Grzegorz Sandomierski: – Wyjazd do Belgii był błędem. Od tego momentu wszystko zaczęło się walić

redakcja

Autor:redakcja

23 października 2012, 18:43 • 5 min czytania

Od kiedy przeniósł się na wypożyczenie do Blackburn Rovers, słuch całkowicie o nim zaginął. Nie zagrał ani jednego meczu w Championship, nie łapie się nawet do osiemnastki meczowej. Postanowiliśmy zadzwonić do Grzegorza Sandomierskiego i zadać mu proste pytanie…
Co się z tobą dzieje?
Co się ze mną dzieje? Pracuję na budowie i tyle.

Grzegorz Sandomierski: – Wyjazd do Belgii był błędem. Od tego momentu wszystko zaczęło się walić
Reklama

Na budowie, mówisz.
Ł»artuję (śmiech). To kwestia stara jak świat, ale robię swoje. Przyjeżdżając do Anglii, wiedziałem, że nie będę grał od razu, tylko w kontekście na przykład przyszłego roku. Tym bardziej, że Blackburn nie jest przypadkowym zespołem – za rok chce powalczyć o powrót do Premier League. Podchodzę tego ze spokojem i przede wszystkim staram się poprawić przygotowanie fizyczne, żebym mógł przestawić się na styl angielski.

Nie za wolno ci to idzie? Nie kończy ci się cierpliwość?
Co prawda gram tylko w rezerwach i te mecze są całkiem niezłe w moim wykonaniu, ale nie ma co tego porównywać do Championship, gdzie gra się siłowo i – jak to się mówi – „box to box”. Cierpliwość mi się nie kończy, bo widzę po sobie postęp i myślę, że poważne granie w moim wykonaniu dopiero się zacznie. 23 lata to nie jest najstarszy wiek na bramkarza. Niektórzy w takim wieku dopiero zaczynają się wchodzić w doroślejsze granie, dlatego nie mam zamiaru się załamywać. Przychodząc do Belgii, miałem trochę inne myślenie. Spodziewałem się, że od razu zacznę bronić i kiedy zacząłem się denerwować, wszystko obróciło się przeciwko mnie i wyglądało to fatalnie. Teraz mam do tego duży dystans.

Reklama

ٻycie uczy pokory?
Zdecydowanie nie mam tych problemów co w Belgii. Zaaklimatyzowałem się w porządku. Na treningi przychodziłem wyluzowany i wszyscy odbierali mnie inaczej niż w Genku. Przedwczoraj coś mi nie wyszło na treningu, trochę się wkurzyłem i od razu pytali, czemu nie chodzę uśmiechnięty i nie jestem nastawiony pozytywnie. Wyjazd do Belgii nauczył mnie, żeby nie rezygnować tak łatwo. Jeśli nie będziesz się frustrował tym, że puściłeś jedną czy dwie bramki więcej na treningu, to o aklimatyzację będzie łatwiej. Na razie nie ma mnie nawet w osiemnastce meczowej, ale nie demotywuje mnie to. Zasuwam i z czasem wszystko przyjdzie.

To jednak dość przykre, że czołowy bramkarz ekstraklasy i – było, nie było – reprezentant Polski na Euro tak szybko weryfikuje swoje plany. Miałeś grać z Genkiem w Lidze Mistrzów, a nie łapiesz się na ławkę w drugiej lidze angielskiej.
Jasne, jest to przykre i najbardziej bolało mnie to w Belgii. Ale zagranicą jestem „no-name’m” i na wszystko muszę pracować od zera. A nawet od „minusowych punktów”, bo na Zachodzie Polacy mają dużo ciężej, każdy ci to potwierdzi. Tutaj dla nikogo nie ma znaczenia, ile zagrałem meczów w polskiej lidze i czy mam na koncie występy w reprezentacji, bo nasza ekstraklasa nie jest żadnym wyznacznikiem. Liczy się to, czy pokażesz się z lepszej strony niż konkurent. Jak szansa nadejdzie, to na pewno nie na jeden mecz, tylko na pewno na dłuższy okres.

Na tę chwilę Paul Robinson to dla ciebie nieosiągalny poziom?
Robinson przebija nas wszystkich doświadczeniem, ale nie ma chyba między nami nie wiadomo jakiej przepaści. Jestem dobrej myśli i jeżeli nie w tym roku, to może w następnym dostanę szansę. Co prawda jestem wypożyczony do czerwca, ale nikt nie wie, co będzie dalej. Może będą chcieli mnie wykupić w styczniu? Może w czerwcu? Wszystko leży w moich rękach i zamierzam o to walczyć do ostatniego dnia w Blackburn.

Czyli nie planujesz powrotu do Belgii?
Spotkałem tam wielu ludzi, którzy chcieli mi pomóc, ale ten najważniejszy, w osobie Mario Beena, nie widział we mnie kogoś, kto zapewni mu spokój w bramce. Trener bramkarzy we mnie wierzył, ale może nie miał takiej siły przebicia. Anglia to inny poziom. Co prawda Championship oglądam tylko z trybun, ale to chyba lepsza liga niż Ekstraklasa. Wydaje się tu ogromne pieniądze na transfery. Jest taki Jordan Rhodes, za którego Blackburn zapłaciło ponad osiem milionów funtów. Jeżeli wypłynę tutaj, to powinienem poradzić sobie wszędzie. Ale nie chcę się też rzucać jak szczerbaty na suchary, bo jeśli nie będę miał tu perspektyw, trzeba będzie się nad tym zastanowić. Z drugiej strony – nie chciałbym przenosić się co chwilę z kąta w kąt. Czasem trzeba postawić wszystko na jedną kartę albo zjechać do Polski.

Zwykle młodym piłkarzom radzi się, żeby opuszczali Ekstraklasę najszybciej jak się da, ale – wiadomo – zawsze to indywidualna sprawa. Nie miałeś takich myśli, że wyjechałeś jednak zbyt szybko?
Przewijało mi się taka myśl przez głowę, ale jeśli zostaniesz na dłużej, to możesz popaść w ligowy marazm. Większość zawodników, gdy dostaną ciekawą ofertę, chce wyjechać, a potem życie wszystko weryfikuje. Powiem szczerze – wyjazd do Belgii był błędem. Od tego wszystko zaczęło mi się walić. Może dlatego teraz się szarpię z tymi przeprowadzkami. Ale nie ma co patrzeć za siebie – już tego nie odwrócę. Na większe podsumowania jeszcze będę miał kiedyś czas.

Na razie chcesz się trzymać Zachodu jak najdłużej?
Nie robię aż tak długofalowych planów. Jak skończy mi się wypożyczenie w Blackburn, zostaną mi trzy lata kontraktu z Genk. Na razie jestem skazany na Zachód. Mam tu super warunki do rozwoju – pięć boisk treningowych dla dorosłej drużyny, pięć dla juniorskich i jedno mniejsze z dachem, gdy pada mocniejszy deszcz. Nie ma co porównywać z Polską. Czy chcę się trzymać Zachodu? Gdybym myślał tylko o kasie, to wtedy pewnie tak. Ale dla mnie najważniejsza jest gra. I mam nadzieję, że wkrótce to udowodnię.

Rozmawiał Ć

Najnowsze

Ekstraklasa

Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą

Jakub Białek
2
Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama