– Liczba straconych goli to jest problem, ale szczęściem w tym nieszczęściu jest to, że sporo bramek pada po stałych fragmentach. A to akurat jest najłatwiejsze do poprawy – przed mistrzostwami świata będzie trochę czasu na spokojne treningi i wyeliminowanie wad – mówi w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” Wojciech Szczęsny.
FAKT
Kontuzja Piszczka nie tak groźna, jak się początkowo wydawało.
Szczegółowe badania w klubie wykazały, że Piszczek ma naderwane więzadła poboczne kolana i przez kilka tygodni nie będzie mógł trenować. Jest jednak lepiej niż prognozowano, bo początkowo lekarze podejrzewali, że więzadła są zerwane. Obędzie się bez operacji.
Football Leaks solą w oku piłkarzy. Bo wyjawia ich tajemnice.
– Nie byłoby mnie tu, gdybym nie nazywał się Cristiano Ronaldo – powiedział niedawno przed sądem gwiazdor Realu.
Samo to, że nawet najlepszy piłkarz świata musi się tłumaczyć z lokowania swoich gigantycznych dochodów w rajach podatkowych, świadczy o sile dokumentów z „Football Leaks”.
W pewnym sensie Ronaldo ma jednak rację. Nie jest bowiem jedynym ze świata futbolu, który ucieka się do niejasnych praktyk, chcąc każdego zarobionego centa ukryć przed urzędami podatkowymi. W podobny sposób, co udowodniło „Football Leaks” działali lub działają także Jose Mourinho (54 l.), Angel Di Maria (29 l.), Mesut Ozil (29 l.) i wielu innych sportowców lub trenerów.
Damian Kądzior motywuje kolegów z Górnika.
Dla piłkarzy Górnika od tej pory będzie motywującym bodźcem, bo Rafał Kurzawa (24 l.), Michał Koj (24 l.), Łukasz Wolsztyński (23 l.) czy nawet nieco starszy Szymon Matuszek (28 l.) muszą widzieć, że selekcjoner docenia solidność, a przecież teraz Górnik jest ligowym liderem. Nawałka zaś grę sensacyjnego beniaminka obserwuje ze szczególną uwagą również dlatego, że i on do reprezentacji Polski trafił bezpośrednio z Zabrza.
– Wszyscy widzimy, że można zapracować na taką szansę, przecież ja w czerwcu byłem w Suwałkach, grałem jeszcze w pierwszej lidze – przypomina Kądzior.
GAZETA WYBORCZA
Islandia dokonała czegoś więcej niż cudu, awansując na Euro, a zaraz potem na mundial.
Islandczyków nie wolno posądzać, że im się poszczęściło. Rosną konsekwentnie od pięciu lat. Z rywalizacji o poprzedni mundial odpadli dopiero po barażach, a na mistrzostwach kontynentu zatrzymali się na ćwierćfinale.
I nigdy nie prześlizgiwali się dzięki sprzyjającemu splotowi okoliczności. Wprost przeciwnie. W eliminacjach do Euro 2016 wyprzedzili m.in. Turcję i Holandię. W turnieju finałowym najpierw zremisowali z późniejszą złotą medalistką Portugalią, by następnie odesłać do domu Anglię. Wreszcie w zakończonych kwalifikacjach mundialowych zdystansowali Ukrainę, znów Turcję, a przede wszystkim Chorwację – ekipę z tłumem wyczynowców z największych firm, od Realu, Barcelony i Atlético, przez Juventus, Inter i Milan, po Monaco i Liverpool.
W piłkę Islandia postanowiła zainwestować kilkanaście lat temu. Zimą temperatura spada tam gdzieniegdzie nawet do 30 stopni poniżej zera, a ciemność zapada na 20 godzin na dobę, więc trzeba było przenieść granie pod dach, na sztuczną nawierzchnię. Kiedy budowano hale – powstało już ponad 30 pełnowymiarowych i 150 mniejszych boisk – wystartowały powszechne kursy trenerskie, które uczyniły kraj, biorąc pod uwagę fachowca przypadającego na liczbę mieszkańców, jednym z najlepiej wyedukowanych futbolowo na świecie. Już każdego czterolatka dogląda tam nauczyciel z licencją UEFA.
