Eliminacje do finałów mistrzostw świata nie toczą się tylko w Europie. Co jakiś czas warto rzucić okiem na Amerykę Południową i to nie tylko dlatego, że właśnie tam odbędzie się następny mundial. Odkąd trenerem reprezentacji Argentyny został Alejandro Sabella, gra drużyny nabiera tempa, zdaje się też, że wreszcie trafił się szkoleniowiec, który jest w stanie tak zestawić zespół, by w pełni wykorzystać potencjał Lionela Messiego. Napastnik Barcelony w ostatnich ośmiu meczach w narodowych barwach wbił aż dwanaście goli!
Osiem meczów, dwanaście goli. Uff. Gdyby liczyć tylko rok 2012 będzie to siedem spotkań i jedenaście bramek. Messi już ma w narodowych barwach 30 trafień, w 74 meczach. Powoli może witać się z pozycją wicelidera w klasyfikacji wszech czasów argentyńskiego futbolu, bo za momencik minie Diego Maradonę (34 gole) i Hernana Crespo (35 goli). Wyzwaniem może być dogonienie pierwszego miejsca – zajmuje je Gabriel Batistuta (56 goli).
Wczoraj w spotkaniu z Urugwajem Messi miał udział przy trzech trafieniach, dwa w ogóle były jego autorstwa. Wystarczy obejrzeć skrót, by zorientować się, że Leo grał w sposób zbliżony do tego, jak gra w Barcelonie, rozwiązywał akcje w podobny sposób – czyli, że koledzy już się Messiego „nauczyli”. Jeśli Argentyna dalej będzie się do Barcelony upodabniać i jeśli Messi odciśnie na drużynie narodowej takie piętno, jak na klubowej, to bać się muszą wszyscy wielcy światowej piłki.
Zresztą, sami popatrzmy. Urugwaj to przecież nie ogórki…