Paweł Wojtala w nowej dyrektorskiej roli: skauting, transfery, plan uszyty na miarę Zagłębia

redakcja

Autor:redakcja

14 października 2012, 20:55 • 7 min czytania

– Najpierw muszę porozmawiać z trenerem Hapalem. Poznać jego wizję, dowiedzieć się, jakich zmian oczekuje. Później zastanowić się czy ma rację, a na koniec zapytać prezesa czy… są na to pieniądze. Kolejność musi być zachowana (…) Myślę, że trener nie miał do tej pory należytego wsparcia w klubie. Ściągał tych zawodników, którzy byli mu znani. Wydawało mu się, że mogą pomóc – mówi dla Weszło Paweł Wojtala, który właśnie rozpoczyna pracę w roli dyrektora sportowego Zagłębia Lubin. Zamieniliśmy z nim kilka zdań, by dowiedzieć, się jak wyobraża sobie siebie w tej nowej funkcji.

Paweł Wojtala w nowej dyrektorskiej roli: skauting, transfery, plan uszyty na miarę Zagłębia
Reklama

Kiedy w ostatnim wywiadzie dla Weszło zapytaliśmy cię, czym za kilka lat zamierza zajmować się Paweł Wojtala, odpowiedziałeś, że zamiast w telewizji czy menedżerce, wolałbyś popracować w klubie. Szybko pojawiło się poważne wyzwanie. I to, przyznasz, od razu na wysokim stołku.
– Na początku byłem odrobinę zaskoczony, ale Zagłębie wyszło z inicjatywą spotkania. Przedyskutowaliśmy warunki, zasady i bardzo szybko doszliśmy do wspólnych wniosków. Tak naprawdę, od jutra zaczynam pracę. Do tej pory myślałem, że jeśli nie będę miał okazji podjęcia jej na podobnym stanowisku, być może mógłbym na początek realizować się w innej roli. Na przykład skauta. Całe życie grałem w piłkę. Później zrobiłem licencję menedżerską, od czasu do czasu udzielałem się w telewizji. Oczywiście, można było się z tego wszystkiego wypisać i zająć w życiu innymi sprawami. Ale prawda jest taka, że to jest coś, czym zawsze się chciałem zajmować i co przychodziło mi dość naturalnie. Wydaje mi się, że mam w tej dziedzinie pewne doświadczenie zebrane przez lata kariery i właśnie przychodzi moment, kiedy można je spożytkować.

Bez większego echa przeszła twoja niedawna współpraca z Sandecją.
– Właściwie byłem tam tylko doradcą. Inicjatywa wyszła od trenera Jarosława Araszkiewicza. To on poprosił mnie, żebym spróbował mu w Nowym Sączu trochę pomóc. Ale to nie było nic poważnego. Nigdy nie zostałem oficjalnie zatrudniony jako dyrektor czy ktokolwiek w tym klubie. Tak jak powiedziałem – było to bardziej na zasadzie pomocy trenerowi niż samemu klubowi i wolałbym w ogóle ten temat zostawić.

Reklama

Dlaczego? Może wyjaśnijmy. Kibice, mam wrażenie, nie oceniają tej współpracy zbyt pozytywnie.
– Pytanie tylko, czy kibic, który ocenia to gdzieś na trybunach czy w internecie, zna wszystkie szczegóły? Wie, co się działo? Przecież nie może tego wiedzieć. Ja sam uważam, że ta współpraca nie miała najmniejszego sensu w warunkach, jakie tam w Nowym Sączu panują. Dlatego też trudno, żebym był przez kogoś za ten okres rozliczany.

No dobrze. W takim razie, jaką wizję przedstawił prezesowi Zagłębia Paweł Wojtala?
– Wydaje mi się, że jest trochę zbyt wcześnie, by mówić o wszystkim. Ale na pewno chciałbym trochę zreorganizować pion sportowy w tym klubie. Na pewno na poważnie zająć się kwestią skautingu. Bo naprawdę w piłce nie chodzi o to, żeby ściągać zawodników widzianych tylko na płytach. Jakbym się bardzo postarał, to pewnie i sobie mógłbym jeszcze takie ładne wideo nakręcić. DVD może być najwyżej pierwszym krokiem do transferu. Wszystko powinno być przygotowane, odpowiednio zaopiniowane – i to najlepiej przez szereg osób, a nie tylko jedną. Poparte analizą, osobistą obserwacją piłkarza. Jakimś wywiadem, żebyśmy też cokolwiek o tym człowieku wiedzieli. Jednym słowem, żeby te transfery były robione w standardach europejskich. Myślę, że Zagłębie powinno właśnie tak działać.

W polskich warunkach zawsze pojawi się jedno pytanie. Czy są na to pieniądze?
– Lepiej wydać pieniądze na dobre przygotowanie transferu niż się w ocenie zawodnika pomylić i stracić. Widzimy, jak to u nas wygląda. Nie tylko w Zagłębiu, ale ogólnie – zakupy robione na wariackich papierach, po jakichś kilkudniowych testach nieznanego piłkarza, rzadko sprawdzają się w polskiej lidze. Chociaż wiadomo, że na to czy dany piłkarz zafunkcjonuje w nowym środowisku składa się tysiąc różnych spraw. Czasem nawet idealnie przygotowany transfer nie wypala.

Pavel Hapal odrobinę przeholował ze swoimi zakupami – Slobody, Hodury się nie sprawdziły.
– Ci, którzy się nie sprawdzili, będą musieli się z nami jak najszybciej pożegnać. Myślę, że trener nie miał do tej pory należytego wsparcia w klubie. Ściągał tych zawodników, którzy byli mu znani. Wydawało mu się, że mogą pomóc. A jak się okazało, realia polskiej piłki w przypadku na przykład Hodura pokazały, że ten zawodnik się tu nie bardzo nadaje.

Co więcej, po sezonie wygasają kontrakty dwunastu piłkarzom.
– Nie miałem jeszcze okazji się z tymi umowami zapoznać. Wiem, że rzeczywiście jest ich taka liczba. Ale z drugiej strony w pierwszym składzie występuje niewielka część z tych dwunastu piłkarzy. Dlatego nie można się spodziewać, że za moment wywrócimy kadrę do góry nogami. Wczoraj obejrzałem pierwszy mecz Młodej Ekstraklasy. Od jutra zacznę się temu wszystkiemu dokładnie przyglądać i zastanawiać się, z kim warto rozmawiać, a z kim nie warto. Tak, żeby dokładnie ocenić, jakie mamy potrzeby przed przerwą zimową.

Jak będzie wyglądać współpraca wewnątrz klubu na linii prezes-dyrektor-trener?
– Przede wszystkim muszę najpierw porozmawiać z trenerem Hapalem. Poznać jego wizję, dowiedzieć się, jakich zmian oczekuje. Później zastanowić się czy ma rację, jeszcze raz z nim to przedyskutować, a na koniec zapytać prezesa czy… są na to pieniądze. Kolejność musi być zachowana. Oczywiście, wszystkie sprawy kadrowe będziemy ustalać z trenerem. Nie ściągniemy mu zawodników, których on nie będzie widział w zespole, ale też musimy obracać się w granicach jakiegoś budżetu i nie wszystkie potrzeby – przepraszam, nie potrzeby, tylko raczej pomysły – będą mogły być od razu realizowane.

Cały czas widniejesz na liście menedżerów FIFA. Tę działalność trzeba będzie zawiesić.
– Jeszcze przed podpisaniem umowy z Zagłębiem wysłałem do PZPN-u odpowiedni dokument. Pod tym względem wszystko jest czyste. Całą swoją menedżerską działalność odłożyłem na bok. Nie ze wszystkimi chłopakami, którym do tej pory pomagałem, miałem już czas porozmawiać, ale większość ma stabilną sytuację klubową. Nikomu się nie kończą kontrakty. Cały czas mogę im coś podpowiedzieć, ale teraz to do nich będzie należała decyzja z kim dalej się wiązać. Ja jestem w stu procentach skoncentrowany na pracy w Zagłębiu.

Nie będzie tego szkoda, jeśli współpraca z Zagłębiem nie wypali i trzeba się będzie rozejść?
– Spokojnie. Na razie się poznajemy. Wiadomo, jak to w klubie – to, co widzimy na zewnątrz zawsze jest trochę inne niż to, jak się sprawy mają od środka. Wstępnie daliśmy sobie z działaczami czas do końca sezonu, ale oczywiście jest plan, żeby ta nasza współpraca była znacznie bardziej długofalowa.

Ale do studia telewizji Paweł Wojtala pewnie jeszcze czasem zajrzy?
– Wiadomo, że nie będzie żadnych dłuższych – dwudniowych, trzydniowych wyjazdów, ale jeśli jakaś transmisja nie będzie kolidować z moją bieżącą pracą, to nie widzę problemu. Na jedno spotkanie Ligi Mistrzów mogę przyjechać i nikt na tym nie ucierpi. Z ludźmi z Al Jazeery, z którymi współpracowałem w czasie Euro, już się pożegnałem. Zostały tylko pojedyncze towarzyskie kontakty.

Prezes Bestrzyński mówi, że o pracy w Zagłębiu zadecydowało twoje międzynarodowe obycie.
– Zawsze, jeszcze będąc piłkarzem, przyglądałem się, jak klub, w którym gram funkcjonuje. Jeśli dzień w dzień jest się w tym klubie, pewne rzeczy nie mogą umknąć uwadze. Zresztą, po tym, jak zostałem oficjalnie ogłoszony dyrektorem Zagłębia, też już dostałem kilka sygnałów. Z Niemiec czy nawet z Danii. Albo od znajomych skautów z Anglii – że jeśli potrzebuję jakiejkolwiek pomocy, mogę do nich przyjeżdżać. Różne drzwi cały czas są otwarte. Najpierw jednak chciałbym żebyśmy sobie wspólnie wybrali odpowiedni model budowania drużyny. Uszyty specjalnie pod możliwości Zagłębia. Bez przeszczepiania od kogokolwiek wszystkiego na ślepo.

Powoli już pewnie słyszysz, że Zagłębie ma zdolnych juniorów, że trzeba promować swoich.
– I ja się z tym zgadzam, ale pamiętajmy, że są jeszcze zawodnicy, którzy mają kontrakty i nie możemy dać się zwariować. My tak to już w Polsce mamy w zwyczaju, że kiedy drużynie nie idzie, od razu pojawia się hasło, że koniecznie trzeba budować drużynę na młodych i jeszcze w dodatku z okolicy. Albo najlepiej z samych miejscowych. Problem w tym, że tego w ten sposób nie da się zrobić. Ł»aden klub w oparciu o samą młodzież w okolicy nie utrzyma się teraz w ekstraklasie.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama