Umawianie się z Antkowiakiem to czysta przyjemność

redakcja

Autor:redakcja

25 października 2012, 11:16 • 3 min czytania

Bardzo chcieliśmy porozmawiać z kolejnym kandydatem na fotel prezesa PZPN, Stefanem Antkowiakiem. Oj bardzo, naprawdę bardzo. Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, chowając przy tym nawet chwilowo do kieszeni zasadę, że jak ktoś jest wyraźnie niechętny do rozmowy, to na nią nie nalegamy. Wszak rządzenie polską piłką uważamy za sprawę poważną i uznaliśmy, że warto przedstawić wam kandydatów, ich pomysł na sprawowanie władzy, ich plany i to co mają do powiedzenia. Niestety, wywiad ostatecznie się nie odbył, ale już sam kontakt z Antkowiakiem okazał się być mocno wymowny. Natomiast on sam człowiekiem, który ma regularnie problemy z dostępem do kalendarza, zaniki pamięci i skłonności do lawirowania.


Wypisz wymaluj – ewentualny prezes.


A było tak… Jakieś trzy tygodnie temu zadzwoniliśmy do pana Stefana i zaproponowaliśmy, że przyjedziemy do niego, do Poznania, na co najmniej godzinną rozmowę. Oczywiście był bardzo chętny, ale poprosił o telefon następnego dnia, aby konkretnie się umówić. Niestety, następnego dnia był tak zajęty, że nie miał czasu rozmawiać, więc znów kazał dzwonić jutro. No to zadzwoniliśmy, ale okazało się, że akurat nie miał dostępu do kalendarza, a co za tym idzie, nie wiedział kiedy akurat będzie miał wolną godzinę. – Wieczorem będę w domu, zerknę i wszystko ustalimy – zapewniał. Lecz wieczorem nie raczył już odebrać. Zrobił to kolejnego dnia, ale w międzyczasie musiał dopaść go niebywały zanik pamięci, bo nagle przestał wiedzieć z kim rozmawia i w jakiej sprawie: – Wie pan, tyle osób teraz dzwoni – tłumaczył. 

Kiedy się przypomnieliśmy, znać o sobie dały pierwsze syndromy podróżniczej natury kandydata: – Wywiad? Teraz nie ma szans, jestem poza Poznaniem, proszę dzwonić za trzy dni.

Umawianie się z Antkowiakiem to czysta przyjemność
Reklama



Po trzech dniach znów nas nie pamiętał. – Przepraszam bardzo? Jaki portal? – dopytywał starając się sprawić wrażenie zdezorientowanego. – Aha, no tak, pamiętam, ale do końca tygodnia jest to niemożliwe, bo mam bardzo napięty terminarz. Proszę zadzwonić w poniedziałek, to umówimy się nawet na wtorek! – obiecywał. W poniedziałek rano oczywiście był zdziwiony, że dzwonimy, a także „nie był przy kalendarzu” więc kazał telefonować za dwie godziny. Wówczas stwierdził, że jedzie na mecz do Warszawy, później ma tam jakieś spotkanie i ogólnie nie będzie go do końca tygodnia, ale w piątek wybiera się do Wrocławia, więc – gdybyśmy tylko chcieli – może tam z nami porozmawiać już na sto procent. Zgodziliśmy się.



Dzwonimy w czwartek dokładnie się umówić, gdzie, jak i o której. On naturalnie zajęty, w rozjazdach i bez kalendarza: – Dopiero wracam z Warszawy, nie mogę rozmawiać, niech pan zadzwoni koło 18:30, będę wtedy w domu i to już jest ostateczny termin – mówił. Wydawało nam się już, że raczej nie jest w stanie nas niczym zadziwić, ale gdy zadzwoniliśmy nasze prognozy okazały się nadzwyczaj mylne. Otóż to on był zdziwiony, że chcemy wywiad robić w cztery oczy, a nie przez telefon! 

- Jak to? Mamy rozmawiać osobiście?! Myślałem, że przez telefon. No nie wiem… Nie wiem, co w tej sytuacji – miotał się. Wtedy powiedzieliśmy mu, żeby nie robił jaj, bo już dawno się zgodził. – No dobra. Niech będzie, ale nie dłużej niż piętnaście minut – odpowiedział, w dodatku nie potrafiąc wskazać godziny spotkania tylko proponując dwu lub trzygodzinne oczekiwanie na niego pod budynkiem, w którym miał spotkanie.

Reklama


- Piętnaście minut? Umawialiśmy się wcześniej, że co najmniej godzinę. Poza tym, pan w kwadrans jest w stanie opowiedzieć o swoich pomysłach na polską piłkę? – zapytaliśmy. – Oczywiście, że tak. A o czym tu dłużej gadać? Zresztą i tak nie mam więcej czasu, bo jestem w tym okresie bardzo zajęty. Muszę o swoich pomysłach opowiadać delegatom, którzy będą głosować i to oni są teraz najważniejsi, a nie opinia publiczna. To nie wasi czytelnicy i nie kibice wybierają prezesa tylko właśnie oni i ich teraz muszę przekonywać – odparł. 


No to przekonuj pan, przekonuj. I kup sobie pan kalendarz. Przenośny.

Najnowsze

Ekstraklasa

Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą

Jakub Białek
2
Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama