Dziś głównie o polityce.
Gdybym ograniczył źródła, z których czerpię wiedzę o świecie do Telewizji Publicznej, portalu Wpolityce oraz Gazety Polskiej dziś prawdopodobnie protestowałbym pod domem mojego kolegi, lekarza-rezydenta, z jasnym postulatem, by przestał kraść, oddał moje pieniądze i ruszał leczyć ludzi, zamiast krwiożerczo wymuszać na mnie swoje kolejne podwyżki. Na przestrzeni zaledwie kilkunastu dni grupa zawodowa, która praktycznie nie istniała w zbiorowej świadomości, stała się dla wielu ludzi symbolem zepsucia, zła i wszelkiej niegodziwości.
Lekarze-rezydenci żerują na naszych podatkach, szkolą się za nasze pieniądze, a potem czmychają do RFN Niemiec.
Lekarze-rezydenci wyzyskują lud pracujący, bo gdy my zabijamy się na budowach za 1200 złotych, oni żrą kawior na wycieczkach zagranicznych.
Lekarze-rezydenci szkodzą, bo zamiast leczyć, marzą o ciepłych posadach w innych państwach, uczą się języków oraz planują kolejne wojaże po Azji i Afryce.
Nie jestem naiwny, nie wierzę, że wszyscy uczestniczący w protestach mają na celu wyłącznie poprawę jakości życia zamęczających się na 24-godzinnych dyżurach młodych medyków, dla wielu to po prostu kolejna okazja, by uderzyć w rząd. Wiem, że na Stuhra, Ostaszewską z jednej, a na Szczerbę czy Rabieja z drugiej strony mógłbym liczyć nawet przy proteście kibiców wobec brutalności policji, gdyby tylko w tle pojawiło się narzekanie na któregoś z ministrów z rządu Prawa i Sprawiedliwości. Nie dziwi mnie zresztą wcale, że przy tej okazji i jedna, i druga strona politycznego sporu pragnie pokazać, że to ona jest najmądrzejsza, najbardziej czuła na potrzeby zwykłych ludzi i oczywiście tak zaradna, że żaden problem nie stanowi dla niej wyzwania.
Uwagę przykuwa jednak nie to, co robią politycy czy ich wierni fani z grona aktorów czy muzyków – oni po prostu toczą swoją stałą, codzienną walkę, do której można się było przyzwyczaić. To, co naprawdę ważne, godne podkreślania i uwypuklania, to reakcja świata mediów oraz odbiorców tychże. W skrócie: tak potężna nagonka na jedną, niezbyt liczną i niezbyt ważną grupę społeczną, że brakuje jedynie oskarżenia rezydentów o problem głodu na świecie.
Gdyby tak zapytać w maju, z czym się kojarzy lekarz-rezydent? Pewnie większość odpowiadałaby pełnym litości tonem – zawieszony między studiami a poważną pracą robot, który poza obowiązkami nie widzi świata. Pewnie wszyscy pochyliliby się ze zrozumieniem, że faktycznie – gość zasługuje na więcej, po tylu latach studiów, po tylu przeczytanych książkach i tylu zaliczonych praktykach, po prostu nie powinien się martwić, czy będzie miał z czego opłacić czynsz. Pewnie co bardziej wyrywni dodaliby, że rezydenci nie są jeszcze tak zobojętniali na problemy pacjentów, jak ich starsi koledzy, wielokrotnie pamiętający jeszcze czasy, gdy bez koperty do lekarzy po prostu nie wypadało chodzić. Ideowcy. Wierzący w swoją moc, w swój fach. Kompetentni lekarze po dobrych studiach bez bagażu traumatycznych doświadczeń, który weteranom w tym fachu odbiera zdolność przyjacielskiego traktowania reszty świata.
Wystarczył jednak tylko jeden impuls – strajk, połączony z uderzeniem w obecnie rządzących, by lekarz-rezydent stał się uosobieniem chciwości, cwaniactwa i niekompetencji.
Co gorsza, zrobiono to w tak makabryczny sposób, że właściwie każdą grupę społeczną można na spokojnie wcisnąć w szablon. Przeglądanie mediów społecznościowych i wyszukiwanie urywków “luksusowego życia”. Strajkuje, a stać go na drogą kurtkę! Strajkuje, a był na wakacjach! Strajkuje, a sylwestra spędził na Tahiti. Wniosek? Wszyscy strajkujący palą pieniędzmi w piecach, a cała ruchawka jest obliczona na obalenie rządu. Potem wyszukiwanie potknięć – lekarz-rezydent w Wąchocku popełnił błąd, z kolei jego kolega ze Szczebrzeszyna przyjął łapówkę. Czyli konowały! Ten wspierał “czarny protest”, tamten miał zdjęcie z Ryszardem Petru, czyli wiadomo, na polityczne zlecenie. Wszystko zaś zostaje uzupełnione tymi wiecznymi porównaniami – gdy oni w kurtkach Burberry jadą Mercedesem, TY musisz harować na benzynę do swojej 20-letniej Astry. I jakoś nie robisz lamentu, w przeciwieństwie do tych chciwców.
Mechanizm nie jest nowy, z nowszych przypadków widać to było, gdy nagle na celowniku znalazła się nadzwyczajna kasta sędziowska. Tam był jednak poruszany problem odpowiedzialności sędziów i możliwej patologii krycia się nawzajem we własnym środowisku. Teraz nie ma już żadnych specjalnych uzasadnień – po prostu, rezydent twój wróg, tyle. Interesujące, że najgorliwiej konta instagramowe młodych lekarzy przetrząsają ci, którzy przedwczoraj oburzali się na nagonkę wobec kibiców, nacjonalistów czy “moherowych beretów”. Wówczas słusznie punktowali, że osądzanie 25 tysięcy kibiców na stadionie przez pryzmat faktu, że przy którymś z dealerów narkotyków znaleziono klubową smyczkę jest chore. Wówczas słusznie ostrzegali, że kreowanie wizerunku kłótliwego, świętoszkowatego i pełnego hipokryzji “moherowego beretu” prowadzi do takich sytuacji, jak raper w swoim utworze ubolewający: “moherowe berety niestety jeszcze tutaj żyją”. Kij, że w moherowym berecie może akurat paradować uczestniczka Powstania Warszawskiego albo strajkująca włókniarka. Nagle po ledwie 24 miesiącach są w stanie napluć na dowolnego lekarza, bo któryś z rezydentów był na wakacjach na Hawajach.
Doświadczenie ostatnich kilku lat pokazuje, że zmienia się jedynie jakość, natężenie oraz styl tej nagonki. Sens pozostaje ten sam – w taki sposób zohydzić daną grupę, by nawet jej najmądrzejszy postulat ginął wśród “skandali” z jej udziałem. Dwa dni temu to byli kibice, wczoraj górnicy (nigdy pod ziemią nie byli, całe życie w związkach a się mundrują!) i sędziowie, dzisiaj rezydenci. Kto będzie jutro i pojutrze? Gdybym miał się pobawić w proroka, obstawiałbym że w końcu o swoje upomną się nauczyciele – z mojej perspektywy zawód niemal równie ważny, jak lekarze a jednocześnie chronicznie niedofinansowany. Co wtedy usłyszymy w mediach? Mają dwa miesiące wakacji i narzekają! Ferie zimowe, podczas których my musimy chodzić do pracy! Jedna z nauczycielek była na wakacjach na Fidżi! W pokoju nauczycielskim w Warszawie CBA odnalazło drogą wodę mineralną i aż trzy rodzaje ciasta przygotowane na radę pedagogiczną! Ta uprzywilejowana kasta śmie czegokolwiek żądać od nas? A raczej: od was, bo to przecież wy ich finansujecie?
A może zaprotestują strażacy? Ciekawe, który z portali pierwszy dotarłby do problemu alkoholizmu wśród przedstawicieli tej grupy, ciekawe, który pierwszy odnalazłby staruszkę, której kot zginął pod kołami rozpędzonego wozu strażackiego. O suto zakrapianych weselach, na których strażacy hańbili mundur nie wspominam, na pewno byłby to jeden z trzech pierwszych tematów w “Wiadomościach”.
Najbardziej bolesne, że w tym wariactwie brało już dawniej i bierze udział teraz mnóstwo osób z bardzo odległych od siebie biegunów światopoglądowych, o różnych poglądach politycznych, o różnym wykształceniu czy statusie społecznym. Zupełnie jakby nie istniał żaden sposób ochrony przed uleganiem nagonce, przed poddawaniem się kompletnie bezmyślnych uogólnieniom i manipulacjom. Ci sami ludzie, którzy wydają się rozumieć złożoność i wewnętrzne zróżnicowanie w określonych środowiskach – na przykład działacze społeczni dostrzegający, że nie każdy uchodźca to terrorysta, jednocześnie chętnie ulegają wrażeniu, że każdy uczestnik Marszu Niepodległości to mniej lub bardziej jawny neonazista. Dziennikarze, którzy niedawno rozdzierali szaty, by odróżniać kibiców od chuliganów, teraz twardo cisną po lekarzach-rezydentach na podstawie ich zdjęć z Instagrama.
Nie wiem, czy to wina tych “baniek informacyjnych”, czy to wina zaostrzającej się “walki klas”, czy może po prostu zaburzenia balansu między czasem spędzanym w mediach społecznościowych i poza nimi. Wiem, że to bardzo źle, gdy wystarczy tydzień, by napuścić dziką hordę na dowolnego wroga. Niezależnie od tego, kto aktualnie pełni rolę wroga, dzikiej hordy i napuszczającego.