Czym na mundialu zaskoczy Nawałka? To pytanie w drugim piłkarskim tekście w „GW” stawia Michał Szadkowski.
Trener Duńczyków Age Hareide przed oboma meczami mówił, że Polskę łatwo rozszyfrować, bo gra bardzo powtarzalnie. A po zwycięstwie 4:0 w Kopenhadze tłumaczył, że piłkarze Nawałki nie odnajdują się w chaotycznym futbolu, nie potrafią się przeciwstawić zespołowi, który gra długimi podaniami, traci atuty, jeśli nie może kontrolować meczu (…).
Przewidywalność wynika z materiału, na którym pracuje Nawałka. Polski nie stać na wywijasy taktyczne, ciągłe zmiany ustawienia w trakcie gry. Wciąż mówimy o drużynie, w której nie brakuje piłkarzy z ograniczeniami. Kamil Grosicki był jednym z bohaterów eliminacji. Przysłużył się do awansu trzema golami i trzema asystami. Ale to nie jest zawodnik potrafiący zaskoczyć rywali. Środkowi pomocnicy umieją przejąć kontrolę nad meczem, ale jedynym, który jest w stanie zagrać nieszablonowo, jest Piotr Zieliński. Rozgrywający Napoli znaczy w drużynie coraz więcej. Eliminacje skończył z czterema asystami, ale nie da się powiedzieć, by brał już ciężar gry na siebie.
SUPER EXPRESS
Te dzieciaki dały awans na mundial. Czytania za wiele nie ma, w każdym razie „Super Express” pokazuje, jak za młodu wyglądały dzisiejsze gwiazdy reprezentacji Polski.
Błaszczykowski i pechowo tracone szanse na występ na wielkich imprezach. Tym razem będzie niezniszczalny?
Przytrafił się uraz pleców, przez co nie został powołany na mistrzostwa świata w 2006 r. Ten rok był dla niego wyjątkowo pechowy, bo w grudniu musiał operacyjnie leczyć przepuklinę, przez co stracił kolejne trzy miesiące.
Kolejna wielka impreza – Euro 2008 – również przeszła mu koło nosa. Znalazł się wśród powołanych, ale odnowił mu się uraz mięśnia dwugłowego i w jego miejsce “wskoczył” Łukasz Piszczek.
Najbardziej pechowy był dla niego 2014 r., gdy grając w Borussii, zerwał więzadło w lewym kolanie. Pauzował dokładnie 224 dni, przez co nie zagrał w żadnym meczu reprezentacji.- Kontuzja? Jak jesteś dobry, to będziesz dobry, a z urazem sobie poradzisz – mówił przed laty. Oby tym razem przygotowania do mundialu przebiegły dla Kuby bez kłopotów zdrowotnych.
PRZEGLĄD SPORTOWY
W „Przeglądzie” jedynką duży wywiad z Wojtkiem Szczęsnym.
Wszyscy narzekają na zbyt dużą liczbę straconych goli – 14 w dziesięciu meczach el. MŚ. W kalifikacjach do ME Polska dała sobie wbić dziesięć, potem na EURO już tylko dwie w pięciu spotkaniach.
Tej wersji się trzymajmy: jak mamy tracić, to w eliminacjach, a nie na wielkich imprezach. Widocznie przyjmujemy strategię – im więcej bramek wbiją nam w kwalifikacjach, tym mniej na turnieju. Ostatnio było dziesięć, teraz czternaście, więc na mundialu powinno być dobrze. Mówiąc poważnie – wydaje mi się, że liczba straconych goli to jest problem, ale szczęściem w tym nieszczęściu jest to, że sporo bramek pada po stałych fragmentach. A to akurat jest najłatwiejsze do poprawy – przed mistrzostwami świata będzie trochę czasu na spokojne treningi i wyeliminowanie wad. Dodam jeszcze, że łatwiej jest eliminować mankamenty niż znaleźć odpowiednich wykonawców, czyli świetnych zawodników. My takich w reprezentacji mamy, są w stanie poprawić grę defensywną. Będzie trochę roboty, ale tak samo było przed EURO – pracowaliśmy głównie nad defensywą i potem było widać efekty.
