Są w świecie piłki bardziej prestiżowe trofea indywidualne niż tytuł króla strzelców eliminacji do mistrzostw świata. Pamiętacie jeszcze, kto strzelał najwięcej, gdy reprezentacje walczyły o bilety na mundial w Brazylii? Albo cztery lata wcześniej, gdy rozdawano przepustki na mistrzostwa w RPA? My bez sprawdzania źródeł nie potrafilibyśmy powiedzieć, że byli to Robin van Persie i Theofanis Gekas. Na to samo pytanie w przypadku na przykład rozgrywek Ligi Mistrzów odpowiedź przychodzi w okamgnieniu – pięć razy z rzędu (raz do spółki z Messim i Neymarem) najlepszy był Cristiano Ronaldo. Nie udawajmy jednak, że korona, której losy rozstrzygną się za chwilę, nie ma żadnego znaczenia. Ma. Choćby dlatego, że Robert Lewandowski stoi przed szansą pokonania mającego obsesję na punkcie wygrywania Portugalczyka.
Dla Ronaldo wprowadzenie Portugalii na mundial z przytupem (kluczowy będzie ostatni mecz ze Szwajcarią) będzie kolejnym mocnym atutem w walce o piątą Złotą Piłkę, która będzie oznaczała dołączenie do Messiego w klasyfikacji piłkarzy, którzy sięgali po nią najczęściej. Tym bardziej, że w sporych tarapatach znajduje się reprezentacja jego głównego rywala i choć Messiemu tak naprawdę można zarzucić niewiele, pewnie będzie miało to przełożenie na opinie głosujących. I choćby z tego samego powodu o koronę powinien powalczyć “Lewy”.
Nie, nie robimy z niego kandydata do przerwania dominacji wspomnianego duetu. Ale miejsce, po którego zdobyciu nie trzeba nazywać plebiscytu “kabaretem”, można wywalczyć właśnie z ten sposób – wprawiając międzynarodową opinie publiczną w zachwyt. A ten już jest widoczny. Można powiedzieć nawet, że świat z uwagą patrzy na poczynania naszej reprezentacji właśnie ze względu na “Lewego”. Sprawdźcie choćby profile znanych tytułów w mediach społecznościowych w trakcie spotkań biało-czerwonych. Wiele z nich błyskawicznie odnotowuje, że napastnik Bayernu znów pozamiatał.
Sam Lewandowski, który był już najlepszym strzelcem eliminacji mistrzostw Europy, oczywiście zawsze powie, że najważniejsza jest drużyna, ale trzeba brać poprawkę na dyplomację. Choćby ostatni sezon Bundesligi, w którym Polak przegrał walkę o koronę, z czym nie było łatwo się mu pogodzić, pokazał jego naturalną, charakteryzującą wielkich chęć do zgarniania wszelkich laurów.
Tytuł jest na wyciągnięcie ręki. Ronaldo wbił wczoraj bramkę Andorze, dzięki czemu udało mu się dobić do “Lewego”. W ich walkę, jeśli nie dojdzie do naprawdę spektakularnego wyczynu, raczej nikt się nie wmiesza…
1. Robert Lewandowski (Polska) – 15 bramek
1. Cristiano Ronaldo (Portugalia) – 15 bramek
3. Romelu Lukaku (Belgia) – 10 bramek
4. Andre Silva (Portugalia) – 8 bramek
4. Marcus Berg (Szwecja) – 8 bramek
6. Christian Eriksen (Dania) – 7 bramek
6. Stevan Jovetić (Czarnogóra) – 7 bramek
8. Ciro Immobile (Włochy) – 6 bramek
8. Aleksandar Mitrović (Serbia) – 6 bramek
8. Andrij Jarmołenko (Ukraina) – 6 bramek
Giganci kontra piłkarze. Deklasacja, którą warto jeszcze raz podkreślić.
A o tym, że kadra Nawałki potrzebuje goli Lewandowskiego, nie trzeba przypominać nawet dzieciom, które wyprowadzają piłkarzy na murawę. Jesteśmy “lewandowskozależni”. W drodze do mundialu napastnik Bayernu odpowiada za 62,5% naszych goli. W innych drużynach, które pojadą do Rosji lub są bardzo blisko wywalczenia biletów, to sytuacja nie do pomyślenia. W Portugalii wkład Cristiano Ronaldo to “zaledwie” 50%. Z lekką zazdrością możemy spojrzeć choćby na Belgię – ekipę, która na mundial awansowała ze strefy europejskiej jako pierwsza, no i w tych eliminacjach strzeliła najwięcej goli spośród wszystkich drużyn. Najskuteczniejszy Lukaku dał zespołowi 25% goli, resztę zapewniło 10 innych strzelców (plus dwa samobóje).
Oczywiście nie mamy prawa też narzekać. W teorii przeciwnicy doskonale wiedzą, na którym z naszych piłkarzy powinni się skupić, ale w praktyce wyłączyć Roberta z gry udało się tylko Duńczykom w drugim meczu. Rzuty wolne, rzuty karne, strzały zarówno prawą, jak i lewą nogą oraz głową. Lewandowski pokazał, że jest napastnikiem kompletnym, czekamy na jeszcze jeden popis. No i mundial, na który pojedzie jako jedna z kilku największych gwiazd.
Fot. FotoPyK