Reklama

Kolarze to druga najlepsza polska reprezentacja 2017 roku

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

09 października 2017, 22:13 • 5 min czytania 8 komentarzy

Nie mam wątpliwości, że gdyby zrobić dziś w Polsce głosowanie na najlepszą reprezentację kraju 2017 roku, piłkarze nożni wygraliby je w cuglach, mimo sukcesów skoczków narciarskich czy żużlowców. W dobie kryzysu szczypiornistów, w czasach, w których zawodzą siatkarze, podopieczni Adama Nawałki zdaniem społeczeństwa zasłużyliby na miano numeru 1. Kto powinien zająć drugie miejsce, tuż za nimi? Moja odpowiedź może was trochę zdziwić, bo będzie nieco przekorna i zdecydowanie subiektywna: kolarze (sorry Kamilu Stochu i Patryku Dudku, zupełnie nie czuję waszych dyscyplin).

Kolarze to druga najlepsza polska reprezentacja 2017 roku

Ale jak to – spytacie, przecież mistrzowie dwóch kółek jeżdżą na własny rachunek, nie stanowiąc drużyny. Cóż, nieprawda. Każdy kto liznął kolarstwa chociaż trochę, wie że to zespołowy sport. Oczywiście jeśli jakiś kozak jest w genialnej formie, to może w pojedynkę wygrać ważny, jednodniowy wyścig, ale już o sukcesie w imprezie kilkutygodniowej – takiej jak chociażby Tour de France – nie masz co marzyć jeśli nie posiadasz dobrych pomocników (Ligi Mistrzów też nie wygrasz sam, choćbyś był Leo Messim).

Jednym z najbardziej cenionych w światowym peletonie jest Maciej Bodnar, czyli taki Grzegorz Krychowiak kolarstwa. Facet, który przez 95% czasu zapieprza ciężko na chwałę zespołu, ale czasem miewa też swoje wielkie chwile. Jak choćby podczas tegorocznej Wielkiej Pętli, kiedy to wygrał w końcu po raz pierwszy na wielkim tourze jazdę na czas. Tuż za nim uplasował się Michał Kwiatkowski, a więc nasz kolarski Robert Lewandowski. Gość, który z jednej strony potrafi pracować ciężko dla drużyny, co pokazał chociażby właśnie we Francji, gdzie był w Sky’u pomocnikiem nr 1 zwycięzcy TdF Chrisa Froome’a. Z drugiej „Kwiato” wspaniale odnajduje się w świetle reflektorów, gdy walczy koło w koło z najlepszymi cyklistami świata. Dowiódł tego dobitnie 18 marca, kiedy wygrał monument Mediolan – San Remo. Jako pierwszy Polak w historii okazał się najlepszy na mecie jednego z pięciu największych jednodniowych wyścigów świata – to jest coś, prawda?

Szczerze mówiąc Michał zaimponował mi jednak w tym roku bardziej w trakcie Wielkiej Pętli. Na 9. etapie tego wyścigu poważną glebę zaliczył Rafał Majka. Pewnie pamiętacie, że ten upadek przekreślił jego szanse na wysokie miejsce w generalce. Nie musicie za to kojarzyć innego wydarzenia: to właśnie Kwiatkowski był tym zawodnikiem, który został ze swoim kolegą z kadry na trasie feralnego odcinka i pomagał mu dotrzeć do mety. Piękny gest, którego „Kwiato” wcale nie musiał wykonać, bo przecież obaj panowie jeżdżą w innych grupach. A jednak, nasz mistrz poczuł się odpowiedzialny za swojego kolegę. Wspaniałe działanie, godne… Lewandowskiego właśnie.

Skoro już jesteśmy przy „Majeczce” – kojarzy mi się trochę z Arkiem Milikiem. W tym roku miał przebłyski, ale kontuzja uniemożliwiła mu rozwinięcie skrzydeł – to zdanie pasuje idealnie i do Rafała (drugie miejsce na Tour de Pologne, ale i opuszczenie MŚ z powodu urazu pleców), i do napastnika Napoli, prawda?

