San Marino jedyny problem sprawiło nam wtedy, gdy ich bramkarz wpadł w Theo Walcotta, wysyłając go do szpitala. Gra tej drużyny, która rzadko potrafiła wyjść ze swojej połowy, ponownie otworzy dyskusję, czy powinna mieć miejsce w eliminacjach – w ten sposób wczorajszą wygraną Anglików skwitował Oliver Holt z Daily Mirror. Wyspiarze wygrali przekonująco – 5:0, a jednocześnie sprawili wrażenie zespołu do ogrania.
Wątpliwe, by przez kadrę PZPN-u, ale do ogrania.
Trzydzieści trzy minuty zajęło Anglikom przebicie się przez prowizoryczny mur, jaki w obronie postawili amatorzy z jednego z najmniejszych państw Europy. Grali nieskładnie i niedokładnie. Na niższym biegu, niż normalnie należałoby od nich oczekiwać. A jednak ani przez sekundę nie mogli mieć wątpliwości, że wygrają bez większego kłopotu.
Zespół Hodgsona zagrał w składzie: Hart – Walker, Baines, Cahill, Jagielka, Carrick, Walcott, Cleverley, Oxlade-Chamberlain, Welbeck i Rooney. Wyspiarze z zadowoleniem podkreślają, że ten ostatni sprawdził się w roli kapitana. Choć, szczerze, nie wyobrażamy sobie, co musiałoby się zdarzyć, by się w niej spalił – akurat w takim spotkaniu. Pochwały należą mu się więc raczej za coś zupełnie innego. Choćby to, że strzelając swojego 30. i 31. gola w reprezentacji, wparował do pierwszej piątki najlepszych snajperów w historii angielskiej kadry, w której niezmiennie prowadzi Bobby Charlton (49 bramek).
Roy Hodgson dał odpocząć Defoe, Lescottowi i Millnerowi, którzy mogliby opuścić mecz w Polsce, gdyby w piątkowy wieczór przypadkiem złapali po kartce. Jedyną stratą w kontekście wtorkowego spotkania może być więc znokautowany Walcott, który po zderzeniu z Simoncinim wymagał wizyty w szpitalu. – Była to interwencja bardzo niskich lotów – stwierdził selekcjoner Anglików, ale nie miał pretensji o złośliwość tego zagrania.
Brytyjczycy są dziś dość powściągliwi ocenach swojej drużyny. Nie przeceniają statystyk, z których wynika, że Tom Cleverley miał 165 razy piłkę przy nodze. Ł»e cały zespół Hodgsona oddał trzydzieści trzy strzały, a ich bramkarza tylko raz postraszył (?) pracujący na co dzień w firmie meblarskiej Danielo Rinaldo. Wychodzą z słusznego założenia, że mecz z niepoważnym rywalem, którego główną ambicją było przegrać jak najbardziej bezboleśnie, nie mógł być poważnym sprawdzianem.
Dzisiejszy Telegraph tylko dwóch zawodników, Welbecka oraz Rooneya, ocenia na 7 w skali do 10. Większość piłkarzy dostała szóstki, a Walker (na mecz w Polsce z pewnością wróci Johnson), Baines (on też pewnie nie zagra) i Carrick jedynie piątki. Komentatorzy zwracają uwagę, że większość piłkarzy – włącznie ze strzelcami pięknych goli: Welbeckiem i Oxlade-Chamberlainem – w całym meczu nie pracowała zbyt ciężko.
W Warszawie Hodgson oczekuje od nich zupełnie innej aktywności.