Te dziewięć miesięcy czekania na turniej to trudny czas?
Nie. Co dwa lata każdy piłkarz powinien mieć przedłużony sezon ze względu na udział w imprezie mistrzowskiej. To powinien być dla nas standard. Oczekiwanie jest o tyle fajne, że od momentu awansu każdy ma przed sobą określony cel związany z drużyną narodową. W klubie jesteśmy nastawieni na coś innego: walkę o mistrzostwo, wygranie Ligi Mistrzów, obronę przed spadkiem, itd. Za tym wszystkim stoi reprezentacja, w której najpierw trzeba wywalczyć miejsce na mundial, potem się odpowiednio przygotować, zagwarantować miejsce w podstawowym składzie na pierwszy mecz. To fajny okres, bo daje dodatkową motywację.
Śląsk przestał zawodzić na własnym stadionie.
Przez lata zależność była jasna: silny rywal, wielki bagaż oczekiwań, duża frekwencja na trybunach, a potem często totalna klęska na boisku. Piłkarze wrocławskiego zespołu grali jakby ze spętanymi nogami, przytłoczeni jeszcze bardziej niż na co dzień, kiedy 40-tysięcznik świecił pustkami. A w meczach, kiedy na obiekt przychodziło dużo kibiców, dobry wynik i widowiskowa gra były szczególnie pożądane – wielu z nich to byli ludzie nowi, których po klęsce jak 0:4 z Legią rok temu trudno było potem namówić na ponowną wyprawę na Aleję Śląską.
Przed rozpoczęciem sezonu 2017/18 statystyka meczów rozgrywanych na Pilczycach przy dużej publiczności układała się w ponurą dla wrocławian prawidłowość. Spośród spotkań, na które przyszło więcej niż 20 tys. widzów, udało się wygrać tylko dwa na… jedenaście prób. Teraz spotkania z Legią i Lechem pozwoliły ją poprawić.
Legia poleci na Florydę, zagrać turniej towarzyski z ekwadorską Barceloną i kolumbijskim Atletico Nacional.
Legia w dniach 10-20 stycznia weźmie udział we Florida Cup. Zmierzy się tam z Barceloną i Atletico, ale oczywiście nie z gigantami hiszpańskiej La Liga tylko zespołami o takich nazwach z Ameryki Południowej, które należą do kontynentalnej czołówki. Koszty pobytu mają pokryć organizatorzy, mistrzowie Polski zapłacą tylko za przelot. Plusem jest też pogoda. W styczniu na Florydzie średnia dzienna temperatura maksymalna wynosi 22 stopnie, czyli jest np. siedem stopni wyższa niż w hiszpańskiej Andaluzji i pięć wyższa niż na Cyprze. Do tego w tym stanie USA o tej porze roku pada rzadziej niż w ciepłych krajach Europy. Minus to oczywiście zmiana o sześć godzin strefy czasowej.
Kazimierz Moskal w rozmowie z „PS” o odejściu z Pogoni i operacji, którą po opuszczeniu Szczecina przeszedł.
Na początku czerwca opuścił pan stanowisko trenera Pogoni. Co się z panem działo w ostatnich miesiącach?
Przede wszystkim musiałem poddać się operacji. Mam zrobioną endoprotezę biodra. W tej chwili wracam już do pełnej sprawności. Na boisku nie byłem w stanie podbiec do zawodników, pokazać jakieś zagranie. Wystarczyło, że trochę pochodziłem, a noga już zaczynała boleć, kulałem niesamowicie. Wychodząc po schodach nie mogłem postawić całego ciężaru ciała na prawej nodze. A raz złapało mnie w łazience. Tak że miałem problem, by w ogóle z niej wyjść.
Ale chyba nie tylko z tego powodu zrezygnował pan z Pogoni?
Nie tylko. Były też inne powody, osobiste, o których nadal nie chcę mówić. Ale biodro też stanowiło kłopot. Nie wyobrażałem sobie, żebym prowadził zespół, nie będąc w pełni dysponowanym.
fot. FotoPyK