Reklama

Idźmy dalej: czy pośród kolarzy znalazłby się odpowiednik Kamila Grosickiego? A pewnie, że tak! Chłopak nazywa się Paweł Poljański i w grupie Bora-Hansgrohe jest pomocnikiem rzeczonego Majki. Tak jak „Grosik” potrafi w odpowiednim momencie włączyć na skrzydełkach swoje turbo, tak Paweł umie w górach wyrwać do przodu, żeby pomóc Rafałowi. Kamilowi coraz częściej udaje się nie tylko asystować, ale i trafiać do bramki, a „Poljan” wreszcie zaczyna kończyć poważne wyścigi na wysokich pozycjach, co udowodnił w Vuelcie, w trakcie której dzień po dniu zajmował drugie miejsce na szóstym i siódmym etapie. Co jeszcze łączy obu panów? Kiedy harują, to na 100%, ale gdy się bawią, to też nie biorą jeńców.

Duże umiejętności, doświadczenie, mocny charakter, ukształtowany w wyniku wielu niełatwych przeżyć. To nie tylko opis Kuby Błaszczykowskiego, ale także Tomasza Marczyńskiego. Rok straszy od zawodnika Wolfsburga kolarz, skreślony swego czasu przez naszą zawodową grupę CCC Polkowice, dwa razy podczas wspomnianej Vuelty przekraczał linię mety jako pierwszy, czym wprowadził fanów kolarstwa w ekstazę. Po wszystkim nie ukrywał, że dopiero się rozkręca i w 2018 roku, podczas któregoś z wielkich tourów, zamierza powtórzyć swój sukces.

Fani piłki kojarzą tę datę z mundialem w Rosji, ale uwierzcie – kolarze znowu mogą powalczyć wtedy z piłkarzami o miano zespołu numer 1 w kraju. Kwiatkowski zapewne zechce wygrać kolejny monument, Bodnar ma zamiar odkuć się za nieudane MŚ w Bergen, gdzie w zdobyciu krążka w jeździe na czas mocno przeszkodziły mu dwa upadki. Po wszystkim Maciek wycedził tylko przez zęby „za rok poprawimy”. Możecie być pewni, że nie są to słowa rzucane na wiatr albowiem to wyjątkowo zdeterminowany i pracowity facet.

Do tego dochodzi jeszcze głodny sukcesu Majka, który nie tylko spróbuje wreszcie skończyć Tour de France w pierwszej piątce, ale podobnie jak „Bodi” postara się powalczyć o medal mistrzostw świata w austriackim Innsbrucku, gdzie pofałdowana trasa wyścigu ze startu wspólnego wyjątkowo powinna mu leżeć. Gdyby go zdobył, byłaby to piękna puenta kolejnego sezonu. Dla polskich kibiców tym fajniejsza, że w osiągnięciu podium Rafałowi pomogła by drużyna złożona z rodaków, zupełnie jak „Kwiatkowi” w 2014 w złotej Ponferradzie.  Na co dzień oglądamy bowiem biało-czerwonych cyklistów rozrzuconych po różnych grupach (czasem tylko jeżdżą razem, jak wspomniani Majka i „Poljan”) – niestety nie mogą tak jak piłkarze łączyć się kilkanaście razy w roku w jeden organizm. Mimo to traktuję ich jak zespół, pewnie dlatego że największą radość czuję albo wtedy, gdy pomagają sobie bezinteresownie, jak “Kwiato” i Rafał we Francji, albo kiedy ten jeden jedyny raz widzę ich jesienią razem, jadących obok siebie w tych samych strojach, zjednoczonych we wspólnym, poważnym celu. Jego zrealizowanie w 2018 roku w Austrii w przypadku tej grupy jest równie prawdopodobne, jak w przypadku reprezentacji Adama Nawałki w Rosji.

KAMIL GAPIŃSKI

Fot. PZKol

Reklama

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

8 komentarzy

Loading...