie. Nie znalazłeś czasu, bo zajmował cię futbol. Ale zapewne znajdziesz czas, by zgłosić się po pełną pensję.
Szczerze – obrzydł nam „Kosa”. Zwłaszcza, gdy w czasie mowy przedwyborczej opowiadał o zmianie ustawy hazardowej, zapominając, że w 2009 roku sam głosował za jej przyjęciem. Szczyt hipokryzji! A czyż nie śmieszne było to, że mówił o zmianie ustawy o organizacji imprez masowych, skoro większy wpływ na taką zmianę miałby jako poseł, a nie jako prezes związku?
My to widzimy tak – politykiem jest dla kasy. Prezesem chciał być dla jeszcze większej kasy. Jest w stanie dokonać niesamowitych wygibasów, by zaspokoić własne potrzeby.