Tego typu „plotki” rzadko się nie sprawdzają. Robert Kasperczyk, teraz wiadomo to już oficjalnie, wyleciał z Podbeskidzia Bielsko-Biała, co oznacza, że najdłużej pracującym w jednym klubie trenerem ekstraklasy od dziś będzie Adam Nawałka. Po przygodzie w Bielsku Kasperczyk ma co wpisać sobie w papiery, bo i trudno zapominać, że poskładał skład z piłkarzy, których o aspiracje do gry w najwyższej lidze nikt nie podejrzewał. Wywalczył z nimi awans, postraszył trochę faworytów w Pucharze Polski, a na koniec utrzymał się w ekstraklasie – z niezmiennie kiepskim składem. To były dwa sezony, które można określić jednym słowem – sukces i za które wypadałoby bielszczanom na koniec w jakiś godny sposób podziękować.
Trudno jednocześnie, żeby Kasperczym miał dziś żal do prezesów, że nie dostał jeszcze jednej szansy, bo żadnej z dotychczasowych nie wykorzystał. W końcu od kwietnia nie wygrał ani jednego meczu. Piętnaście kolejnych spotkań bez zwycięstwa – to już przecież cała runda, tyle że w tym wypadku podzielona na dwa sezony. Nie przypominamy sobie, by jakikolwiek polski szkoleniowiec notował w ostatnich latach aż tak fatalną serię i przez pół roku nie został wyrzucony. Więcej punktów w ekstraklasie zdobyły w tym czasie nawet Cracovia i ŁKS, choć jak wiadomo, szczęśliwie od pewnego czasu ich w tej lidze nie oglądamy. Beniaminkowie – Piast i Pogoń zresztą też zdobyli więcej. Nawet trzy razy więcej.
Kasperczyk ewidentnie nie miał zamiaru podawać się do dymisji tak długo, jak będzie to możliwe. Chociaż widział, że już nie jest w stanie ruszyć tej drużyny i że ma w szatni coraz więcej ludzi, którzy go przestali akceptować. Jeszcze chwila i się przekonamy, czy ktoś inny może ten coraz szybszy rozpad wyhamować, czy Podbeskidzie w maju wraca tam, gdzie – obiektywnie – od początku trochę bardziej pasowało.
